Reklama

Cyberbezpieczeństwo

#CyberMagazyn: Jak rozmawiać z dzieckiem o świecie cyfrowym?

Jak rozmawiać z dziećmi o sztucznej inteligencji
"Podzielenie się swoim światem z dzieckiem jest pierwszym krokiem do nawiązania rozmowy o jego cyfrowym świecie" - mówi Artur Markiewicz.
Autor. @wirestock / Freepik

Technologia, komputery, komunikacja elektroniczna jest już niemal w DNA ludzi. Straszenie, że tam cię tylko okłamią i okradną, na pewno się nie uda, to nie ten kierunek - mówi w rozmowie z CyberDefence24 Artur Markiewicz, ekspert cyberbezpieczeństwa, lider organizacji „Cyfrowy Skaut”.

O tym, jak rozmawiać z dziećmi i nastolatkami o świecie cyfrowym i sztucznej inteligencji opowiada w rozmowie z CyberDefene24 Artur Markiewicz, ekspert cyberbezpieczeństwa, lider organizacji „Cyfrowy Skaut”. To projekt, w ramach którego prowadzone są szkolenia trenersko-pedagogiczne dla rodziców i dzieci na temat cyberbezpieczństwa.


Monika Blandyna Lewkowicz: Co dorośli powinni wiedzieć na temat tego, co dzieci i młodzież robią w przestrzeni cyfrowej?

Artur Markiewicz, ekspert cyberbezpieczeństwa, lider projektu Cyfrowy Skaut: Chciałoby się powiedzieć, że wszystko, ale to jest nierealne. Wiadomo, że nastolatki zawsze będą miały swoje tajemnice. Rodzice powinni więc wiedzieć na tyle dużo, żeby po pierwsze być dla dziecka rozmówcą w tym temacie, a po drugie, by móc zareagować w momencie, gdy widzą, że coś idzie w złą stronę.

Powinni więc wiedzieć np. w jaką grę gra dziecko. To im pomoże zaadresować problem, jak i będą wiedzieli, o czym rozmawiać. Będą mogli pochwalić dziecko wśród innych dorosłych, np. u cioci na imieninach. Powiedzieć: „moje dziecko jest mistrzem świata w Robloxie czy Minecrafcie”.

Z drugiej strony będą ambasadorem dziecka. Jeśli ciocia zacznie krytykować, że on/ona „ciągle tylko gra”, to możemy powiedzieć: „Ale gra z rozsądkiem. Wiem, że oprócz tego tworzy muzykę, grafiki, komunikuje się z znajomymi, poznaje ludzi i ćwiczy język angielski. Więc proszę nie demonizuj komputera”.

Chodzi też o to, by móc uprzedzić pewne fakty. Powiedzieć: „Wiem, że rozmawiasz w internecie z różnymi ludźmi. Pamiętaj, że pośród nich mogą być osoby, które mają złą wolę i np. będą chciały cię okraść”.

Czytaj też

Reklama

Zagrożenia cyfrowe

Jakie jeszcze występuję zagrożenia, których rodzice powinni być świadomi?

Jest ich cały wachlarz. Począwszy od tych stricte technicznych, np. zawirusowanie komputera, wskutek czego trzeba będzie płacić za odzyskiwanie danych; zabiorą dziecku dostęp do gry, bo miało słabe hasła; wbiją mu się na dziennik elektroniczny i narobią mu wstydu.

I z drugiej strony mamy zagrożenia, związane z tym, że internet jest kanałem komunikacji. Po drugiej stronie może być zwykły złodziej, który tylko czeka na dobry moment, żeby poprosić dziecko o BLIK-a. Może udawać przyjaźń lub miłość przez długi czas, a potem namówi do wysłania nagiego zdjęcia. Następnie może szantażować ofiarę - bez względu na to, czy ona ma 7 czy 17 lat.

Kolejne zagrożenie, które ostatnio kwitnie, to deepfake’i tworzone, żeby komuś zrobić na złość. Twarz dziecka można nałożyć na dowolną osobę - w kontekście seksualnym, przemocowym, obyczajowym. Stworzenie takiej wirtualnej persony, która wygląda jak nasze dziecko, może być przedmiotem hejtu z jednej strony, a z drugiej dla tej osoby, której wizerunek został wykorzystany, a dobre imię naruszone, spowodować problemy psychiczne.

Nastolatek sprawcą cyberprzemocy

Jeśli chodzi o zagrożenia, rodzice często myślą o dziecku jako o potencjalnej ofierze. A przecież bywa i tak, że dziecko jest sprawcą cyberprzemocy.

Dokładnie tak. W internecie panuje fałszywe poczucie anonimowości i bezkarności. Tymczasem dowody można zebrać, niejednej ofierze hejtu się to udało – kara jest wtedy nieuchronna.

Kiedyś, podczas zajęć uczniowi ósmej klasy powiedziałem wprost: „Ja wiem, że tobie nikt nie udowodni, że to ty hejtowałeś; że włamałeś się do dziennika, wykorzystałeś cudze hasło. Ale zawsze jest grono potencjalnych sprawców, ograniczone do jednej klasy. Wystarczy, że pan policjant przyjedzie do twojego domu, do rodziców, zapytać, czy coś wiesz w tej sprawie i to będzie dla ciebie za dużo emocji. Tak, on tobie nic nie udowodni. Nikt nie puści za tobą „doktora House’a” i bohaterów NCIS. Ale samo to, że on przyjedzie radiowozem i będzie jechał pod twój adres między kurami na wsi, już jest na tyle dużym ładunkiem emocjonalnym, że być może tego nie uniesiesz”.

Sam ten wstyd, że policjant przyjeżdża pod dom, może być powodem, że te dzieciaki sobie odpuszczą. I to zdziałało cuda. Powiedzieli: „no tak, jak do nas na wieś przyjeżdża radiowóz, to wszyscy później o tym gadają przez dwa tygodnie, że policja była u Kowalskiego”. Nieważne, czy mu coś udowodnili, czy nie – było gadane. To jest taki obyczajowy element, który pozwoli dzieciom uświadomić sobie, że policja będzie sprawdzać, szukać, będzie rozmawiać z rodzicami i smrodek pozostanie, sąsiedzi będą pamiętać. I część nastolatków odpuści takie akcje, tylko z tego względu.

Czytaj też

Reklama

Rozmowa z dzieckiem o świecie cyfrowym

Dochodzimy tu do kwestii, jak rozmawiać z nastolatkami czy z dziećmi. Bywa tak, że rodzic pyta, „co tam robisz w tym komputerze?”, a on/ona odpowie: „To nie twoja sprawa” albo: „nic”. Jak więc rozmawiać z taką osobą, żeby chciała podzielić się swoim cyfrowym światem?

Po pierwsze – zacząć od siebie. Czyli wracasz do domu i opowiadasz dziecku, co tobie się wydarzyło, jakie miałaś problemy z komputerem w pracy czy z panem informatykiem; że coś się udało naprawić, a czegoś nie. Albo że koleżanka ci pokazała nowe narzędzia do obróbki tekstów. Lepiej radzi sobie z przecinkami, dzieli na akapity. Samo podzielenie się swoim światem z dzieckiem jest pierwszym krokiem.

Drugim może być poproszenie dziecka albo wręcz skierowanie go do konfigurowania takich rzeczy jak telewizor czy inteligentna lodówka. Siłą rzeczy dziecko ma większe umiejętności informatyczne niż przeciętny rodzic. W ten sposób dajemy mu sprawstwo, pokazujemy, że jest przydatne i że za coś odpowiada. Nawet na zasadzie: „Włącz nawigację w samochodzie. Nie po to siedzisz w tych komputerach, żebyś mi teraz nie pomagał”.

Niby banał, ale budujesz dzięki temu zaufanie dziecka. Może się ono poczuć potrzebne i odpowiedzialne. Innymi słowy, pokazujesz, że technologia nie jest tylko do tego, żeby ganić, ale korzystać z niej i uczyć się od siebie nawzajem.

Możesz też powiedzieć do dziecka: „Ej, mówili mi w firmie, że trzeba router zaktualizować. Ale ja nie wiem, o co chodzi. Może ty się dowiesz?”. Najpierw może być bunt na zasadzie „co mi ta matka gada, jaki router. Nie mam czasu”. Ale może jednak zatrybi.

Dopiero wtedy można próbować wejść do świata dziecka jakimiś pytaniami, np. „A w co ty grasz? Bo córka mojej koleżanki gra w to i tamto. Też w to grasz? A może kiedyś się spotkacie w tym wirtualnym świecie, bo się okazuje, że jej córka nie jest taka szybka i chciałaby się czegoś dowiedzieć”; albo „A może chcesz iść na jakiś wyspecjalizowany rynek? Na przykład kurs, na którym się dowiesz czegoś więcej? Może programowania chcesz dotknąć? Widziałam ostatnio ogłoszenie”.

Zainteresowanie się światem dziecka, pokazanie mu najlepszego oblicza technologii będzie początkiem do tego, żeby nawiązać kanał komunikacji. Pokazujemy, że nie jesteśmy boomerami, którzy wszystkiego zakazują, a ekran to tylko „gryzie w oczy”.

Technologia, komputery, komunikacja elektroniczna jest już niemal w DNA ludzi. Straszenie, że tam cię tylko okłamią i okradną, na pewno się nie uda, to nie ten kierunek.
Artur Markiewicz

Czytaj też

Reklama

Kolejnym krokiem może być pomoc z wybraniem ścieżki zawodowej.

Tak, coś na zasadzie doradztwa zawodowego. Korzystamy z komputerów na trzech poziomach. Technologia może być wykorzystywana w sposób negatywny, np. do popełniania przestępstw czy innych nieetycznych działań.

Drugi poziom to codzienne użytkowanie – gdzie komputery wykorzystujemy np. do realizacji obowiązków, takich jak odpowiadanie na maile w pracy. Czyli po prostu wykorzystuję komputer do tego, co muszę zrobić i nic więcej mnie nie interesuje.

Trzeci poziom to wykorzystanie potencjału komputerów do czegoś więcej np. budowania własnej przyszłości, rozwijania umiejętności. Możemy zasugerować dziecku, żeby zaczęło korzystać z technologii w taki sposób, aby za 5-10 lat miało z tego korzyść. Chodzi o to, żeby szlifować kompetencje, które w przyszłości mogą być monetyzowane.

Warto motywować do tego dzieci, bo wbrew pozorom one nie mają tak wysokich kompetencji informatycznych, jak to by się mogło wydawać. Z badania „EU Kids” Fundacji Orange, przeprowadzonego w 2018 roku wynikało, że co czwarte dziecko nie wie, jak umieścić film czy muzykę w internecie.

Czytaj też

Co najmłodsi powinni wiedzieć o sztucznej inteligencji?

Jak rozmawiać z dziećmi o sztucznej inteligencji? Czy dzieci w ogóle trzeba uświadamiać co to jest sztuczna inteligencja i jak działa?

Myślę, że podstawowa edukacja jest potrzebna, żeby uniknąć sytuacji, w której AI stanie się dla nich absolutnym autorytetem, na którym polegają bezkrytycznie. Chodzi o to, żeby sztuczna inteligencja nie stała się dla nich studnią mądrości, do której zwrócą się z każdym pytaniem i będą oczekiwać, że odpowiedź, którą uzyskają, będzie zawsze prawdziwa i ostateczna.

Już teraz dla wielu dzieciaków niekwestionowanymi autorytetami stali się youtuberzy. Bez względu na to, jak absurdalne czy błędne mogą być niektóre rady czy informacje, dziecko może ślepo ufać, że są one właściwe, bo padły z ust ich internetowego idola. Na przykład, jeśli youtuber powie, że do pierogów z serem trzeba dodać cynamon, dziecko przyjmie to bez żadnych wątpliwości i będzie uważało, że tylko w ten sposób można zrobić dobre pierogi. To jest bardzo niebezpieczne, bo tak naprawdę fałszywe i niekompetentne autorytety, stają się dla dzieci źródłem wiedzy.

Podobnie może być ze sztuczną inteligencją. Wyobraźmy sobie sytuację, w której AI podaje jakieś nieprawdziwe lub mylne informacje, a użytkownik, zwłaszcza młody, przyjmuje je za pewnik, bo „AI tak powiedziała”. Powinniśmy więc uczyć dzieci, że odpowiedzi generowane przez AI nie zawsze są ostateczne i mogą być kwestionowane; że AI to narzędzie, które świetnie łączy różne informacje, ale jego odpowiedzi nie są absolutnym pewnikiem. Przetwarza dane na podstawie istniejących zasobów, ale nie tworzy samodzielnie żadnej wiedzy: korzysta z tego, co „przeczytała” i połączyła z różnych źródeł.

Co więcej, w przyszłości możemy mieć swoje osobiste modele AI, które będziemy karmić własnymi danymi, dostosowując je do naszych potrzeb. Taki bot stanie się naszym zwierciadłem.
Artur Markiewicz

Czytaj też

Personalny asystent AI

Asystentem.

Tak, ale personalnym, który doskonale rozumie, w jakim kierunku ty możesz podążać. Być może docelowo będzie on połączony z naszymi wszystkimi urządzeniami, profilami na portalach i za nas będzie dbać o niektóre rzeczy. I może ten kierunek stanie się na tyle powszechny, że za chwilę dzieciaki nie będą miały innego źródła wiedzy. Będzie ono dominujące.

Niemniej, ważne jest pokazanie najmłodszym, że to jest narzędzie, które można wykorzystać, które jest w stanie błyskawicznie rozwiązać wiele problemów, natomiast nie można do niego podchodzić bezkrytycznie.

Warto zachęcić ich do obserwowania, badania, analizy tego zjawiska. Sprawdzania, co się dzieje na rynku, co jest lepsze. Przykładowo mam do wyboru pięć takich narzędzi, do każdego wrzuciłem ten sam prompt, to samo polecenie. Z każdego wyszedł mi inny tekst. Mój wniosek jest taki, jedno narzędzie jest bardziej nastawione na taki, a kolejne na inny kierunek.

Samo dojście do tego momentu, że ktoś zaczyna sprawdzać i porównywać, kształtuje ważną kompetencję, która zawsze będzie istotna, czyli analiza i poszukiwanie wiedzy. Sprawi, że dziecko, kiedy dorośnie, nie będzie biernym odbiorcą, nie będzie stało w miejscu. Ta kompetencja na pewno się przyda w życiu zawodowym, jakie by ono nie było – bez względu na to, czy dziecko zostanie piekarzem, dyrektorem fabryki, czy malarzem.

Czytaj też

Co wiedzą o nas narzędzia AI

Uważasz, że powinniśmy być ostrożni w tym, jakie dane wrzucamy do narzędzi AI?

Pytanie jest inne – ile już o nas wiedzą, a my o tym nie mamy pojęcia. To jest prawdziwy problem. To, że maszyna coś wie, to jeszcze pół biedy. Pytanie, czy nas skompromituje, kiedy ktoś inny o nas zapyta i czy przypadkiem nie wyjdą na jaw nasze tajemnice. Nie mam odpowiedzi na to pytanie.
Artur Markiewicz

Dla mnie to jest okej, że maszyna mnie pozna. W końcu nie dowie się o nas więcej niż my sami jej pokażemy. Ona to wszystko przeanalizuje jak Excel, przeliczy, co i jak może się wydarzyć, i nawet zdoła zamodelować nasze działania. To jest proste i może być przydatne.

Gorzej będzie, jak ktoś to z tej maszyny wyciągnie informacje i użyje przeciwko nam. Albo, co gorsza, jak ta maszyna zacznie nami manipulować, bo tak ją zaprojektowano. Być może czeka nas następny poziom marketingu, jeszcze bardziej inteligentny.

Teraz internet sam się sponsoruje – masz paywalla, płacisz subskrypcję albo oglądasz milion reklam. I może narzędzia AI też takie będą. Może ktoś wpadnie na pomysł, że co 15 prompt będziesz musiała obejrzeć reklamę albo zapłacić 23 dolary za abonament. Kto wie? Najbardziej boję się tego, że maszyna zacznie kablować informacje o nas na masową skalę do kogoś, o kim nawet nie wiemy, że istnieje, w sprawach, o których nie mamy pojęcia. I trzeba o tym mówić, od najmłodszych lat, że to jest produkt, który może być wykorzystany przeciwko nam.

Dziękuję za rozmowę.

Druga część wywiadu z Arturem Markiewiczem ukaże się wkrótce.

Serwis CyberDefence24.pl otrzymał tytuł #DigitalEUAmbassador (Ambasadora polityki cyfrowej UE). Jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na:*[email protected].*

Reklama
Reklama

Komentarze