Reklama

Armia i Służby

Pojazdy amerykańskiego koncernu znikną z chińskich baz wojskowych

Fot. U.S. Indo-Pacific Command/Flickr/CC BY-NC-ND 2.0
Fot. U.S. Indo-Pacific Command/Flickr/CC BY-NC-ND 2.0

Chińska armia wprowadziła zakaz wjazdu do kompleksów wojskowych samochodom Tesli ze względu na obawy dotyczące bezpieczeństwa, związane z kamerami zainstalowanymi w pojazdach amerykańskiego producenta. Zdaniem sił zbrojnych Państwa Środka urządzenia te mogą zbierać wrażliwe dane i w ten sposób stwarzać poważne ryzyko. Działania Pekinu wraz z argumentacją są analogiczne do kroków podejmowanych przez Waszyngton wobec chińskich koncernów. W konfrontacji dwóch potęg akcja wywołuje reakcję, powodując efekt domina.

Chińskie wojsko nakazało właścicielom Tesli parkowanie ich pojazdów poza terenami wojskowymi – informuje agencja Bloomberga. Wprowadzony zakaz jest związany z obawami Państwa Środka, że największy na świecie producent pojazdów elektrycznych gromadzi wrażliwe dane za pośrednictwem kamer umieszczonych w samochodach w taki sposób, którego chiński rząd nie jest w stanie kontrolować. Zdaniem Pekinu kamery oraz czujniki w pojazdach amerykańskiego giganta stwarzają zagrożenie dla danych (m.in. geolokalizacyjnych), co ma kluczowe znaczenie dla bezpieczeństwa poufnych informacji wojskowych.

Jak dodaje The Washington Post, ograniczenia dotyczące korzystania z pojazdów Tesli obejmują również pracowników kluczowych firm państwowych. Podjęte przez chińskie władze restrykcje są następstwem przeprowadzonego przez rząd przeglądu bezpieczeństwa samochodów amerykańskiego koncernu. Pekin obawia się, że niektóre dane pochodzące z budowanych w pojazdy urządzeń mogą być przesyłane do Stanów Zjednoczonych. 

Amerykański producent wykorzystuje w swoich pojazdach kilka małych kamer, umieszczonych głównie na zewnątrz samochodów, do ułatwienia podróży, w tym parkowania czy używania funkcji autopilota. Większość modeli Tesli posiada także wewnętrzną kamerę zamontowaną nad lusterkiem wstecznym, która służy do obserwacji zachowania kierowcy – wskazuje agencja Bloomberga.

Te rozwiązania nie spodobały się jednak chińskim władzom. W odpowiedzi na zarzuty i decyzje władz Państwa Środka właściciel Tesli Elon Musk na konferencji „China Development Forum” podkreślił jednoznacznie, że gdyby technologia użyta w samochodach jego marki była wykorzystywana do szpiegostwa, podjąłby decyzję o całkowitym zamknięciu koncernu.

„Droga przez ciernie” Muska w Chinach

W tym miejscu warto podkreślić, że koncern motoryzacyjny umocnił swoją pozycję w Szanghaju po zbudowaniu w tym miejscu pierwszej zagranicznej fabryki w 2019 roku. Szczególną popularność na chińskim rynku zyskał szczególnie jeden model: Tesla Model 3 (sedan), który okazał się najlepiej sprzedającym się pojazdem elektrycznym w kraju – przypomina agencja Reutera.

Należy mieć na uwadze, że Chiny, to obecnie największy na świecie rynek pojazdów elektrycznych i dlatego mają kluczowe znaczenie dla realizacji globalnych aspiracji Elona Muska. Podbijając Państwo Środka, amerykański koncern mógłby odnotować dynamiczny wzrost i gigantyczny zysk. 

Jednak koncern napotyka na problemy utrudniające mu działalność w Państwie Środka. Jak przypomina agencja Bloomberga, firma Elona Muska została wezwana przez chińskie organy regulacyjne w związku z problemami dotyczącymi jakości i bezpieczeństwa samochodów, co było związane z m.in. pożarami akumulatorów oraz „nietypowym przyspieszeniem”.

Chiny à la USA

Decyzja Chin o zakazie wjazdu pojazdów Tesli na tereny wojskowe zdaniem obserwatorów przypomina działania Stanów Zjednoczonych wymierzonych w firmy z Państwa Środka, w tym giganta telekomunikacyjnego Huawei – wskazuje agencja Reutera. Posunięcie Pekinu jest świadectwem podjęcia bardziej stanowczych kroków względem amerykańskich podmiotów w czasie rosnących napięć na linii Chiny-USA w ramach wyścigu technologicznego i szerszej geopolitycznej konfrontacji. Warto mieć na uwadze, że restrykcje wobec Tesli zostały ujawnione w momencie chińsko-amerykańskich obrad na Alasce.

Stwierdzenie, że działania Chin wobec Tesli są analogiczne do restrykcji USA wobec firm z Państwa Środka wydaje się nie być przesadzone. Od razu można zauważyć powiązanie nie tylko w działaniu, ale także i argumentacji, której główną osią jest „dbałość o względy bezpieczeństwa narodowego”. Po obu stronach widać takie samo tłumaczenie, odwołujące się do fundamentalnych wartości dla państwa i społeczeństwa, decydujące o jego przetrwaniu i spokojnym rozwoju w chronionym środowisku.

Krok podjęty przez Chiny potwierdza, że państwo nie zamierza bezczynnie patrzeć na działania prowadzone przez największego konkurenta – Stany Zjednoczone. Koncerny z Państwa Środka były wielokrotnie atakowane przez Amerykanów, którzy wskazywali, że stanowią one narzędzie w rękach rządu i służą do realizacji jego celów. Oczywiście firmy starały się odpierać te zarzuty, lecz silna presja ze strony USA sprawiła, że wielu sojuszników poszło śladami Stanów Zjednoczonych i odrzuciło chińskie przedsiębiorstwa, jak np. Huawei, uznając je za faktyczne zagrożenie.

„Ostra” konfrontacja od czasów Trumpa

Skala restrykcyjnej polityki USA wobec podmiotów z Państwa Środka uległa zdecydowanemu rozszerzeniu za czasów administracji Donalda Trumpa. Wówczas na „czarną listę” regularnie trafiały kolejne chińskie firmy, a agresywne działania ze strony Białego Domu odczuły największe koncerny, w tym Huawei czy ZTE. Było to szczególnie widocznie w obszarze 5G, gdzie Amerykanie jednoznacznie ocenili, że chińskie rozwiązania stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego USA oraz sojuszników.

Jednak nie oznacza to, że chińskie firmy powinny z góry uznać siebie za stronę przegraną w konfrontacji z rządem Stanów Zjednoczonych, o czym świadczy przykład Xiaomi. Popularny producent smartfonów został uznany pod koniec prezydentury Donalda Trumpa za „komunistyczną spółkę wojskową”, w efekcie czego nałożono powszechny zakaz przeprowadzania transakcji z tą firmą. Dla koncernu taka decyzja oznaczała gigantyczny cios w odniesieniu do możliwości realizacji globalnych interesów i współpracy z partnerami, a także spełnienia oczekiwać konsumentów.

W związku z tym władze Xiaomi skierowały sprawę do sądu wskazując, że decyzja administracji Donalda Trumpa była arbitralna oraz pozbawiona wyjaśnienia. Po rozpatrzeniu sąd federalny w Waszyngtonie tymczasowo wstrzymał restrykcje nałożone na chiński koncern, co jest równoznaczne z tym, że firma nie zostanie dodana do listy „komunistycznych podmiotów wojskowych”.

Czy w związku z tym rozpoczyna się nowy etap walki chińskich koncernów z rządem USA? A może nowy Prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden będzie miał odmienne podejście do rywalizacji z Chinami?

Wizja Bidena

Niewiele wskazuje na to, że obecna administracja zacznie postrzegać Państwo Środka w innych kategoriach. Nieustannie Chiny są wymieniane przez rząd oraz siły zbrojne USA jako główne zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. Dotyczy to zarówno technologii, wojska, gospodarki, polityki, kultury, społeczeństwa – a więc generalnie wymiaru geopolitycznego. Potwierdzeniem takiego stanu rzeczy mogą być słowa Giny Raimondo, amerykańskiej sekretarz stanu, która jednoznacznie oceniła, że Chiny zaangażowały się w działania, mające na celu osłabienie przewagi technologicznej USA i zagrożenie ich sojuszom, a administracja Joe Bidena „dąży do tego, aby zapewnić, że (...) amerykańska technologia nie wspiera złośliwej działalności Państwa Środka lub innych podmiotów”.

Oczywiście Joe Biden zapowiedział, że jego administracja osobiście przyjrzy się decyzjom Donalda Trumpa podejmowanym wobec Państwa Środka oraz tamtejszych koncernów, ponieważ chce wiedzieć, czy te działania były słuszne i w związku z tym należy je kontynuować. Jednak kolejne kroki Amerykanów świadczą o tym, że Waszyngton nie zamierza rezygnować ze swoich ambicji w kontekście osłabienia Chin w ramach trwającej rywalizacji. Przykładem może być wszczęcie postępowania przez Federalną Komisję Handlu USA w celu ustalenia czy należy znieść upoważnienie China Telecom Americas do świadczenie usług telekomunikacyjnych na terenie Stanów Zjednoczonych.

Strach ma wielkie oczy

Warto mieć na uwadze, że działania Amerykanów wynikają nie tylko z chęci osłabienia największego rywala, jakim są Chiny, ale także są przejawem obaw dotyczących ich szybkiego wzrostu, dzięki ogromnemu potencjałowi, który coraz bardziej realnie zagraża pozycji USA w wielu sektorach. Jedną z nich jest dziedzina sztucznej inteligencji. Państwo Środka intensywnie ją rozwija, aby zdominować branżę i wykorzystać opracowane rozwiązania w ramach wojska. Użycie innowacyjnej technologii podczas operacji militarnych z pewnością usprawniłoby działanie chińskich sił zbrojnych, zwiększając skuteczność prowadzonych misji (poprzez m.in. szybszy proces decyzyjny, precyzyjniejsze uderzenie, zaawansowane planowanie).

Amerykanie dostrzegają problem i są świadomi, że jeżeli nie podejmą stanowczych działań mogą przegrać „wielką grę” o coś więcej niż tylko bycie technologicznym liderem. W tej kwestii jednoznaczny jest wniosek Narodowej Komisji Bezpieczeństwa ds. Sztucznej Inteligencji (ang. National Security Commission on Artificial Intelligence – NSCAI), która stwierdziła, że „Chiny należy uznać za konkurenta posiadającego potęgę, talent i ambicję, aby rzucić wyzwanie amerykańskiemu przywództwu technologicznemu, przewadze militarnej i silnej pozycji Stanów Zjednoczonych na świecie”.

Jednym z problemów Stanów Zjednoczonych jest również wysoki udział Chin w łańcuchu dostaw dla chipów oraz innych strategicznych produktów i komponentów. W związku z tym Joe Biden podpisał rozporządzenie, które ma przyspieszyć wysiłki na rzecz zbudowania niezależnych od Państwa Środka łańcuchów dostaw. W ten sposób Biały Dom nie chce dopuścić do osiągnięcia dominacji w branży przez Pekin, a w całym przedsięwzięciu mają pomóc państwa partnerskie, w tym Tajwan, Japonia, Korea Południowa oraz Australia.

Ambicja – dokąd zaprowadzi Chiny?

Niemniej jednak pomimo silnych starań USA, Chiny mają swoje ambicje i zamierzają je zrealizować, aby w ten sposób umacniać swoją pozycję na arenie międzynarodowej kosztem największego konkurenta. Główne plany rządu przedstawiono w nowym planie pięcioletnim, w którym wskazano, że jednym z celów Pekinu jest osiągnięcie niezależności od amerykańskich technologii, w tym półprzewodników, procesorów, systemów operacyjnych oraz infrastruktury chmurowej. W związku z tym podjęto decyzję o zwiększeniu ogólnokrajowych wydatków na badania i rozwój – będą one rosły o ponad 7% rocznie.

Jaki jest cel chińskich władz? Chodzi przede wszystkim o to, aby krajowe koncerny mogły konkurować z globalnymi markami, w tym gigantami branży Intelem oraz Taiwan Semiconductor Manufacturing Co. Zdaniem rządu kraj stać na osiągnięcie przełomu w dziedzinie innowacji, dlatego też będzie silnie wspierał lokalne firmy, aby szybciej rozwijały się i zdominowały obszar technologii. Realizacja zakładanych celów pozwoliłaby Państwu Środka osłabić pozycję Stanów Zjednoczonych w globalnym układzie, przy równoczesnym umocnieniu własnej pozycji w trwającej geopolitycznej konfrontacji. 

Reklama

Haertle: Każdego da się zhakować

Materiał sponsorowany

Komentarze

    Reklama