Reklama

Cyberbezpieczeństwo

#CyberMagazyn: Polska po Pegasusie. Czy zdołamy odbudować zaufanie do państwa?

Autor. Krzysztof Kowalik / Unsplash

Afera z wykorzystaniem systemu szpiegowskiego Pegasus przeciwko osobom związanym z polską opozycją nie wygasła, jak spodziewała się tego część komentatorów, podczas świąt Bożego Narodzenia. Skandal nie schodzi z pierwszych stron gazet i serwisów informacyjnych. Jak sprawa inwigilacji polityków, prawników i aktywistów najpotężniejszym systemem szpiegowskim świata przełoży się na stan polskiej demokracji i zaufania do państwa? Zapytaliśmy o to ekspertów.

Reklama

Na łamach serwisu CyberDefence24.pl od samego początku opisujemy aferę pegasusową. Przypomnijmy krótko - do tej pory wyszło na jaw, że inwigilowani z użyciem tego systemu byli prok. Ewa Wrzosek - krytyczna wobec władzy członkini stowarzyszenia niezależnych sędziów Lex Super Omnia, mec. Roman Giertych zaangażowany w sprawy polityków opozycji, a także sen. Krzysztof Brejza , który przed wyborami w 2019 r. był szefem sztabu głównej formacji opozycyjnej - Koalicji Obywatelskiej.

Reklama

Sam Pegasus to obecnie najpotężniejszy system inwigilacyjny na świecie. Dlaczego piszemy o nim w ten sposób? Przede wszystkim dlatego, że na jego temat znamy stosunkowo wiele danych. Wiemy jak działa i co potrafi - opisaliśmy to dla Państwa w tekście "Anatomia Pegasusa" w lipcu ubiegłego roku.

Nie oznacza to jednak, że nie ma innych systemów inwigilacyjnych o możliwościach porównywalnych z Pegasusem bądź je przewyższających - po prostu nie mamy na ich temat tak wielu informacji, jak na temat systemu dostarczanego przez spółkę NSO Group.

Reklama

Czytaj też

Jaka Polska po Pegasusie?

W ocenie związanego z Fundacją Batorego Krzysztofa Izdebskiego afera Pegasusa jest przykładem braku zaufania państwa do obywateli. "Mam wrażenie, że technologie, które państwo wdraża, w pierwszej mierze służą kontrolowaniu obywateli, a nie np. większej przejrzystości władz" - komentuje w rozmowie z nami.

Jak wskazuje, "zaufanie to relacja dwukierunkowa. Czy możemy zaufać komuś, kto nie ufa nam? Mam poważne wątpliwości" - mówi.

Drugą kwestią jest według eksperta to, czy rząd i politycy podejmują działania na rzecz odbudowy zaufania obywateli do instytucji państwa, które w Polsce jest na bardzo niskim poziomie. "Z jednej strony mamy zaprzeczanie i bagatelizowanie problemu, z drugiej - skupienie się na atakowaniu przeciwników politycznych" - odnotowuje Izdebski. "Dopiero w tle słychać rozmowę o potrzebie systemowych rozwiązań. To zdecydowanie za mało, by rozpocząć proces odbudowywania, a właściwie budowania zaufania do państwa" - uważa.

Czytaj też

Rysa na walącej się kamienicy państwa

"Afera, mimo swojego ogromnego kalibru, jest tylko rysą na walącej się kamienicy państwa" - ocenia przedstawiciel Fundacji Batorego. "Jest wiele innych kwestii, wokół których społeczeństwo się mobilizuje, czy to chodzi o kwestie aborcji, sądów czy pogarszającej się sytuacji gospodarczej" - dodaje.

Zdaniem Izdebskiego, w przypadku afery Pegasusa, Polacy nie mają również powszechnego poczucia, że kwestia inwigilacji również ich dotyczy, zatem nie jest ona wydarzeniem mobilizującym do masowego działania czy organizacji.

Pytany o to, czy w erze takich narzędzi inwigilacji jak Pegasus, działania obywatelskie i sprzeciw wobec władzy są w ogóle możliwe, Izdebski odpowiada: "jestem cynicznym optymistą".

Jak tłumaczy w rozmowie z nami, "społeczeństwa czy ruchy obywatelskie, nie tylko zresztą w Polsce, organizowały się w sytuacjach zagrożenia dużo większymi represjami. Może teraz lepiej będziemy dobierać narzędzia komunikacji i bardziej świadomie z nich korzystać?" - spekuluje ekspert. Jego zdaniem już taka zmiana byłaby wydarzeniem pozytywnym.

"Organizatorzy protestów czy innych form sprzeciwu będą się starali zminimalizować ryzyko, ale nie powstrzyma ich to od działania. W końcu, podobno, mamy gen sprzeciwu" - żartuje Izdebski, odpowiadając na nasze pytanie.

Czytaj też

Efekt mrożący i strach przed państwem

"Aparat państwowy ma szerokie możliwości reagowania na protesty, obywatelskie nieposłuszeństwo czy działalność opozycyjną" - mówi w rozmowie z nami psycholożka i terapeutka Monika Kotlarek, autorka popularnego bloga Psycholog-Pisze.pl. Jak wskazuje, o wiele ważniejsze od środków, które znamy i o których powszechnie wiadomo, są te, o których opinia publiczna nie wie.

"W sytuacji, gdy istnieje poważna możliwość coraz większej inwigilacji oraz różnych form nacisku czy represji, a głos obywateli ma małe znaczenie - możemy odczuwać coraz większy dyskomfort. Będzie on również wpływał na nasz stosunek do państwa" - komentuje ekspertka.

"Na jedne osoby może on wpłynąć powodując u nich efekt wręcz wycofania się i chęci jak najmniejszego kontaktu i relacji na linii obywatel-państwo" - dodaje. "U innych wręcz przeciwnie - poczucie zagrożenia, niesprawiedliwości i oburzenia na administrację może spowodować chęć organizowania się i różnych form sprzeciwu" - wyjaśnia Kotlarek.

Jak podkreśla w rozmowie z naszym serwisem, prawo do prywatności jest jednym z najbardziej fundamentalnych praw człowieka, gwarantowanym zarówno przez Konstytucję RP, jak i Kartę Praw Podstawowych UE czy Konwencję o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności.

"Im mniej są przestrzegane owe prawa, tym bardziej możemy zacząć mówić o tendencji aparatu rządzącego do władzy autokratycznej czy totalitarnej" - wskazuje psycholożka i dodaje, że "wiemy z historii, jak wyglądały czasy, gdy obowiązywała cenzura, obywateli poddawano inwigilacji zarówno w miejscu pracy jak i zamieszkania".

Kotlarek przypomina, że "w państwach totalitarnych mówiło się o wszechobecnym strachu przed kontrolą, podsłuchami czy możliwością donosu. (...) Nowoczesne technologie umożliwiają inwigilację na niespotykaną dotychczas skalę" - podkreśla nasza rozmówczyni.

Jej zdaniem "obawa przed utratą prywatności, czy doznawanie uczucia, że jest się inwigilowanym, może mieć poważne skutki dla naszej psychiki, może to być przyczyną różnorakich zaburzeń, czy stanów lękowych".

Inwigilacja w imię bezpieczeństwa

Administracja często forsuje pewne elementy inwigilacji związane z zapewnieniem bezpieczeństwa obywatelom - jak np. monitoring miejsc publicznych. "Należy jednak rozróżnić to od np. umieszczania podsłuchów, inwigilacji telefonów czy hakowania kont w mediach społecznościowych w celu np. kompromitacji" - zwraca uwagę psycholożka.

W opinii Kotlarek, "obecna technika i afera związana z Pegasusem świadczą o tym, że inwigilacja ma miejsce. Dotyczy co prawda osób związanych z opozycją, co w demokratycznych państwach jest jednak niedopuszczalne, ale niekoniecznie musi świadczyć o tym, że inwigilowane są pojedyncze osoby, czy tzw. szarzy obywatele" - mówi.

"Czy jako obywatele możemy zatem czuć się bezpieczni? Czy wygłaszanie krytycznych uwag lub działalność opozycyjna nie będzie przesłanką, by zacząć być inwigilowanym przez administrację państwową? Nie wiemy tego, nie ma takiej pewności" - mówi.

Czytaj też

Psychologiczne konsekwencje pozbawienia prywatności są dotkliwe

Kotlarek, zapytana o to, jak deprywacja od prywatności może odbić się na zdrowiu psychicznym człowieka, wskazuje, że potrzeba bezpieczeństwa jest jedną z głównych potrzeb ludzkich. "Prawo do prywatności jest jednym z licznych gwarantów owego poczucia bezpieczeństwa" - zaznacza.

"Jeśli zaczynamy odczuwać w tym zakresie niepokój, to może mieć on finalnie różne skutki, od agresywnych zachowań po poczucie strachu, wstydu, złości, zakłopotania, czy wręcz dyskomfortowego poczucia bezsilności" - wylicza.

Czytaj też

Jak naprawić zaufanie do państwa?

Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon, która od dawna domaga się wprowadzenia większego nadzoru nad działaniem służb w Polsce ocenia, że rosnący brak zaufania obywateli do państwa, w tym do stojących na straży naszego bezpieczeństwa służb, negatywnie odbija się na skuteczności tych ostatnich.

"Do odbudowy zaufania nie wystarczą zmiany personalne, wymiana kierownictwa na uczciwych, >>swoich<<" - mówi Klicki. Jego zdaniem "trudno bowiem oczekiwać, by byli oni w ten sposób postrzegani przez drugą stronę sporu politycznego.

Panoptykon od dawna opowiada się za stworzeniem instytucji nadzoru nad służbami, o czym rozmawialiśmy z Wojciechem Klickim już wcześniej.

Również podczas pracy nad tym materiałem, przedstawiciel Fundacji przypomniał ten postulat, zwracając uwagę, że członkami takiej instytucji powinni być profesjonaliści - np. sędziowie z doświadczeniem w sprawach karnych, ale wybierani w sposób dający maksymalnie dużą legitymację - np. przez Sejm za zgodą Senatu, podobnie, jak dziś wybierany jest Rzecznik Praw Obywatelskich.

"Poza możliwie dużą legitymacją do odbudowy zaufania w obszarze bezpieczeństwa, ważna będzie także komunikacja tej instytucji, która nie może być >>czarną skrzynką<<, a która powinna współpracować z obywatelami i ich organizacjami oraz w przystępny sposób komunikować efekty swojej pracy" - podkreśla Klicki.

Chcemy być także bliżej Państwa – czytelników. Dlatego, jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected]. Przyszłość przynosi zmiany. Wprowadzamy je pod hasłem #CyberIsFuture.

Reklama

Haertle: Każdego da się zhakować

Materiał sponsorowany
Reklama