Reklama

Social media

Cyfrowa archiwizacja wojny. Posty w mediach społecznościowych dowodami zbrodni?

Autor. Defence of Ukraine / Twitter.com

Zdjęcia, posty czy wideo, jakie oglądamy w mediach społecznościowych pokazują drastyczne, ale prawdziwe oblicze wojny. To właśnie dzięki Telegramowi, Twitterowi czy innym serwisom świat dowiaduje się na szerszą skalę o takich zbrodniach, jak ta w Buczy. Trwa cyfrowy wyścig o archiwizację wojny. Czy posty w mediach społecznościowych będą mogły być później dowodem zbrodni?

Reklama

Na łamach CyberDefence24.pl pisaliśmy o tym, że badacze cyfrowi stoją często przed dylematem dotyczącym archiwizacji postów w mediach społecznościowych, kiedy pokazują one drastyczne sceny – czy powinno przekazywać się je dalej bez cenzury?

Reklama

Z drugiej strony, jeśli chodzi o rosyjską dezinformację, bezwzględnie trzeba z nią walczyć, jednak kłamliwe wpisy Kremla są także dowodem na zakłamywanie rzeczywistości przez Rosję, która podważa wszelkie informacje dotyczące popełnianych przez nią morderstw.

Jak więc reagować, by w sposób właściwy archiwizować cyfrowe dane: zdjęcia, filmy, posty i czy później – po zakończeniu wojny – miejmy nadzieję, jak najszybszym - będą one mogły posłużyć jako dowody wobec rosyjskich żołnierzy, którzy – niejednokrotnie najpierw okutnie postępują z ukraińskimi cywilami, by następnie pozbawiać ich życia?

Reklama

Czytaj też

Zdjęcia i filmy przedstawiające ciała na ulicach, ale i ocalałych, którzy byli dręczeni przez Rosjan w Buczy obiegły świat po odzyskaniu kontroli nad miastem przez Ukraińców, choćby za pośrednictwem Telegrama. Jak wskazuje „Wired”, wielu badaczy buduje już archiwum tych makabrycznych czynów, a ich celem jest zachowanie postów z mediów społecznościowych, które mogłyby potem udowodnić wszystkie okrutne postępowania Rosjan. Może to bowiem pomóc w przyszłych postępowaniach sądowych.

Żmudna praca wolontariuszy

Z cytowanych przez redakację źródeł wynika, iż pracujący nad cyfrową archiwizacją wojny mają nadzieję, że posty z Twittera, wideo z TikToka czy wpisy z Telegrama przyniosą w efekcie większą odpowiedzialność sprawców, niż to miało miejsce w przypadku poprzednich konfliktów. Obecnie nad archiwum ma pracować ponad 50 wolontariuszy, którzy gromadzą materiał online i kontaktują się ze świadkami domniemanych przestępstw, by zbierać ich zeznania. Ich celem ma być przedłożenie tych dowodów Międzynarodowemu Trybunałowi Karnemu, który w lutym ogłaszał, że będzie dochodził zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości w Ukrainie. Sprawy mogą być także wnoszone np. w Europejskim Trybunale Praw Człowieka.

"Zalew postów z TikToka i Telegrama może znacznie zwiększyć ilość dowodów rosyjskich zbrodni wojennych – ale pomogą one w ściganiu sprawców tylko wtedy, gdy sędziowie zaakceptują takie materiały w sądzie” – mówi jeden z badaczy, cytowany przez „Wired”.

Jego zdaniem, metody badawcze oparte na open source (otwartych źródłach) mogą pomóc w wypełnieniu luk w sprawach, jednak do tej pory rzadko pojawiały się w sądach. Z kolei materiały przesłane przez nieznane osoby były postrzegane jako niewiarygodne i były zagrożone podejrzeniem manipulacji danych.

Czytaj też

Skomplikowane kwestie prawne

Nad zbieraniem dowodów wojny mają także pracować badacze open source z serwisu Bellingcat, którzy są zdania, że podejście sądów może się zmienić dzięki nowym, bardziej rygorystycznym protokołom i technologii archiwizacji postów.

Organizacja Bellingcat miała już korzystać z wywiadu open source (OSINT) przy okazji sprawy samolotu linii lotniczych Malaysia Airlines Boeing 777, lecącego z Amsterdamu do Kuala Lumpur, który został zestrzelony nad Ukrainą w 2014 roku. Do wniosku, ze został on zestrzelony przez pocisk rosyjskiej armii doszli oni do wniosku po analizie zdjęć zamieszczonych w sieci.

„Ukraina będzie prawdopodobnie pierwszym miejscem, w którym dowody z otwartego źródła zostaną szczegółowo przetestowane w sądzie” – mówi dziennikarzom Nadia Volkova, dyrektor Ukraińskiej Grupy Doradztwa Prawnego.

Biuro Praw Człowieka ONZ miało wydać już wytyczne prawne, dotyczące gromadzenia, weryfikowania i wykorzystywania dowodów z otwartych źródeł i mediów społecznościowych na temat naruszeń praw człowieka.

Dla przykładu, Centrum Praw Człowieka w Berkeley miało stworzyć narzędzie, które pomaga w gromadzeniu dowodów online i które są przekazywane do organizacji non-profit Mnemonic, której oprogramowanie pobiera posty z platform i generuje skrót kryptograficzny, by pokazać, że post nie był zmieniany. Następnie zapisuje je w archiwum cyfrowym, które następnie zostanie udostępnione śledczym.

Jak gromadzić cyfrowe dowody?

W kwestii gromadzenia cyfrowych dowodów badacze robią postępy: Global Legal Action Network (GLAN) i Bellingcat mają wspólnie pracować nad metodologią gromadzenia materiałów online, które będą wykorzystywane w dochodzeniach. Prace są jednak w toku, a końcowy protokół ma zostać wykorzystany w przypadku wojny w Ukrainie.

Protokół ma wymagać, aby badacze korzystali z nieużywanego loginu do komputera i przeglądarki wolnej od plików cookies i dokładnie notowali każdy odbyty krok. Każda wyświetlana strona oznaczana ma być znacznikiem czasu i przechowywać skrót kryptograficzny (by w śledztwie każdy krok badacza był znany i by usunąć ewentualne podejrzenie o manipulację danymi).

Hadi al Khatib, dyrektor wykonawczy Mnemonic, który zajmuje się zbieraniem materiałów OSINT na temat wojny w Ukrainie ocenił, że ilość treści na temat tego konfliktu jest znacznie większa niż „w jakimkolwiek innym, dokumentowanym przez śledczych otwartych źródeł”.

Utrudnieniem w pracy śledczych ma być teraz przede wszystkim usuwanie postów przez platformy społecznościowe, które skupiają się na zakazie prezentowania drastycznych obrazów.

Czytaj też

/NB

Chcemy być także bliżej Państwa – czytelników. Dlatego, jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected]. Przyszłość przynosi zmiany. Wprowadzamy je pod hasłem #CyberIsFuture.

Reklama

Komentarze

    Reklama