Social media
#CyberMagazyn: Rosyjskie operacje wpływu. Instytucjonalne macki Kremla w mediach społecznościowych
Niszczycielskie cyberataki na Ukrainie, penetracja sieci, szpiegostwo poza Ukrainą oraz operacje wpływu wymierzone w ludzi na całym świecie – to w jednym zdaniu podsumowanie efektów rosyjskiej agresji, w trwającej cztery miesiące wojnie w sferze cyber. Trolle, boty czy propaństwowe media to jednak nie jedyny element machiny, która ma na celu dezinformować świat. To także siatka kont należących do oficjalnych, rosyjskich instytucji. Sumiennie, wytrwale i regularnie rozpowszechniających fake newsy.
Po czterech miesiącach wojny w Ukrainie nikomu już chyba nie trzeba tłumaczyć faktu, że rosyjskie operacje wpływu były, są i będą z pewnością prowadzone. Walka z nimi to codzienna, żmudna praca organizacji fact-checkingowych, które zajmują się walką z dezinformacją i dementowaniem fake newsów.
Z najnowszego raportu Microsoft, podsumowującego rosyjskie działania wynika, że agresorzy – poza atakami kinetycznymi – łączą cyberataki, operacje wpływu oraz działalność szpiegowską. Wszystko po to, by zwiększyć skalę rażenia.
Rosja stosuje taktyki opracowane przez KGB przez kilkadziesiąt lat, z nowymi technologiami cyfrowymi i internetem – o tym pisaliśmy w tym tekście.
Microsoft ocenił, że „przy wystarczającym planowaniu i wyrafinowaniu, operacje wpływu są dobrze przygotowane i wykorzystywane do długotrwałej polaryzacji społeczeństw demokratycznych, która jest charakterystyczna dla naszych czasów”.
Czytaj też
Operacje wpływu wycelowane są wobec różnych odbiorców - to społeczeństwo rosyjskie, ukraińskie, amerykańskie i europejskie. W zależności od „potrzeb” Putina, nadawane są też różne komunikaty, które mają spowodować jeszcze większe podziały. Jak wiadomo: podzielonym społeczeństwem łatwiej manipulować.
Firma w swoim raporcie wskazała, że rosyjskie operacje wpływu skutecznie zwiększyły rozprzestrzenianie się tamtejszej propagandy - po rozpoczęciu wojny o 216 proc. w Ukrainie i o 82 proc. w Stanach Zjednoczonych. Co istotne, a o czym informowaliśmy na naszych łamach na początku inwazji, rosyjskie trolle i boty zmieniły front – z kampanii antyszczepionkowej „przerzuciły się” na tematykę wojenną.
Czytaj też
Operacje wpływu: skoordynowane i długotrwałe
Microsoft ocenia, że operacje wpływu są wyrafinowane i skoordynowane, a im dłużej będzie trwała wojna, tym bardziej będzie widać, jak są wykorzystywane by m.in. podważyć jedność Zachodu. To także nic nowego – to jedynie „nowsza odmiana” propagandy znanej od wieków.
Firma przypomina m.in. o kampanii dezinformacji z początku lat 80. przeciw Stanom Zjednoczonym, które były obwiniane za rozprzestrzenianie się AIDS w Indiach. Później określono ją jako „Operation Infektion” i powiązano z KGB - jako element szerszego działania. Kampanię oceniano jako jedną z najskuteczniejszych w historii zagranicznych operacji wpływu, a miała miejsce jeszcze przed czasami powszechnego dostępu do internetu, z jakimi dziś mamy do czynienia. Dlatego możemy się tylko domyślać, jaką mogłaby mieć siłę rażenia, jeśli porównalibyśmy ją np. do dezinformacji na temat pandemii COVID-19.
Teraz - poza propaństwowymi mediami, o których propagandzie więcej pisaliśmy w tym tekście - rosyjskie władze mogą jeszcze korzystać z technologii i taktyk wspierających prowadzone operacje wpływu. To daje im większe zasięgi, szybkość i możliwość precyzyjnego dotarcia do odbiorcy. Mamy do czynienia z mnogością narracji wskazujących, że rzekomo to „ukraińskie wojsko odpowiada za rosyjską inwazję na Ukrainę”, wskazywanie na „zły Zachód i słabe, rozbite NATO” czy obwinianie albo Ukrainy albo Unii Europejskiej za rosnące ceny żywności czy jej potencjalne niedobory.
Fałszywe narracje są najpierw umieszczane w sieci za pośrednictwem botów i trolli, by w odpowiednim czasie rosyjskie agencje mogły je uruchamiać, tworząc skoordynowaną siatkę wpływu. Na pomoc przychodzą także inne intytucje, kanały wspierane przez rząd i tzw. „pożyteczni idioci”, jak np. influencerzy czy politycy, którzy udostępniają wpisy bez ich weryfikacji.
Przykład? Rozprowadzanie fake newsów o rzekomej „broni biologicznej” i „laboratoriach biologicznych” znajdujących się na terenie Ukrainy. Raport Microsoftu informuje o opublikowanym materiale w serwisie YouTube, który pojawił się pod koniec listopada 2021 roku jako część anglojęzycznego programu, produkowanego przez amerykańskiego emigranta z Moskwy, który twierdził, że „finansowane przez USA laboratoria biologiczne produkują broń biologiczną”.
Materiał nie miał sporych zasięgów, jednak w dniu rosyjskiej inwazji na Ukrainę 10 rosyjskich witryn opublikowało teksty, odwołując się do wskazanej publikacji, jednocześnie próbując ją uwiarygodnić. Następnie finansowane przez rosyjskie władze zespoły pracowały nad wzmocnieniem przekazu w mediach społecznościowych, by zbudować odpowiednie zasięgi. W efekcie zespół firmy zidentyfikował ponad 300 rosyjskich domen internetowych, które tylko w ciągu dwóch tygodni opublikowały artykuły promujące narrację o „laboratoriach biologicznych”.
Narracja ta nie jest jednak nowa – jak wskazywaliśmy, powołując się na badania EU vs. Disinfo – regularnie powtarza się co najmniej od 2014 roku, czyli rosyjskiej inwazji na Krym.
Czytaj też
Rośnie skala dezinformacji
Rozprzestrzenianie się rosyjskiej propagandy po rozpoczęciu wojny wzrosło o 216 proc. na Ukrainie i o 82 proc. w Stanach Zjednoczonych (szacunkowa średnia konsumpcja rosyjskiej propagandy przez Amerykanów to od 60 do 80 milionów odsłon miesięcznie) między innymi dzięki kilku miesiącom starannego planowania wybranych narracji.
Rosyjski rząd rozwija swoje działania w oparciu o technologię, która wspiera taktyki cyberoperacji wpływu, łącząc tradycyjne metody z używaniem cyfrowych rozwiązań i internetu. Chodzi o to, by szerzyć swój przekaz w sieci: bez żadnych granic geograficznych, z większym zasięgiem, dokładniejszym targetowaniem, z szybkością i zwinnością. „I często – niestety – cierpliwość i wytrwałość dają efekty niemal perfekcyjnie zrealizowanych cyberoperacji wpływu” – stwierdza Microsoft w swoim raporcie.
Jak prowadzone są operacje wpływu?
Prowadzone są z precyzją, skoordynowane, długotrwałe – tak można je opisać. Opierają się na prezydenckiej administracji, która bazuje na inicjatywach medialnych, kontrolowanych przez państwo mediach oraz rządowym finansowaniu. Do tego nie możemy zapominać o siatce instytucji, które także propagują swój przekaz.
To Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rosji, które bazuje – poza oficjalnymi kontami w mediach społecznościowych – także na kontach ambasad i samych dyplomatów oraz współpracy m.in. by zyskać globalny zasięg komunikacji.
To również działalności GRU - Głównego Zarządu Wywiadowczego, który bazuje na anonimowych kontach w social mediach (trollach i botach), zalewając je „właściwymi” narracjami, przy jednoczesnym wykorzystaniu sfery cyber, angażując w hakowanie m.in. grupy cyberprzestępcze z Rosji.
Z kolei Służba Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej (SVR) propaguje „rewizjonizm historyczny”, jednocześnie angażując prorosyjskie think tanki i środowisko akademickie.
Federalna Służba Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej (FSB) tworzy środowisko „nowych mediów”, koncentrując się na narracjach „antyfaszystowskich” oraz działalności skupionej na zagranicy.
Natomiast Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej opiera się m.in. na korespondentach wojennych i tzw. „preferowanych” mediach. Najlepiej ilustruje to poniższa grafika.
Jak dezinformują rosyjskie instytucje?
Na przykładzie Twittera można sprawdzić, jak dezinformują rosyjskie oficjalne instytucje. Pamiętać także trzeba – jak wskazaliśmy wyżej – że na tym działalność kremlowskiej propagandy się nie kończy. Do tego dochodzi cała siatka anonimowych kont, prowadzonych przez trolle i przekazy generowane przez boty.
Rosyjska Ambasada w USA twierdzi, że Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej „ma niezbite dowody na utworzenie przez Waszyngton sieci wojskowych laboratoriów biologicznych na terenie Ukrainy”.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rosji cytuje szefa resortu Siergieja Ławrowa, który stwierdził, że „Zachód boi się uczciwej konkurencji”, dlatego pojawiła się „chęć zlikwidowania kultury każdego kraju, który stoi na własnym, narodowo zorientowanym stanowisku i stłumienia wszystkiego, co w jakiś sposób zaprzecza neoliberalnej wizji i porządkowi świata”.
W kolejnym wpisie resort stwierdza, że „nie zobaczymy >>tego<< w mediach głównego nurtu - o celowym ostrzale dzielnic mieszkalnych i infrastruktury Doniecka przez ukraińskie wojsko”. Do tego załączono filmik z rannym chłopcem ze szpitala. W kolejnym wpisie czytamy słowa rzeczniczki Kremla Marii Zacharowej, która stwierdza, że „Należy winić za to (za wojnę) zachodnie reżimy, które podżegają i powodują zniszczenia”.
Ministerstwo Obrony na Twitterze od początku pisało o „specjalnej operacji wojskowej”, a briefingi organizowane przez resort okreslało m.in. „briefingiem na temat prowokacji przeciwko Rosji przygotowanej przez USA i NATO z oskarzeniem o użycie broni jądrowej, biologicznej i chemicznej”.
Jednak „mistrzem” propagandy wydaje się być rosyjska ambasada w Wielkiej Brytanii, która swoje posty publikuje wytrwale, systematycznie i z dużą częstotliwością, udostępniając również treści z innych rządowych kont.
Pisze między innymi: „Młodzi mężczyźni muszą pamiętać, że odmienne środowiska i poglądy polityczne, popierające ideologię neonazistowską nie kończą się dobrze”.
Cytują słowa Zacharowej: „Ukraina i jego zachodni patroni prowadzą kampanię dezinformacyjną przeciwko Rosji . Wymyślają i rozpowszechniają absolutnie fałszywe informacje, mimo że ich poprzednie podróbki zostały szybko zdemaskowane i wyparte”.
Bądź ambasada cytuje słowa Ławrowa: „NATO jest zagrożeniem. Porozmawiaj z obywatelami Iraku i Libii. Ich kraje zostały zrównane z ziemią”.
Czy możemy w jakiś sposób z rosyjską instytucjonalną dezinformacją zwyciężyć? Możemy obalać fałszywe informacje, nie udostępniać ich (z tego powodu nie linkujemy do wpisów, a jedynie załączamy zdjęcia, by potwierdzić, że wpisy istnieją - red.), próbować edukować innych w zakresie dezinformacji i walki z fake newsami. Tylko systematyczną pracą możemy zbudować świadome społeczeństwo, które nie będzie wierzyło (lub przestanie wierzyć) we wszystko, co przeczyta w sieci, nie rozumiejąc, że może być narzędziem manipulacji w rękach Kremla.
Czytaj też
Serwis CyberDefence24.pl otrzymał tytuł #DigitalEUAmbassador (Ambasadora polityki cyfrowej UE). Jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected].
Haertle: Każdego da się zhakować
Materiał sponsorowany