CYBERMAGAZYN
#CyberMagazyn: Szefowie Big Techów nową arystokracją?
Big Techy od lat stanowią nieodłączną część światowej gospodarki, a ich pozycja z roku na rok rośnie. Nie można jednak zapominać o znaczeniu tych, którzy tymi firmami zarządzają. Czy szefowie Big Techów są dziś nową arystokracją?
„Z dużą władzą powinna wiązać się duża odpowiedzialność" – parafraza tekstu, który pojawił się w komiksie o Spider-Manie, powinna przyświecać wszystkim sprawującym władzę. Współcześnie te słowa coraz częściej dotyczą już nie tylko polityków, ale także tych, którzy decydują o losach wielkich globalnych marek.
Władza Elona Muska, Marka Zuckerberga czy Jeffa Bezosa jest ogromna, a wiele ich ostatnich działań bardzo dobitnie pokazuje, że „apetyt rośnie w miarę jedzenia", a ich chęć decydowania o losach świata jest coraz większa.
Nowy poziom lobbingu
Możni tego świata od niepamiętnych czasów chcieli mieć wpływ na politykę – i to najlepiej tę globalną. Niejednokrotnie ogromny majątek okazywał się być dla nich jedynie środkiem do realizacji bardziej ambitnych celów. Przykład rodziny Rockefellerów, czy też współczesna działalność George'a Sorosa są tego potwierdzeniem. Czasy się zmieniają, ale nie zmienia się ludzka natura. Władza nadal stanowi jeden z naszych największych afrodyzjaków i wciąż toczy się o nią zażarta walka.
W porównaniu do tych, którzy zarządzali wielkimi biznesami w XIX czy nawet XX wieku, władza, którą zdobyli szefowie Big Techów jest nieporównanie inna. Nigdy wcześniej w dziejach świata nie doświadczaliśmy sytuacji, w której tak wąskie grono osób posiadało tak wielką wiedzę na temat pozostałej części globu. Rewolucja technologiczna przyniosła bezprecedensowe zmiany, które oddziałują na nas wszystkich. Ci, którzy są największymi beneficjentami tych przemian, chcą w nich partycypować z coraz większą mocą, oddziałując nie tylko lokalnie.
Czytaj też
Szefowie wielkich firm otwarcie już wspominają o chęci modelowania współczesnego świata. Ich mniej lub bardziej zawoalowane formy lobbingu odbywają się często na pograniczu wielkiego biznesu i wielkiej polityki. Przykładem takiej działalności jest tutaj Tim Cook, CEO Apple'a. Kilka lat temu skutecznie namówił ówczesnego prezydenta USA Donalda Trumpa, do usunięcia iPhone'ów wyprodukowanych w Chinach z listy towarów obłożonych dodatkowymi opłatami przez Stany Zjednoczone.
Innym, jeszcze bardziej znanym przypadkiem, jest tu Elon Musk. Szef Tesli, a od niedawna także Twittera, postanowił aktywnie włączyć się w wojnę w Ukrainie. Udostępnienie ukraińskiemu wojsku satelitarnego systemu Starlink czy przedstawienie pomysłu na stworzenie referendum, które miałoby decydować o ostatecznej przynależności Krymu, to tylko kilka z inicjatyw ekscentrycznego miliardera.
Jak możemy zaobserwować, z biegiem czasu pojawia się ich coraz więcej, a to musi budzić kontrowersje i rodzić pytania o granice ich biznesowej działalności.
Kompromitacja szansą?
Obserwując ostatnie poczynania Elona Muska czy Marka Zuckerberga można odnieść wrażenie, że władza w rękach najbogatszych niekoniecznie jest idealnym remedium na problemy współczesnego świata. Kompromitująca polityka kadrowa Muska w Twitterze (zwalnianie i ponowne zatrudnianie pracowników, wyznaczanie praktycznie nierealnych celów itd.), czy jego emocjonalna chwiejność w kontekście zaangażowania się w wojnę w Ukrainie (grożenie zakończeniem udostępniania Starlinków), a także ślepe przeświadczenie szefa Mety o słuszności jego wizji dotyczącej metawersum (pomimo wielu głosów krytycznych) - pokazują że wielkie pieniądze nie gwarantują nieomylności. Olbrzymie sumy na koncie niekoniecznie są też źródłem wielkiej moralności, a o tym - w kontekście sprawowania władzy - nie powinniśmy zapominać.
Być może doszliśmy do momentu, gdy kolejne kompromitacje najbogatszych ludzi świata otworzą nam oczy i pozwolą dostrzec w nich ludzi, a nie mesjaszy?
Czytaj też
Wątpliwa legitymizacja
Czy już teraz możemy mówić o tym, że doświadczamy zglobalizowanej formy plutokracji, czyli rządów bogatych? Dyskutując o władzy, pojawia się pytanie o jej źródło. Czy pieniądz powinien być jedynym czynnikiem, który zapewnia moc decydowania o życiu innych?
Czy obecna sytuacja nie jest zapowiedzią zmierzchu demokracji? Jaka jest legitymizacja tych, których de facto nikt nie wybrał do sprawowania rządów? Jakie mechanizmy kontroli powinny funkcjonować, aby nie dopuścić do dalszej oligarchizacji życia publicznego? Czy odpowiedzią instytucji państwowych (także znajdujących się w niewątpliwym kryzysie, ale o tym innym razem) mogą być tylko kolejne podatki i cła? Czy ich działania mogą być już tylko reaktywne?
Są to pytania, które warto sobie stawiać już teraz. Warto też szukać na nie odpowiedzi. Brak pogłębionej refleksji będzie oznaczać naszą kapitulację i zakończy się oddaniem wolności walkowerem.
Serwis CyberDefence24.pl otrzymał tytuł #DigitalEUAmbassador (Ambasadora polityki cyfrowej UE). Jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected].
/MG
Haertle: Każdego da się zhakować
Materiał sponsorowany