Reklama

Lekcja z wojny w Ukrainie. Cyber nie zastąpi tradycyjnych działań

Autor. Defence of Ukraine (@DefenceU)/Twitter

Cyberataki mogą zakłócać infrastrukturę, szkodzić wrogom, ale same nie wygrają wojny. W pojedynkę nie przechylą szali zwycięstwa, chociaż z pewnością odegrają ważną rolę. Z tego względu siły zbrojne nie mogą rezygnować z tradycyjnych zdolności prowadzenia działań na lądzie na rzecz zbyt dużych inwestycji w technologie.

Reklama

Rosyjska inwazja na Ukrainę sprawiła, że wiele państw zostało postawionych w stan podwyższonej gotowości nie tylko w związku z ryzykiem konwencjonalnego ataku, ale (a może i przede wszystkim) wrogich cyberoperacji prowadzonych ze wschodu.

Reklama

Przykładem może być Polska, gdzie jeszcze przed wybuchem wojny u naszego sąsiada rząd wprowadził stopień alarmowy ALFA-CRP (pierwszy w czterostopniowej skali). Miało to miejsce 15 lutego br., jednak już kilka dni później – 21 lutego – premier Mateusz Morawiecki podjął decyzję o wprowadzeniu CHARLIE-CRP, czyli trzeciego stopnia, który był kilkukrotnie przedłużany. Zgodnie z najnowszą decyzją rządu, będzie obowiązywał do końca kwietnia br.

Czytaj też

Rosyjskie zdolności są duże i potwierdzone

Reklama

Takie podejście władz państwowych wynika z doświadczeń z przeszłości, analizy ryzyka i przysłowiowego „dmuchania na zimne". Państwa doskonale zdają sobie sprawę z tego, że Rosja posiada zaawansowane zdolności do prowadzenia operacji w cyberprzestrzeni. Dotyczy to nie tylko sił zbrojnych czy służb bezpieczeństwa i wywiadu, ale także grup hakerskich i cyberprzestępczych powiązanych i/lub pracujących na zlecenie Kremla.

„Rosja dysponuje niezwykle zaawansowanymi podmiotami działającymi w cyber. Można tu wskazać chociażby na wspieraną przez FSB grupę >>Turla<< odpowiedzialną za m.in. szpiegostwo; >>Sandworm<< łączoną z atakiem NotPetya, za którą stoi najprawdopodobniej GRU; czy >>Cozy Bear<< wspieraną właśnie przez Służbę Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej, wiązaną przez USA z atakiem SolarWinds – najpoważniejszym w historii cyberatakiem na USA. Innymi słowy, zdolności rosyjskich w cyberprzestrzeni są faktycznie bardzo duże i do tego potwierdzone” – mówił w rozmowie z naszym portalem dr Błażej Sajduk z Katedry Bezpieczeństwa Narodowego Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Reklama

Czytaj też

Reklama

Ukraina nie odstaje

Z drugiej strony Ukraina również posiada wysoki poziom cybernarzędzi. Przez lata rozwijała swoje możliwości i współpracowała z międzynarodowymi partnerami, m.in. UE i USA, aby osiągnąć poziom, którym obecnie może się pochwalić.

Reklama

Na łamach naszego #CyberMagazynu: „Ukraińska ściana. Rosjanie biją głową w mur” pisaliśmy, w jaki sposób ukraińscy specjaliści przygotowywali się do odpierania cyberataków rosyjskich grup hakerskich. To długotrwały, żmudny wysiłek, który w momencie próby okazał się niezwykle cenny i co najważniejsze – skuteczny.

Widzimy więc, że każda ze stron w trwającej wojnie posiada wysoki poziom cyberzdolności, jednak nie przekłada się to na przełomowe cyberataki, decydujące o przebiegu konfrontacji.

Reklama

Oczywiście działania w cyberprzestrzeni są prowadzone (np. kampanie DDoS, wycieki danych), lecz nie mają one większego znaczenia na zmianę przebiegu wydarzeń. Konwencjonalne operacje (m.in. ataki rakietowe) pozostają głównym elementem kształtującym obraz starcia w Ukrainie.

Czytaj też

Cyber nie zastąpi innych

Reklama

Doron Tamir w C4isrnet ocenia, że cyberataki mogą zakłócać infrastrukturę, szkodzić wrogom, ale same nie wygrają wojny, podobnie jak siły powietrzne – w pojedynkę nie przechylą szali zwycięstwa, chociaż z pewnością odegrają ważną rolę.

Zdaniem eksperta, rosyjska inwazja na Ukrainę przynosi bardzo ważną lekcję: siły zbrojne nie mogą rezygnować z tradycyjnych zdolności prowadzenia działań na lądzie na rzecz zbyt dużych inwestycji w technologie. Oba obszary są potrzebne i nie można jednego zastępować drugim.

Reklama

„Faktem jest, że do dzisiaj nie zaobserwowaliśmy historycznego, zmieniającego zasady gry użycia cybernarzędzi. Żadne cyberataki nie wywołały podobnej skali efektów, jak rozmieszczenie czołgów przez Brytyjczyków w 1917 roku w bitwie pod Sommą w trakcie I wojny światowej lub pojawieniem się myśliwców w XX wieku, 20 lat później” – podkreśla Doron Tamir.

Czytaj też

Chcemy być także bliżej Państwa – czytelników. Dlatego, jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected]. Przyszłość przynosi zmiany. Wprowadzamy je pod hasłem #CyberIsFuture.

Reklama
Reklama

Operacje Wojska Polskiego. Żołnierze do zadań dużej wagi

Materiał sponsorowany

Komentarze

    Reklama