Social media
Afera z wewnętrznymi dokumentami Facebooka. Firma wiedziała o planach ataku na Kapitol
Wewnętrzne dokumenty Facebooka (dziś Mety) wskazują, że firma Marka Zuckerberga wiedziała o planach ataku zwolenników pokonanego w wyborach prezydenckich w USA z 2020 r. Donalda Trumpa na Kapitol, do którego doszło 6 stycznia ub. r. To kolejna, nieznana wcześniej odsłona afery wywołanej przez sygnalistkę Frances Haugen, ujawniającej niewygodne dla koncernu fakty.
Sprawę rewelacji ujawnionych przez byłą pracownicę Facebooka Frances Haugen relacjonowaliśmy na bieżąco w naszym serwisie. To m.in. w związku ze szkodami wizerunkowymi wywołanymi tym skandalem koncern zdecydował się zmienić nazwę na Meta w październiku ubiegłego roku.
Haugen ujawniła wcześniej szereg wewnętrznych dokumentów firmy, z których wynika m.in., że zdawano sobie tam sprawę z rzeczy takich, jak negatywny wpływ Instagrama na zdrowie psychiczne nastolatków. Stosowano również podwójne standardy moderacji treści względem zwykłych użytkowników, jak i osób publicznych znanych na całym świecie, takich jak politycy czy celebryci - byli oni chronieni m.in. przed zastosowaniem wobec nich reguł moderacji treści dotyczących mowy nienawiści czy szerzenia dezinformacji w serwisach Facebooka.
Nowe fakty w sprawie ataku na Kapitol
Serwis Gizmodo, który dotarł do niepublikowanych wcześniej dokumentów z tzw. "Facebook Papers", jak ochrzczono pliki ujawniane przez Haugen, informuje, że koncern Zuckerberga wiedział doskonale, iż na Kapitolu może dojść do zamieszek spowodowanych wzmożeniem wśród zwolenników pokonanego w wyborach prezydenckich Donalda Trumpa.
Na godziny przed wydarzeniami, które z pewnością przejdą do historii nie tylko internetu i nie tylko w postaci memów ze słynnym "szamanem z Kapitolu", pracownicy Facebooka mieli zostać wręcz zalani zgłoszeniami nieregulaminowych treści nawołujących do przemocy.
Jeden z nich na wewnętrznym forum Facebooka napisał, że posty te w oczywisty sposób "zachęcały do eskalacji, sugerowały dokonanie puczu jako jedyne słuszne rozwiązanie sprawy (przegranych przez Trumpa wyborów - red.) lub w inny sposób wspierały protesty, do których doszło".
Również pracownicy innej platformy należącej do Facebooka - Instagrama - raportowali, że aplikacja ta nie ma w zasadzie żadnych mechanizmów mogących powstrzymać zalew przemocy, który gromadził się w postach tam zamieszczanych i wkrótce później miał przenieść się do całkowicie materialnej rzeczywistości.
Obojętność menedżerów
Szef działu technologii Facebooka Mike Schroepfer miał wezwać swoich pracowników do "uzbrojenia się w cierpliwość". Załoga firmy z kolei zaczęła otwarcie oskarżać swoje szefostwo o świadome dopuszczenie do wybuchu zamieszek. "Dawaliśmy temu paliwo bardzo długo i nie powinno nas dziwić, że ostatecznie to wymknęło się spod kontroli" - napisał jeden z pracowników na wewnętrznym forum Facebooka.
"Schrep, ludzie są zmęczeni ciągłymi zapewnieniami o tym, że menedżerowie >>myślą o nich i pamiętają w modlitwie<<. Chcemy realnych działań" - napisał inny.
Publikacja dokumentów dowodem na winę Facebooka
Gizmodo opublikowało jako pierwsze zbiór 28 dokumentów ukazujących bierność Facebooka wobec ekstremizmu politycznego związanego ze środowiskami protrumpowskimi w USA. Dowodzą one tego, co - jak pisze serwis - już dwa tygodnie po ataku na Kapitol ujawniło się w sondażach opinii publicznej - większość Amerykanów była przekonana, że Facebook odegrał pewną rolę w wydarzeniach z 6 stycznia 2021 r. i jest za nie choćby w części w związku z tym odpowiedzialny.
Mowa nienawiści i wpływ na wybory
Dokumenty obrazują skalę wykorzystania Facebooka do manipulacji przedwyborczych, które - choć nie miały tak oczywistego charakteru jak te, do których doszło z udziałem spółki Cambridge Analytica, były niemniej znaczące.
To m.in. zniechęcanie do głosowania określonych grup społecznych oraz mowa nienawiści ukierunkowana przeciwko zmarginalizowanym środowiskom, najbardziej zainteresowanym wyborem progresywnego polityka na prezydenta.
Z publikowanych przez Gizmodo materiałów wynika też, że Facebook doskonale zdawał sobie sprawę z rosnącej świadomości użytkowników jego produktów dotyczącej możliwości narażenia się na oddziaływanie manipulacji i dezinformacji przedwyborczych.
Ostatecznie, dokumenty wskazują, że osobą bezpośrednio powiązaną ze wzrostem liczby wpisów zachęcających do nienawiści i dezinformujących był ówczesny prezydent USA Donald Trump.
Facebook wiedział i nic nie zrobił
Po wyborach z 2020 r. sformowano specjalną grupę roboczą, która miała zająć się w Facebooku integralnością produktów i operacji koncernu. Grupa ta była odpowiedzialna za wykrywanie zagrożeń na platformach Zuckerberga, które miały potencjał przeniesienia się do świata rzeczywistego, jak i zapobieganie ich negatywnym skutkom. Grupa ta była odpowiedzialna również za poradzenie sobie z kryzysem wywołanym przez zamieszki na Kapitolu.
Dyrektor Facebooka ds. technologii, wspomniany wyżej Mike Schroepfer wyrażał wówczas głęboki smutek z powodu zaistniałej sytuacji, który - jak wynika z dokumentów - był tym głębszy, im śmielej swoje niezadowolenie związane z rolą Facebooka w całej sytuacji wyrażali pracownicy firmy.
Ujawnione przez Gizmodo materiały wskazują również, iż Facebook postrzegał wydarzenia z 6 stycznia 2021 r. jako szkodliwe wizerunkowo dla własnej działalności i starał się aktywnie wpłynąć na to, co o całej sprawie myślą użytkownicy usług tej firmy, jak i wybadać, w jakim stopniu obciążają ją odpowiedzialnością za to, do czego doszło.
Chcemy być także bliżej Państwa – czytelników. Dlatego, jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected]. Przyszłość przynosi zmiany. Wprowadzamy je pod hasłem #CyberIsFuture.