Reklama

CYBERMAGAZYN

#CyberMagazyn: Sztuczna inteligencja może sprawić, że praca artystów będzie elitarna

The Portal - praca artystki call me Kiss wygenerowana za pomocą algorytmu Midjourney
Autor. call me Kiss / Flickr

Pojawienie się algorytmów generatywnej sztucznej inteligencji wstrząsnęło światem artystów zajmujących się sztukami wizualnymi. Czy algorytmy zastąpią człowieka? Czy sztuka nadal będzie nam potrzebna? O tym rozmawiamy z Mikołajem Birkiem, cyfrowym artystą również wykorzystującym w swojej pracy narzędzia AI.

Reklama

Mikołaj Birek to urodzony w 1987 roku artysta cyfrowy i autor wielu wystaw indywidualnych, animacji, teledysków oraz realizacji multimedialnych.  Na co dzień pracuje jako asystent w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie, a także sekretarz w Katedrze Projektowania Graficznego i Zakładzie Grafiki Komputerowej.

Reklama

W pracy twórczej i naukowej zajmuje się malarstwem cyfrowym, animacją, fotogrametrią, grami wideo oraz kompozycją i obróbką dźwięku. Jak sam o sobie mówi, w wolnych chwilach chodzi na długie spacery po lasach, trenuje sztuki walki i ogląda „Gwiezdne Wojny". Mieszka w podkarpackim Nowym Borku z żoną i czterema, a - w porywach - siedmioma kotami.

Na łamach CyberDefence24 rozmawiamy z nim o problemach , które z punktu widzenia artysty cyfrowego niesie niepohamowany rozwój sztucznej inteligencji, a w szczególności - algorytmów generatywnych.

Reklama

Mikołaj Birek jest bowiem artystą, który od samego początku dostrzegał problemy związane z ekspansją nowych technologii w dziedzinie sztuk wizualnych i śmiało o nich mówi, co w entuzjastycznie nastawionym do najnowszych wynalazków, polskim społeczeństwie stanowi wciąż pewien wyjątek.

Małgorzata Fraser, CyberDefence24.pl: Jak obecnie wygląda branża, w której pracujesz? Ile jest w niej automatyzacji procesów – np. replikacji elementów przez narzędzia technologiczne działające na zasadzie copy-paste?

Mikołaj Birek: Zajmuję się szeroko pojętymi sztukami wizualnymi, tworzonymi w medium cyfrowym – w tym różnej maści multimediami, animacją 2D i 3D, efektami specjalnymi i malarstwem cyfrowym. Uczę też studentów korzystania ze środowisk, funkcjonujących jako narzędzia w tych dziedzinach. Faktycznie, bardzo duża część procesu twórczego w tych mediach to, jak to nazywam, „rąbanie drzewa" – kilometry scrollowania myszą, tysiące kliknięć, i to mimo już i tak daleko posuniętego zautomatyzowania. Specjalistyczne oprogramowanie oferuje niemal nieskończone możliwości, ale wymaga nauki, ma swoje ograniczenia, które trzeba umieć obchodzić, w trakcie prac powstają problemy, wymagające często znalezienia nowego rozwiązania. Mimo całego tego zaawansowania i automatyzacji to nadal setki roboczogodzin.

MF: Czy zawsze patrząc na dzieło artysty cyfrowego widzimy pracę człowieka?

MB: Czesko-brazylijski filozof, Vilém Flusser, zaproponował w 1983 roku koncepcję „aparatusa", w której opisuje „aparat", będący jednocześnie narzędziem i maszyną, która wyręcza człowieka w pracy, automatyzuje część procesu, do tej pory wykonywanego ręcznie i oferuje atrakcyjne efekty.

Współcześnie takim „hiper-aparatem" jest komputer, w ramach którego możemy posługiwać się mniejszymi „aparatami", czyli oprogramowaniem graficznym. Te cyfrowe środowiska dają z pozoru nieskończone możliwości, łatwo jednak dostrzec, że są one zamknięte w ramach konkretnych ograniczeń, wynikających z natury kodu, pamięci, mocy obliczeniowej.

Flusser pisał o operatorach tych systemów, nazywając ich także „funkcjonariuszami" lub – w kontekście fotografii – „pstrykaczami". Od artystów odróżnia ich to, że nie są zainteresowani stworzeniem czegoś nowego, wyrażeniem uczucia, idei, wrażenia; bardziej niż proces interesuje ich głównie sam aparat, i różne efekty, jakie za jego pomocą mogą uzyskać.

Prawdziwy artysta będzie próbował oszukać swój aparat; nagiąć jego możliwości do własnych celów i stworzyć za jego pośrednictwem coś własnego, unikatowego. Dyletant nie patrzy na zewnątrz, szukając celu do zrealizowania; pochłania go wnętrze i możliwości swojego narzędzia.

MF: A czy technologia pozwoliła na pojawienie się w branży osób, które bez technologii nie miałyby zbyt wielu szans na zostanie artystami?

MB: Kwestia „artysta a technologia" opiera się - w moim mniemaniu - właśnie na odpowiedzi na pytanie, czy dana osoba nadal zajmowałaby się sztuką, gdyby nie miała swojego „aparatu".

Innymi słowy, czy artysta 3D, pozbawiony specjalistycznego oprogramowania, nadal szukałby samorealizacji i pracy w sztukach wizualnych lub innych? Jaskrawym przykładem może być Beethoven, który ogłuchł (całkowicie bądź częściowo), ale mimo to nadal komponował. Jest bardzo dużo osób, które w doskonałym stopniu opanowały jakieś oprogramowanie i niemal mechanicznie są w stanie zrealizować za jego pośrednictwem przeróżne dzieła, ale nie interesuje ich twórcza samorealizacja. Technologia od zawsze szła ze sztuką ramię w ramię, sztukę tą jednak zawsze tworzył człowiek – i robił to niezależnie od tego, jaką technologię miał do dyspozycji.

MF: Jak do tej pory wyglądały naruszenia praw autorskich? Co zmieniła sztuczna inteligencja generatywna – słynne pozwy, np. ten od Getty, wszyscy znamy – ale co z pojedynczymi artystami, z osobami, za którymi nie stoi żadna organizacja? Na czym polegają takie naruszenia.

MB: Artyści zawsze byli narażeni na plagiat i kradzież. Era współczesnego internetu tylko ten proceder pogłębiła. Nie ma w zasadzie dnia bez naruszeń praw autorskich – od pozornie niewielkich, jak usuwanie podpisów autorów i publikowanie ich w mediach społecznościowych bez zgody ani nawet atrybucji autorstwa (czemu swojego czasu przyklasnął Elon Musk, irytując się na artystów, którym zależy na identyfikacji i atrybucji w internecie), po plagiat stylu konkretnych twórców, czy wręcz kradzież i odsprzedawanie cudzych prac – na przykład na jednym z setek portali, umożliwiających druk i sprzedaż koszulek, wydruków i gadżetów z dostarczoną przez autora sklepu grafiką.

Z dużą dozą prawdopodobieństwa, każdy artysta cyfrowy został w jakiś sposób dotknięty takim naruszeniem swoich praw. W moim przypadku była to np. kradzież ilustracji do jednego z moich ulubionych podcastów i sprzedawanie ich w postaci wydruków w internecie. Niestety, świadomość jest nadal niewielka, a banalne z pozoru usunięcie bezprawnie umieszczonej na Facebooku pracy często wymaga wysyłania pism przedsądowych.

Warto przy tym wspomnieć, że artyści rzadko są majętni. Walka o swoje prawa już teraz jest dla nich ekstremalnie trudna. Masowe pożeranie twórczości artystów przez boty do data-scrapingu to po prostu kolejny cios wymierzony w to środowisko, bez którego przecież żaden z algorytmów w rodzaju Midjourney, Stable Diffusion czy DALL-E nie miałby racji bytu.

David Holtz, twórca Midjourney, wprost powiedział w jednym z wywiadów, że „nie zna sposobu, żeby pobrać setki milionów obrazów i wiedzieć, skąd one pochodzą". W taki sposób traktujemy artystów wizualnych.

Jest to tym bardziej jaskrawe, że jeśli porównamy to do podejścia muzyków. O ile mi wiadomo, żaden bot do generowania muzyki nie był trenowany na katalogu Spotify. Możemy sobie wyobrazić wszystkie pozwy o naruszenie, wytoczone przez duże wytwórnie (dokładnie ten powód wymienili programiści Stability AI we wpisie na blogu, opisującym, że baza danych ich bota do muzyki składa się tylko z muzyki na wolnej licencji).

MF: Czy sztuczna inteligencja może być sprzymierzeńcem artystów wizualnych, czy postrzegasz ją jednoznacznie negatywnie?

MB: Problem leży chyba głównie w tym, że te algorytmy po prostu nie są przeznaczone dla artystów. Jak pisał Flusser, artyści znajdą sposoby na wykorzystanie wszelkich narzędzi do realizacji swojej sztuki, więc i AI może być tutaj takim narzędziem. Turecki artysta, Refik Anadol, od kilku lat tworzy swoje instalacje z udziałem algorytmów uczonych maszynowo, czego kulminacją była ostatnio jego wystawaUnsupervised w MOMA w Nowym Jorku.

Świadomy artysta jest w stanie stworzyć za pomocą generatorów AI dzieła monumentalne, korzystając z faktu, że dobrze sprawdzają się one w oferowaniu szybkiej iteracji pomysłów, generacji mnóstwa ilości treści w krótkim czasie, ale i wykończenia gotowej pracy, spinania całości dzieła wspólną klamrą.

Sam wykonałem w ten sposób kilka prac. Użyłem AI jako rodzaju filtra, „ulepszacza", dzięki któremu po ręcznym wykonaniu bazy do obrazu mogę wygenerować kilkadziesiąt wersji przetworzonych przez generator, po czym powybierałem to, co mi odpowiadało, scaliłem, obrobiłem i wykończyłem. W ten sposób zrealizowałem kilka obrazów, będących nowymi wersjami moich grafik jeszcze z czasów z liceum. Mimo użycia AI, każdy z tych obrazów powstawał przez wiele godzin i był po prostu odrobinę zmodyfikowaną wersją metod twórczych, którymi posługuję się od dawna.

Jak widać, może to być narzędzie, jak każde inne, nie to jest jednak jego celem. Docelowo te generatory nie mają za zadanie pomóc w pracy i twórczości, tylko w nich zastąpić. Jeśli w niespełna rok rozwinęły się one na tyle, że ludzie już teraz tracą pracę na ich rzecz, to co będzie za kolejny rok?

Emad Mostaque, twórca Stable Diffusion, napisał na Twitterze, że nie do niego należy zastanawianie się nad tymi kwestiami. Trudno mi więc patrzeć na problem AI tylko przez pryzmat sztuk wizualnych, skoro o rozwoju i wdrażaniu tych technologii decydują "tech bros", którzy w ogóle nie zastanawiają się nad konsekwencją swoich działań.

MF: Czy sztuczna inteligencja w pewnym momencie przestanie być trendem i nastąpi „powrót do człowieka", zaczniemy znowu doceniać to, co robią artyści?

MB: Nie unikniemy tu oczywiście prób prognozowania przyszłości, ale sądzę, że w jakimś stopniu to już się dzieje. Adekwatnie do lawinowego tempa rozwoju tych technologii, błyskawicznie pojawia się teżbacklash – ludzie mają poczucie, że wciska im się sztuczną inteligencję na siłę i buntują się przeciw treściom generowanym automatycznie.

Osobiście myślę, że wraz ze wzrostem liczby generowanej grafiki, muzyki, filmu, animacji czy tekstu, znacznie spadnie ich wartość – to dość logiczne, skoro będzie się to odbywało bez wysiłku, pracy, tzw. „talentu", refleksji, celowości.

Sposób działania algorytmów generatywnych ma bardzo mało wspólnego z ludzką kreatywnością i inteligencją, mimo tego, jak próbują to przedstawiać hiperentuzjaści tych technologii. Jest coś wyjątkowego w ludzkiej perspektywie i wrażliwości. Ilekroć zaciekawia mnie coś wygenerowanego przez AI, znajduję coś stworzonego przez człowieka – niejednokrotnie banalnego w swojej prostocie, a przy tym szczerego, niedoskonałego i uderzającego, co przywraca mi wiarę w przewagę człowieka nad algorytmem. W praktyce może to oznaczać, że sztuka tworzona przez ludzi będzie dla bogatych, a reszcie zostanie pochłanianie treści generowanych masowo przez algorytmy. Przygnębiająca perspektywa.

MF: Na czym Twoim zdaniem dzisiaj polegają główne problemy etyczne z AI – przede wszystkim z perspektywy praktycznej? Teorię tych dyskusji wszyscy zdążyliśmy już poznać na gruncie tego, co publikuje się w USA.

MB: Na poziomie podstawowym główny problem to oczywiście baza treningowa tych algorytmów, tworzona z masowo zeskrobanych z internetu danych, bez oglądania się na pozwolenie, etykę, a nawet prawo. Algorytmy dyfuzyjne nazywa się generatywnymi, ale Adam Conover słusznie zauważa, że w zasadzie można nazwać je „imitatywnymi". Nie są onede facto w stanie zaproponować niczego nowego – to tylko przeżuwanie i zestawianie ze sobą istniejących już elementów, zebranych w gigantycznych bazach danych.

Artysta Tomer Hanuka nazwał ten proceder „masowym eksploatowaniem kapitału kulturowego" i trudno się z nim nie zgodzić. Jednak nawet jeśli popatrzymy na algorytmy trenowane „etycznie", jak to próbuje robić firma Adobe, używając tylko materiałów ze swoich stocków, nie zmienia to faktu, że początkujący artyści i dziennikarze stracą pracę na rzecz generatorów.

W jaki sposób mają się rozwinąć? Utrzymanie się ze sztuki było wystarczająco trudne i bez AI. Teraz dla jeszcze większej rzeszy ludzi stanie się niemal niemożliwe. A, jak mówiłem, to tylko wierzchołek góry lodowej. Goldman Sachs szacuje, że pracę może w związku z rozwojem SI stracić nawet 300 milionów osób. Zaczynam postrzegać rozwój AI jak rodzaj katastrofy naturalnej, spowodowanej ludzką ręką. Jeśli nie poczynione zostaną konkretne, ostre kroki, czeka nas absolutne trzęsienie ziemi.

MF: Jeśli regulować, to jak? Co powinno być dozwolone, co powinno być zakazane? Jakie warunki brzegowe?

MB: To strasznie skomplikowana kwestia. Myślę, że niezbędne jest wyraźne oznaczanie treści generowanych. Powinniśmy, jako ludzie, mieć możliwość dokonania świadomego wyboru przy wyborze treści. Czy na pewno chcemy czytać książki, wygenerowane przez algorytm? Słuchać muzyki, której nikt nie napisał pod wpływem złamanego serca czy pięknego wschodu słońca? Oglądać obraz, nad którym nikt nie spędził ani chwili czasu, powstały bez namysłu i uczucia? 

Należy też surowo ograniczyćdata scraping i masowe wykorzystywanie danych i twórczości bez zgody artystów, ale też wszystkich użytkowników. Przecież nie tylko artyści padli ofiarą generatorów dyfuzyjnych; w bazach danych (np. LAION 5B) są setki milionów prywatnych zdjęć, a nawet danych medycznych. Jesteśmy traktowani jak złoża w kopalni.

Prawnie zakazane powinno być trenowanie algorytmów nie tylko na czyichś obrazach, ale też filmach, muzyce, głosie czy wizerunku. Muszą powstać narzędzia, które pozwolą bronić się przed oszustwami, rozpoznającedeep fake i potrafiące trafnie oszacować, czy dana treść została wygenerowana przez algorytm, czy przez człowieka.

Serwis CyberDefence24.pl otrzymał tytuł #DigitalEUAmbassador (Ambasadora polityki cyfrowej UE). Jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected].

Reklama

Komentarze

    Reklama