Reklama

Social media

#CyberMagazyn: Rok Muska. Czy Elon zniszczył Twittera?

Jak wygląda Twitter - czyli X - rok po przejęciu rządów przez Elona Muska?
Jak wygląda Twitter - czyli X - rok po przejęciu rządów przez Elona Muska?
Autor. BoliviaInteligente / Unsplash

Rok temu, 27 października, Elon Musk przejął Twittera za 44 mld dolarów. Platforma znana obecnie jako X od tego czasu straciła użytkowników i ma ogromne problemy finansowe. Czy są przed nią jeszcze jakieś perspektywy?

Reklama

27 października minął rok od czasu, kiedy Elon Musk sfinalizował przejęcie Twittera za 44 mld dolarów. Obecnie platforma nazywa się X i przypomina swoją dawną wersję przede wszystkim wyglądem - można śmiało powiedzieć, że reszta diametralnie się zmieniła.

Reklama

Epopeję przejęcia Twittera przez Elona Muska śledziliśmy uważnie. Na naszych łamach można przeczytać liczne teksty o tym, jak wyglądał proces wykupu platformy, ale też o tym, kim jest sam Musk - szef kilku słynnych i prężnie działających w swoich segmentach firm, przez jednych uważany za wielkiego wizjonera, przez innych - za niezrównoważonego socjopatę - miliarder. Spekulowaliśmy też, jak mogą potoczyć się dalsze losy serwisu Twitter - ile z tych prognoz się sprawdziło, można m.in. zweryfikować lekturą niniejszego materiału.

Krajobraz po Musku

Choć formalnie szefową Twittera (obecnie platformy X) jest dziś Linda Yaccarino (pisaliśmy o jej roli tutaj), to jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że za sterami tego biznesu wciąż jednosobowo decyzje podejmuje Elon Musk. Jakie to decyzje - do tego przejdziemy za moment. Warto tu przypomnieć, że sam pomysł przejęcia platformy pojawił się w głowie szefa Tesli w związku z jego przekonaniami wpisującymi się w nurt longtermizmu.

Reklama

Longtermizm jest poglądem, który - w telegraficznym skrócie - zakłada, że wszystkie decyzje muszą służyć długofalowemu dobru ludzkości. Twitter zdaniem Muska to platforma, którą można wykorzystać na rzecz jego utrzymania, tudzież budowy. M.in. tak właśnie Musk argumentował wykup serwisu za cenę nieco zbyt wysoką, jeśli porównać ją z jego realną wartością, słabymi wynikami finansowymi i innymi problemami, z którymi musiała borykać się ta usługa.

Liczby mówią za siebie

Rok po przejęciu przez Muska Twitter ma o 13 proc. mniej użytkowników logujących się codziennie do usługi (dane za wrzesień zestawione z danymi za październik ubiegłego roku - podane przez firmę Apptopia).

Obecnie firma zatrudnia 1,5 tys. osób, a wcześniej było to 7,5 tys. - i tu dla jednych tak drastyczna redukcja zatrudnienia będzie powodem do pochwalenia nowego właściciela Twittera, bo przecież korporacje to nie instytucje charytatywne i jeśli firma może działać przy mniejszej załodze, to wszelkie prawidła kapitalizmu nakazują cięcie kosztów - inni natomiast wskażą, że przez tę redukcję serwis ma dziś problemy, które rok temu albo nie istniały, albo nie miały aż takich rozmiarów.

Problemy te to m.in. drastyczny wzrost dezinformacji i mowy nienawiści na Twitterze, o czym pisaliśmy tutaj. To także rezygnacja Muska z udziału w ponadnarodowych inicjatywach, takich jak m.in. unijny kodeks dobrych praktyk na rzecz walki z fałszywymi informacjami, zwolnienie niemal całego działu moderacji, a także wycofanie z regulaminu platformy zapisów deklarujących walkę z dezinformacją medyczną i mową nienawiści wobec społeczności LGBTQ+, które w serwisie pod wodzą Muska mają się świetnie i są napędzane w dużej mierze przez płatne konta cieszące się większą widocznością (o nich za chwilę).

Upadek cyfrowej agory

Twitter - po tym, jak wrócili na niego prominentni neonaziści i inni zwolennicy skrajności w sferze publicznej (ujmując rzecz eufemistycznie), stracił swój czar „cyfrowej agory”, chyba najważniejszej, jaką dysponowaliśmy w czasie boomu na media społecznościowe w ramach tzw. „Web 2.0” zdominowanego przez tego rodzaju usługi.

Dziennikarze, dyplomaci, aktywiści, profesjonaliści i eksperci z różnych dziedzin niemal w czasie rzeczywistym mogli wymieniać się tam myślami, ogłaszać wyniki bdań naukowych i wyrażać swoje stanowisko na różne tematy - a przy okazji, serwis w krótkim czasie stał się bardzo ważnym źródłem wiadomości o świecie i aktualności (ze względu na szybkość wymiany informacji, którą oferował). Wszystko to zaczęło rozpadać się w pył po zmianach wprowadzonych przez Muska. Dlaczego?

Wiarygodność za opłatą

Elon Musk jako pierwszy przełamał tabu wprowadzania opłat za korzystanie z mediów społecznościowych. Nie zrobił tego wprost - rejestracja na Twitterze nadal jest darmowa, choć są plany wprowadzenia opłaty w wysokości 1 dolara za rejstrację w niektórych krajach.

Zaoferował jednak możliwość korzystania z serwisu w wersji premium - o czym pisaliśmy tutaj. Narodziny usługi Twitter Blue, dzisiaj znanej jako X Premium, nie odbyły się spokojnie - z opcji płatnej weryfikacji konta, po której przy nazwie użytkownika wyświetla się słynny niebieski ptaszek, natychmiast skorzystali znani antyszczepionkowcy, którzy dzięki zwiększonej widoczności wpisów z płatnych kont zaczęli skuteczniej dezinformować na tematy medyczne.

O tym, że płatne, zweryfikowane profile są problemem, pisaliśmy również w kontekście rozpowszechniania się z nich dezinformacji na inne tematy, np. te związane z trwającymi na świecie konfliktami. Sama weryfikacja natomiast, do tej pory będąca wyróżnikiem osób publicznych, autentycznych i zabierających ważny głos w debacie publicznej, całkowicie zdewaluowała się, a nawet - w oczach niektórych - stała się powodem do wstydu.

Przychody z płatnej wersji serwisu nie są również tak duże, jak Musk się spodziewał - według cytowanego przez agencję Bloomberga analityka Travisa Browna, z X Premium korzysta ok. 950 tys. do 1,2 mln osób. Oznacza to mniej niż 1 proc. wszystkich użytkowników platformy i przynosi ok. 120 mln dolarów rocznie. To kropla w morzu zadłużonego Twittera, który stracił dużą część przychodów z reklamy.

Powód jest prosty - najwięksi reklamodawcy, tacy jak Mondelez International, Coca-Cola, IBM czy HBO nie chcieli, aby ich przekaz pojawiał się w pobliżu wpisów pochodzących np. od wspomnianych wcześniej neonazistów. Zdaniem reklamodawców, Twitter jest obecnie serwisem chaotycznym i nieprzewidywalnym - a jak szacuje firma Sensor Tower, firmy, które do tej pory wlewały najwięcej funduszy w reklamę na Twitterze, wydają na ten cel o 67 proc. mniej.

Jakie wyzwania?

Fani Elona Muska zapewne uznają ten materiał za stronniczy, jednak fakt faktem - Twitter umiera. Jednym z największych wyzwań stojących przed platformą jest przyciągnięcie nowych użytkowników, którzy odpłynęli w stronę innych usług - jak np. Fediwersum, którego częścią jest Mastodon.

Wprowadzenie płatnej weryfikacji i wywołany przez nią chaos dotyczący wiarygodności, mowa nienawiści i dezinformacja to tylko kilka powodów. Inne kwestie to zmuszanie użytkowników do korzystania ze sterowanego przez algorytmy modułu „Dla Ciebie”, który aktywuje się niezależnie od naszej woli i wita nas całkowicie nierelewantnymi wpisami, a osób, które obserwujemy, trzeba szukać w innej zakładce.

Inną kwestią są przychody - Twitter, aby żyć, musi odzyskać płynność finansową, której źrodłem w modelu cyfrowego kapitalizmu musi niestety być reklama internetowa. Pojawienie się w firmie Lindy Yaccarino miało zwiastować nowe możliwości dla reklamodawców - w szczególności formaty wideo - to, czy z nich skorzystają, jest jednak zależne od klimatu panującego na platformie i obecności m.in. fałszywych kont i botów rozsiewających dezinformację. Bez tych wyzwań plany Muska na przekształcenie Twittera w X - czyli aplikację do wszystkiego - z dużą dozą pewności spalą na panewce.

Serwis CyberDefence24.pl otrzymał tytuł #DigitalEUAmbassador (Ambasadora polityki cyfrowej UE). Jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected].

Reklama

Komentarze

    Reklama