Dyrektor finansowy Twittera Ned Segal zapowiedział w środę, że zasady serwisu nie pozwalają na przywrócenie usuniętego konta Donalda Trumpa - nawet jeśli były prezydent USA znów będzie ubiegał się o urząd głowy państwa.
Pytany przez dziennikarza stacji CNBC o przyszłość twitterowego konta Trumpa w razie ubiegania się byłego prezydenta o kolejną kadencję, Segal odpowiedział: "Nasze zasady działają w ten sposób, że jeśli ktoś jest usunięty z naszej platformy, to jest usunięty - niezależnie od tego, czy jest komentatorem, dyrektorem finansowym czy byłym lub obecnym urzędnikiem państwowym".
Jak dodał, polityka serwisu ma na celu zapewnienie, by użytkownicy nie podżegali do przemocy, "a jeśli ktoś to robi, musimy go usunąć i nasza polityka nie pozwala na powrót takich osób".
Podżeganie do przemocy i kwestionowanie wyników wyborów - w tym również po szturmie jego zwolenników na Kapitol - było powodem permanentnego usunięcia konta Trumpa przez Twittera 8 stycznia. Konto Republikanina, dla którego Twitter był jednym z podstawowych narzędzi komunikacji, obserwowało 88 mln użytkowników. Jednak nie tylko Twitter zdecydował się na taki krok. Zaraz po szturmie na Kapitol, również Facebook, Instagram, a także YouTube oraz Twitch i Reddit zablokowali konta ówczesnemu prezydentowi USA.
Jack Dorsey w połowie stycznia przyznał, że zablokowanie konta prezydenta Stanów Zjednoczonych było dla Twittera osobistą porażką, która świadczy, że "nie potrafiliśmy odpowiednio wypromować zdrowej debaty", Dorsey podkreślił, że decyzja została podjęta w oparciu o wszystkie dostępne informacje o zagrożeniu dla porządku publicznego. "Przyszedł czas, by poważnie zastanowić się nad naszymi działaniami i środowiskiem, jakie nas otacza" - napisał wtedy szef Twittera za pośrednictwem swojej platformy.
Jak podkreślaliśmy w naszej analizie Donald Trump, był bardzo uciążliwym użytkownikiem dla platform społecznościowych, które od czasu do czasu subtelnie starały się reagować na publikowanie haseł np. podważających wynik wyborów prezydenckich. Już w zeszłym roku pojawiły się głosy osób propagujących hasła o cenzurze oraz tych, co mówili o konieczności „sprzątania” platform. Stawiało to też w trudnej sytuacji same serwisy, które hucznie ogłaszały kolejne groźby o usuwaniu treści szerzących dezinformacje czy podważające wynik wyborów w Stanach Zjednoczonych, a później stawały w obliczu decyzji co należy zrobić z wpisami tego typu publikowanymi przez jednego z najważniejszych polityków.
PAP/SG
Więcej o problemie regulacji mediów społecznościowych: