Reklama

CYBERMAGAZYN

#CyberMagazyn: Jak wojny czipowe odbiją się na przyszłości gospodarki i społeczeństwa?

Autor. Florian Schneider / Unsplash

Nowa zimna wojna między USA a Chinami zmieni nie tylko krajobraz rozwoju nowych technologii, ale też wpłynie znacząco na kwestie społeczne w Stanach Zjednoczonych.

Reklama

Nowe technologie to pole najostrzejszej rywalizacji pomiędzy USA a Chinami, które od kilku lat pozostają w konflikcie handlowym, przez wielu nazywanych „nową zimną wojną".

Reklama

Języczkiem u wagi w ostatnim czasie stały się czipy – podzespoły elektroniczne, które znajdują się dziś właściwie we wszystkim – od oczywistości, jaką są urządzenia multimedialne, z których na co dzień korzystamy, po nowoczesne samochody, ale także broń, systemy obrony czy inteligentne miasta.

Te najbardziej zaawansowane są bardzo skomplikowane nie tylko, jeśli chodzi o ich architekturę, ale także produkcję – aby je wytworzyć potrzeba specjalistycznych maszyn, materiałów i technologii, które na świecie posiada jedynie niewielka garstka kluczowych dla przemysłu czipowego firm.

Reklama

Amerykański Business Insider przypomina, że 90 proc. fizycznej produkcji najbardziej skomplikowanych i pożądanych czipów kontroluje obecnie tajwańska firma TSCM.

Czytaj też

Nowa zimna wojna

Cytowany przez redakcję badacz historii międzynarodowej związany z Tufts University Chris Miller wskazuje, że „stratedzy w Pekinie i Waszyngtonie zrozumieli, że obecnie wszystkie zaawansowane technologie – od uczenia maszynowego do systemów rakietowych, od autonomicznych pojazdów do uzbrojonych dronów, wymagają najnowszych czipów".

Wagę tych podzespołów znacząco zwiększyły problemy z ich niedoborami, które wywołała pandemia COVID-19, wstrzymując produkcję w licznych fabrykach.

W USA rząd federalny zrozumiał dzięki temu, że inwestycje w czipy są kluczowe dla prowadzenia mądrej polityki w kontekście rozwoju technologicznego – stąd planowane przez Biały Dom, wielomiliardowe inwestycje w sektor czipowy, o którym pisaliśmy już na łamach naszego serwisu.

Czytaj też

Pięknie brzmiące zapowiedzi finansowania i innych nakładów inwestycyjnych w rodzimy sektor czipowy mogą jednak mieć niewiele wspólnego z rzeczywistością – choć USA pozostają niewątpliwie mocarstwem, a sankcje, które nałożyły na Chiny faktycznie działają, torpedując wiele wysiłków gospodarczych Państwa Środka (szczególnie tych związanych z pozyskiwaniem bardziej zaawansowanych możliwości produkcji czipów – w zakresie tych podstawowych Chiny są zdolne do samowystarczalności), to jednak same Stany Zjednoczone mają problemy w zakresie realizacji własnych planów.

Business Insider pisze, że zapowiadane przez Joe Bidena inwestycje to kolejne pieniądze, które wpompowane zostaną w wielkie koncerny technologiczne i wcale nie muszą przełożyć się na powstanie większej liczby miejsc pracy w tych regionach USA, które byłyby największymi beneficjentami inwestycji w nowe fabryki podzespołów.

To koncerny – nie amerykańscy bezrobotni – mają zasoby niezbędne do realizacji ambicji technologiczno-politycznych USA. To koncerny mogą pozwolić krajowi na odbudowę przewagi nad Chinami i jej utrwalenie. A jest co odbudowywać.

Czytaj też

Powolna erozja

Według redakcji, pozycja Ameryki jako potęgi półprzewodnikowej od wielu dekad ulegała erozji. Stowarzyszenie Branży Półprzewodników (Semiconductor Industry Association), które zajmuje się lobbingiem branżowym ocenia, iż udział czipów produkowanych w USA na światowym rynku spadł z 37 proc. w 1990 roku do jedynie 12 proc. w 2020 roku.

To olbrzymi spadek, który zawdzięczamy przede wszystkim przeniesieniu produkcji do krajów Azji ze względu na koszty pracy, a także rosnącej potędze Chin, które niepostrzeżenie wyrosły na silnego rywala USA.

W sierpniu ub. roku amerykański kongres uchwalił tzw. ustawę o czipach (Chips Act), która – jak już wspominaliśmy – przekazuje 280 mld dolarów na inwestycje w amerykańskie badania nad czipami i ich produkcję. To jednak bardzo późna decyzja.

Co z niej wynika? Zapadło kilka decyzji o przeniesieniu projektów czipowych do Ameryki. Przykładem jest Intel, który w USA właśnie chce wybudować największą fabrykę czipów za 20 mld dolarów. Jak pisze Business Insider, placówka ta ma być zlokalizowana w Ohio na przedmieściach miasta Columbus i zatrudniać ok. 3 tys. osób. Produkcja ma tam ruszyć od 2025 roku.

Czytaj też

W rozmowie z magazynem „Time" szef Intela Pat Gelsinger mówił, że zdaje sobie sprawę, iż jego firma przyczyniła się do powstania Doliny Krzemowej. „Dlatego teraz zbudujemy Krzemowe Serce" – stwierdził podczas konferencji zapowiadającej inwestycję w fabrykę.

W lokalizacji, którą wybrał są już obecne inne koncerny technologiczne – Amazon, Google, Meta – pisze redakcja. Mamy zatem kolejną inwestycję w regionie, w której już obecne są Big Techy, a średni przychód na gospodarstwo domowe wynosi ponad 200 tys. dolarów rocznie.

Czytaj też

Skutki uboczne

Business Insider podkreśla, że inwestycja Intela jest największą tego typu sektora prywatnego w historii stanu Ohio.

Stan od dawna starał się przyciągnąć do siebie firmy i wielkie projekty, uchwalając m.in. w czerwcu 2021 roku prawo wdrażające liczne ulgi podatkowe i ułatwienia dla biznesu. Rozbudowano je w roku 2022, a na ten rok, który właśnie się rozpoczął, zaplanowano kolejne – np. całkowitą redukcję podatku od nieruchomości dla projektów, których wartość inwestycyjna przekracza miliard dolarów.

Władze stanowe wiedzą, że inwestycje oznaczają pracę – a to w „Pasie Rdzy" jest problemem. Właśnie dlatego zachęty biznesowe w wymiarze finansowym, w które inwestuje Ohio, to m.in. dodatkowe 2 mld dolarów, które lokalna administracja chce włożyć w kuszenie firm, by to właśnie tam realizowały swoje projekty. 700 mln dolarów pójdzie na rozbudowę autostrad i infrastruktury wokół planowanej przez Intela fabryki, a dodatkowe 650 mln – na ulgi podatkowe w zakresie podatku dochodowego, gdy ta już powstanie.

Lokalne władze – w przeciwieństwie do tych federalnych – mają jednak znacznie trudniej, gdy mowa o zadłużaniu się i znajdowaniu środków na finansowanie zachęt dla wielkich firm. Ulgi podatkowe albo dotacje dla koncernów oznaczają, że inne inicjatywy – wymagające również nakładów finansowych – nie zostaną zrealizowane albo wcale, albo w takim wymiarze, w jakim mogłyby, gdyby znalazły się na nie dodatkowe środki.

Czytaj też

Czy zapełnione, nowe miejsca pracy to rekompensują? Według Intela – tak, bo oprócz wspomnianych wcześniej 3 tys. miejsc pracy w samej fabryce, dookoła niej ma powstać kolejne 10 tys. wakatów, które związane będą bezpośrednio z działaniem placówki i obecnością firmy w tym miejscu.

Naukowcy z Uniwersytetu Stanowego w Ohio oceniają jednak, że rzeczywistość wcale nie wygląda tak różowo, a benefity dla firm nie przekładają się na korzyści dla społeczeństwa i negatywnie wpływają na funkcjonowanie publicznych instytucji takich, jak np. szkoły, które swoją działalność opierają przede wszystkim na finansowaniu pochodzącym z podatków. Columbus dobrze zna ten temat – twierdzi redakcja.

Miasto już wcześniej miało problemy wywołane tym, że nazbyt chętnie rozdawało ulgi podatkowe, tym razem – deweloperom budującym domy. W 2021 r. szkoły z tego regionu straciły w ten sposób ok. 51 mln dolarów, za to pieniądze te poszły do firm deweloperskich. Oczywiście – nie bez przyczyny – środkowa część Ohio ma ogromne problemy z dostępnością mieszkań, a populacja tego regionu do 2050 roku ma przekroczyć 3 mln osób. Według naukowców jednak, ulgi podatkowe wcale nie przełożyły się w praktyce na rozwiązanie tego problemu, wydrenowały za to kasę publiczną.

Czytaj też

$$

Problemy środowiskowe

Business Insider w swojej analizie pisze o jeszcze jednym, bardzo często pomijanym aspekcie, jakim są kwestie ochrony środowiska i wpływu na nie inwestycji związanych z produkcją komponentów elektronicznych.

Ustawa o czipach przekłada się na to, że inwestycje tego rodzaju powstaną nie tylko w Ohio, ale też w stanach takich jak Nowy Jork czy Teksas. Rozbudowane zostaną również już istniejące fabryki zlokalizowane niedaleko Phoenix w stanie Arizona, słynącym z pustynnego klimatu.

Redakcja podkreśla, że produkcja czipów prowadzi do zużycia milionów litrów wody każdego dnia. Zwolennicy rozwoju gospodarczego i technologicznego nie widzą w tym problemu i wskazują na jednoznacznie pozytywny charakter obecności fabryk nawet w regionach takich jak Arizona – Intel zatrudnia tam już obecnie ponad 10 tys. osób. Jego placówki to jednak największy „zużywacz" wody w całym stanie.

Sama firma twierdzi, że wiele zużytej wody można potem odzyskać i użyć ponownie – wskazują nawet na to dane, które świadczą o tym, iż w 2020 roku „recyklingowi" poddano aż 80 proc. wszystkich zasobów wody, które zużyła spółka.

Według niektórych obliczeń, 3,7 mln litrów zużytej wody potrafi przełożyć się na 200 dobrze płatnych miejsc pracy w branży półprzewodnikowej.

Czytaj też

Krytycy takiego stanu rzeczy wskazują, że problemy mieszkaniowe i problemy z wodą bynajmniej nie są łagodzone przez fakt, iż dzięki fabrykom powstają nowe miejsca pracy. Profesor geografii z Uniwersytetu Stanowego w Arizonie Rashad Shabazz w rozmowie z Business Insiderem wskazuje, że hurraoptymizm dotyczący nowych inwestycji to raczej wynik kampanii politycznej i kulturowej, a także pragnienia Stanów Zjednoczonych skupionego wokół budowy kolejnych Dolin Krzemowych, niż racjonalna ocena sytuacji.

Jego zdaniem, polityczny przymus kreacji nowych miejsc pracy przeważa nad problemami, z jakimi obecnie mamy do czynienia w mieszkalnictwie czy edukacji a także dostępie do wody. „To jest właśnie to, co dzieje się, gdy politycy i deweloperzy zabiorą się za wspólne kreowanie polityk publicznych" – powiedział cytowany przez redakcję Shabazz.

Może warto przemyśleć tę opinię również w kontekście Polski?

Serwis CyberDefence24.pl otrzymał tytuł #DigitalEUAmbassador (Ambasadora polityki cyfrowej UE). Jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected].

Reklama

Haertle: Każdego da się zhakować

Materiał sponsorowany

Komentarze

    Reklama