Reklama

Social media

#CyberPaździernik: W sieci Facebooka. Jak bardzo uzależnieni jesteśmy od jego usług?

Fot. visuals / Unsplash
Fot. visuals / Unsplash

Ponad sześciogodzinna awaria Facebooka, do której doszło w tym tygodniu, udowodniła, że dla wielu osób na całym świecie usługi koncernu Marka Zuckerberga są niemalże synonimem internetu. W ciągu 17 lat swojego istnienia Facebook zdołał uzależnić od siebie miliony użytkowników, oferując im rozrywkę, narzędzia natychmiastowej komunikacji, a także wypełniając luki pozostawione mniej lub bardziej świadomie przez instytucje zaufania publicznego i państwa.

Poniedziałkowa awaria usług Facebooka - głównej platformy społecznościowej i komunikatorów Messenger oraz WhatsApp, a także popularnej aplikacji Instagram i kilku innych serwisów, spowodowana była - jak poinformowała firma - nieprawidłowościami w działaniu DNS-ów odpowiadających za sterowanie ruchem w internecie. 

Zdarzenie w internecie wywołało poruszenie - komunikator Telegram, alternatywa wobec aplikacji do czatowania oferowanych przez Facebooka - twierdzi, że w czasie awarii usług koncernu na jego platformie zarejestrowało się niemal 70 mln nowych użytkowników.

Twittera - popularnego w Polsce przede wszystkim wśród dziennikarzy, ekspertów i polityków, zalały memy żartujące z awarii Facebooka i wskazujące na to, że w ciągu kilkunastu lat swojego istnienia, stał się on dla wielu osób synonimem internetu. 

Awaria Facebooka - śmieszne memy i poważne ostrzeżenie

Przedstawienie kilkugodzinnego braku dostępu do Instagramu (który cieszy się ostatnio wyjątkowo złą sławą) jako problemu, może oczywiście śmieszyć. Dla milionów osób jednak awaria usług Facebooka to coś więcej niż brak możliwości przejrzenia sobie zdjęć na Instagramie czy pisania ze znajomymi na Messengerze. Facebook w ciągu 17 lat swojego istnienia przekonał nas, że jest platformą odpowiednią do tego, by opierać na niej fundamenty swojej działalności biznesowej, naukowej i społecznej. 

W aplikacjach Facebooka, których awaria wzbudziła w innych zakątkach sieci salwy śmiechu i politowania, potrafimy także zapisać niemal cały dorobek życia zawodowego (gdy prowadzimy dla przykładu mikrofirmę, a narzędzia koncernu wykorzystujemy do prezentacji swojej oferty, pozyskiwania klientów i innych działań biznesowych). Pandemia koronawirusa wzmocniła tę - obiektywnie nieodpowiedzialną - tendencję, zmuszając wielu przedsiębiorców do szybkiego ucyfrowienia swoich działań. W takich przypadkach Facebook był oczywistym, bo najprostszym i najbardziej dostępnym wyborem. 

Podobnie rzecz ma się z edukacją - w ciągu ostatniego ponad półtora roku edukacja przeniosła się w dużej mierze do sfery wirtualnej, a Facebook wraz ze swoimi darmowymi, pożerającymi dane użytkowników narzędziami stał się oczywistą odpowiedzią na potrzeby wynikające z konieczności prowadzenia zdalnej komunikacji i koordynacji pracy tak uczniów, jak i studentów. 

Z Facebooka oraz rozmaitych, należących do niego usług obecnie na całym świecie korzysta ponad 3,5 mld osób. Najwięcej z nich mieszka w Indiach (340 mln użytkowników). W kraju tym WhatsApp jest synonimem łączności, a Facebook - firmą, dzięki której wiele osób w ogóle mogło uzyskać dostęp do sieci. Przez lata koncern inwestował w infrastrukturę łączności w krajach rozwijających się, zdając sobie doskonale sprawę, że - ten z pozoru nacechowany filantropią ruch - zapewni mu ogromną bazę nowych użytkowników, a także - w praktyce - monopol w wielu sferach ich cyfrowego życia.

Facebook? Nie lubimy, ale korzystamy

Od wielu lat Facebook to marka, która nie kojarzy się inaczej, niż z licznymi skandalami związanymi z nadużyciami wobec prywatności użytkowników oraz niezbyt transparentnymi praktykami biznesowymi. Ujrzały one światło dzienne także ostatnio m.in. dzięki serii artykułów dziennika "Wall Street Journal", który opisał np. informacje dotyczące uprzywilejowanej listy osób reprezentujących elity polityczne, jakie Facebook świadomie wyłączył spod reguł moderacji treści obowiązujących - jak wcześniej deklarowała firma - wszystkich, niezależnie od ich statusu.

Facebook to również platforma, która od 2016 roku znajduje się pod nieustannym obstrzałem opinii publicznej w związku z przyzwoleniem na dezinformację przedwyborczą, szerzącą się w usługach tej firmy przed słynnymi wyborami w USA, w których zwyciężył republikański kandydat Donald Trump. Jak wskazano później, z platformy Facebooka intensywnie przed wyborami korzystali Rosjanie, wzmagając polaryzację społeczną w USA i rozsiewając fałszywe informacje na temat Demokratów i ich kandydatki - Hillary Clinton, która miała rzekomo być np. "częścią międzynarodowej siatki pedofilskiej".

Korzystamy jednak z Facebooka, bo koncern znakomicie opanował sztukę uzależniania naszego funkcjonowania od swoich usług. Skłonił nas do nawiązania z jego serwisami niemalże intymnej relacji, poczynając od ofiarowania swoim użytkownikom możliwości zamieszczania w serwisie społecznościowym rodzinnych zdjęć i dzielenia się tym, co dla nich ważne, skończywszy na proponowaniu im coraz to nowych - ściśle sprofilowanych w oparciu o bardzo szczegółowe dane na ich temat - treści.

Nieustannie rośnie liczba krajów, w których Facebook jest najbardziej nielubianą marką. Według danych serwisu Rave Reviews, w Polsce w ten sposób firmę Marka Zuckerberga postrzega 43,7 proc. ankietowanych. W niechęci wobec Facebooka wyprzedza nas Belgia (46,1 proc.) i Hongkong - tam Facebooka nie lubi rekordowa liczba 85 proc. respondentów.

Awaria Facebooka pokazała, jak bardzo jesteśmy uzależnieni

Tak długa awaria usług Facebooka była - jak się okazało - szokiem. I nie chodzi tu wcale o mierzone w kilkuset bądź kilku tysiącach złotych straty sprzedażowe, które ponieśli mali przedsiębiorcy zależni od Facebooka w swojej działalności biznesowej (czy to ze względu na pandemię, czy też na świadomy wybór takiego właśnie modelu biznesowego). 

Z Facebooka jako sposobu na reklamę swoich usług korzysta około 3 mln firm na całym świecie. Po usunięciu usterki koncern przeprosił przedsiębiorców, kierując do nich osobne oświadczenie i informując, że za reklamy, które były aktywne w serwisie w czasie awarii, nie zostaną pobrane opłaty. 

Poniedziałkowa awaria udowodniła, że oprócz rynku reklamy internetowej, na którym koncern odgrywa ogromną rolę, Facebook w praktyce zmonopolizował sektor usług komunikacyjnych. 

WhatsApp to komunikator, który wykorzystywany jest nie tylko przez osoby prywatne - podczas pandemii koronawirusa, ale już wcześniej, o aplikację tę swoją pracę zaczęło opierać bardzo wiele firm i organizacji. Komunikator ten jest powszechnie uważany za bezpieczny ze względu na szyfrowanie rozmów pomiędzy użytkownikami końcowymi - opinii tej nie zdołały nadszarpnąć kontrowersje związane z rzekomym wykorzystaniem WhatsAppa do dystrybucji złośliwego oprogramowania, aktywującego na telefonach użytkowników system szpiegowski Pegasus, ani też kontrowersyjne zmiany w polityce prywatności aplikacji, która w 2014 roku została zakupiona przez Facebooka. 

Wykorzystanie komunikatorów koncernu przez biznes i edukację to tylko jedna strona medalu. Niemniej ważną rolę produkty cyfrowe Facebooka odgrywają w innej sferze naszego życia, która - w pewnym sensie dzięki mediom społecznościowym - w czasie pandemii koronawirusa zaczęła być dostrzegana na nowo i doceniana przez szersze kręgi. Mowa tu o zdrowiu psychicznym i naszym dobrostanie.

Kiedy media społecznościowe niosą dobro

Przywykliśmy mówić o nadobecności mediów społecznościowych i uzależnieniu od nich jedynie w negatywnych kontekstach. 

Tymczasem, dostępność komunikatorów Facebooka i platform takich, jak oferowany przez niego Instagram, ma również swoje dobre aspekty. Będąc tu adwokatem diabła - zaznaczyć trzeba, że to dzięki Instagramowi i Facebookowi - możliwe jest istnienie rozmaitych grup wsparcia dla młodych osób, które znajdują się np. w kryzysie zdrowia psychicznego i potrzebują dobrego słowa od rówieśników dzielących i rozumiejących ich problemy. 

Wyśmiewanie niedostępności usług koncernu i drwiny z osób, dla których brak dostępu do Messengera czy Instagrama przez sześć godzin był trudnym psychicznie doświadczeniem, to dziś podstawowy brak zrozumienia tego, jak działa świat. To oderwanie od rzeczywistości, w której psychiatria dziecięca w Polsce w praktyce nie istnieje, a rodzice, opiekunowie i nauczyciele nie potrafią, bądź często nie chcą pomóc młodym. Ci ostatni, żyjąc w takich realiach, mają do dyspozycji tylko siebie i aż siebie - najczęściej właśnie dzięki mediom społecznościowym. 

Rozmowa na Messengerze, post na Instagramie, dyskusja z osobami, które czują i myślą podobnie, mogą mieć moc ratowania ludzkiego życia. Również o tym warto pamiętać, komentując to, jak bardzo jesteśmy uzależnieni od Facebooka i jak - śmiechu wartym wydarzeniem - była jego awaria. 

Tekst powstał w ramach cyklu #CyberPaździernik. Cyberbezpieczeństwo dotyczy nas wszystkich – niezależnie od wykonywanego zawodu i wykształcenia czy miejsca zamieszkania. Nie zapominajmy o tym – nie tylko w październiku, który jest „Europejskim Miesiącem Cyberbezpieczeństwa”.


Chcemy być także bliżej Państwa – czytelników. Dlatego, jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected]. Przyszłość przynosi zmiany. Wprowadzamy je pod hasłem #CyberIsFuture. 

image
Fot. Reklama

Reklama

Haertle: Każdego da się zhakować

Materiał sponsorowany

Komentarze

    Reklama