Polityka i prawo
Francja ureguluje działalność Big Techów. Czy Polska pójdzie tym śladem?
Francuskie władze przygotowały przepisy mające ukręcić bat na tzw. mowę nienawiści w sieci. Tym samym Paryż nie zamierza czekać na unijne regulacje w tej materii i chce samodzielnie normować pracę m.in. takich firm jak Facebook czy Google.
„Francja nie czeka na europejską regulację odpowiedzialności platform internetowych za zamieszczane na nich nielegalnych treści. Rząd w Paryżu przygotował poprawkę do ustawy o >>wartościach republikańskich<< mającą na celu walkę z mową nienawiści w sieci” – donosi Dziennik Gazeta Prawna. Zmiany mają umożliwić nakładanie na Big Techy kar finansowych o wartości do 6 proc. ich rocznego globalnego dochodu. Oznacza to, że zaproponowane przepisy uderzą w takie koncerny jak Facebook czy Google. „Komisja Europejska potwierdziła nam, że Paryż zwrócił się już do niej o notyfikowanie swoich przepisów. Francuska ustawa ma być stosowana do czasu wejścia w życie rozwiązań unijnych” – wskazuje DGP.
Dziennik przypomina, że struktury unijne zaproponowały dwa projekty: akt o usługach cyfrowych (DSA) i akt o rynkach cyfrowych (DMA), jednak, aby zmiany weszły w życie przyjdzie nam poczekać przynajmniej do 2023 roku.
„Złożenie projektu ustawy francuskiej pokazuje, że duże państwa członkowskie nie czekają na rozwiązania europejskie, ale chcą sprawę uregulować wewnętrznie, dopóki nie będzie wynegocjowanych wspólnie przepisów unijnych” – stwierdził Sebastian Kaleta, wiceminister sprawiedliwości cytowany przez dziennik.
Wiceminister sprawiedliwości zapytany o rozwiązanie zaproponowane przez Paryż, stwierdził, że w odróżnieniu od francuskiego zaproponowany przez jego resort projekt gwarantuje użytkownikom, że nie będą narażeni na usuwanie zamieszczanych w internecie treści, które są zgodne z prawem. „Ustawa francuska jest, można powiedzieć, cenzorska. W tym samym kierunku idzie DSA. Polska w negocjacjach nad europejskimi rozwiązaniami walczy o to, by europejskie przepisy były bardziej zrównoważone: z jednej strony pozwalały na walkę z treściami, które naruszają prawo, ale z drugiej strony chroniły użytkowników przed usuwaniem treści zgodnych z prawem” – wskazał dla DGP.
Jeszcze w kwietniu wiceminister Kaleta nawoływał do przyspieszenia prac nad projektem ustawy ws. ochrony wolności słowa w internecie, który został ogłoszony w styczniu br. „Czas, aby w polskim porządku prawnym istniały instytucje, które pozwolą szybko rozstrzygać zagadnienia z tym związane” - mówił wtedy w Sejmie.
Czytaj też: Minister Kaleta nawołuje o przyspieszeniu prac nad projektem ws. ochrony wolności słowa w internecie
Propozycja przygotowana przez resort sprawiedliwości przewiduje, że serwisy społecznościowe nie będą mogły usuwać wpisów ani blokować kont polskich użytkowników, jeśli zamieszczone w nich treści nie łamią polskiego prawa. Projekt przewiduje możliwość odwołania się od decyzji platformy dotyczącej usunięcia wpisu lub blokady konta na portalach społecznościowych. Jeśli serwis zablokuje konto lub usunie wpis, choć jego treść nie narusza polskiego prawa, użytkownik będzie mógł złożyć skargę do serwisu, a ten będzie musiał ją rozpatrzyć w ciągu 48 godzin.
Jeśli nie przywróci wpisu albo utrzyma blokadę konta, użytkownik będzie mógł złożyć odwołanie do Rady Wolności Słowa, która rozpatrzy je w ciągu siedmiu dni. Jeśli Rada uzna skargę za zasadną, może nakazać niezwłoczne przywrócenie zablokowanej treści lub konta.
W przepisach przewidziano także powołanie pięcioosobowej Rady Wolności Słowa, która będzie stać na straży konstytucyjnej wolności wyrażania poglądów w serwisach społecznościowych. W skład Rady mają być powoływani eksperci w dziedzinie prawa i nowych mediów. Sejm będzie ich wybierał na sześcioletnią kadencję kwalifikowaną większością 3/5 głosów, co zdaniem ministra sprawiedliwości ma zagwarantować ponadpartyjny i pluralistyczny skład Rady.
Haertle: Każdego da się zhakować
Materiał sponsorowany