Podejrzewa się, że jedna ze stron konfliktu nie przedstawia całej prawdy. Dziwne, aby agencja federalna nie podjęła wszystkich możliwych kroków w celu wyjaśnienia udziału obcych służb we włamaniu na serwery pocztowe Partii Demokratycznej. Co więcej, nie zwróciłaby się o pomoc do prywatnej firmy Crowdstrike, gdyby nie wyczerpała możliwości, jakie daje im prawo federalne.
Politycy z kolei twierdzą, że FBI nie poprosiło ich ani razu o dostęp do serwerów pocztowych zlokalizowanych w siedzibie Komitetu Partii Demokratycznej. Problemem w tym przypadku mogła być odmowa podyktowana strachem przed dalszym śledztwem w sprawie serwerów pocztowych Hillary Clinton. Kradzież danych miała miejsce, kiedy Clinton zajmowała stanowisko Sekretarza Stanu w administracji Baracka Obamy. Dalsze śledztwo mogłoby wpłynąć na pogarszające się wyniki sondaży kandydatki Demokratów.
Eric Walker, szef komunikacji DNC, w rozmowie z portalem Buzzfeed przekazał, że podczas licznych spotkań z FBI dotyczących włamań na komputery Demokratów nie usłyszał ani razu prośby o dostęp do informacji zlokalizowanych na serwerach.
Czytaj też: Rosja poważnym cybernetycznym zagrożeniem dla USA?
Żadna ze stron nie wyczerpała tematu na tyle, aby obronić swoje stanowisko i przedstawić wystarczające dowody. Potwierdzenie jednej wersji wydarzeń mogłoby pokazać, że któraś z tych instytucji próbowała zamaskować swój brak zaangażowania w wyjaśnienie ataków w czasie trwania kampanii.