Reklama

Social media

Meta po cichu dopuściła reklamy negujące wyniki wyborów

Autor. Anthony Quintano / Flickr

Meta po cichu wprowadziła zmianę, pozwalającą na umieszczanie w jej serwisach płatnych reklam, negujących wynik wyborów prezydenckich w USA z 2020 roku. Jeszcze niedawno sponsorowanie tego rodzaju treści było przez firmę zakazane.

Reklama

Meta po cichu wprowadziła zmianę, która pozwala na wykupywanie w jej serwisach społecznościowych (Instagram, Facebook) reklam zawierających twierdzenia o tym, że wybory w 2020 r. zostały skradzione. Przypomnijmy - to popularna teza kolportowana przez zwolenników byłego prezydenta USA Donalda Trumpa, który w 2020 r. przegrał z obecnie sprawującym ten urząd - Joe Bidenem.

Reklama

Twierdzenie o rzekomej „kradzieży” wyborów posłużyło zwolennikom Trumpa do konsolidacji sił po przegranej, jak i po zamieszkach, do których doszło 6 stycznia 2021 r. w związku z eskalacją emocji i podburzaniem środowisk skrajnej prawicy do „odbicia” wyborów z rąk frakcji Bidena. Sam Trump - dzięki tej tezie - buduje wokół swojej przegranej mit, który pozwala mu cieszyć się wysokim poparciem wśród swojego żelaznego elektoratu, jak i uśmiechać się do wyborców niezadowolonych z działania administracji demokratycznego prezydenta.

Czytaj też

Cicha zmiana

Zmiana polityki Mety została wprowadzona niepostrzeżenie, jak pisze serwis Gizmodo - w sierpniu 2022 r. To szczególnie istotne, bo w 2024 r. znów w USA będą wybory. W myśl zmian, które wprowadził w ub. roku koncern Zuckerberga w swojej polityce reklamowej, niedozwolone na platformach firmy mają być tylko te reklamy negujące procesy demokratyczne w USA, które dotyczą… nadchodzących lub trwających wyborów.

Reklama

Oznacza to w skrócie, że na temat wyborów, które już miały miejsce, można dezinformować do woli. Według anonimowych rozmówców amerykańskich mediów, przesłanką do zmiany miało być zluzowanie polityki reklamowej ze względu na wolność słowa.

(Nie)zły wzór do naśladowania

Po Mecie, podobne zmiany wprowadziły inne firmy technologiczne, kontrolujące wielkie platformy - np. Google, które ogłosiło, że dezinformacja na temat minionych wyborów nie narusza zasad korzystania z serwisu YouTube, a celem dopuszczenia treści tego typu jest „promocja otwartej dyskusji i debaty”.

Na Twitterze Elon Musk zablokował możliwość zgłaszania tego rodzaju treści do moderacji, która zresztą po wielkich redukcjach kadr w serwisie de facto nie działa, o czym można przeczytać w naszym serwisie tu, w kontekście konfliktu na Bliskim Wschodzie. Przy okazji - każda z platform monetyzuje tego rodzaju treści.

Kontakt z bazą

Wygląda na to, że zmiany wprowadzane przez Big Techy w pewnym sensie kończą epokę wielkiej iluzji, w której wszyscy chcieli myśleć, iż zakazy (np. umieszczania reklam dezinformujących na temat wyborów, lub organicznie generowanych przez użytkowników treści o takiej tematyce) rozwiążą problem manipulacji wokół tematyki wyborczej.

Nic bardziej mylnego - dezinformacja, manipulacje infosferą oraz operacje informacyjne w mediach społecznościowych, których integralną częścią są płatne reklamy, to problem, z którego istnieniem trzeba się pogodzić, a zamiast zakazów postawić przede wszystkim na obywatelskie kształcenie - wówczas prawdopodobieństwo, że toksyczne ideologie znajdą dla siebie grunt w społeczeństwie, jest znacznie mniejsze. Warto przy tym wspomnieć starą prawdę - zakazany owoc, a także temat, zawsze smakują najlepiej.

Serwis CyberDefence24.pl otrzymał tytuł #DigitalEUAmbassador (Ambasadora polityki cyfrowej UE). Jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected].

Reklama
Reklama

Komentarze