Reklama

Armia i Służby

Wyciek danych to efekt braku dyscypliny w wojsku? Gen. Bondaryk: „jest gorzej niż było”

Autor. 16 Dywizja Zmechanizowana/Twitter

„Jak zawsze w tego typu sytuacjach, mówimy o braku dyscypliny w korzystaniu z systemów. (…) Dla ułatwienia większość pracujących na systemach nieklauzowanych robi sobie kopie danych, bo można popracować w domu i ogólnie lepiej się pracuje… To znacznie szerszy kompleks zagadnień” - mówi w rozmowie z CyberDefence24 gen. Krzysztof Bondaryk. były szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW), komentując udostępnienie w sieci indeksu wyposażenia Wojska Polskiego.

O wycieku danych z Sił Zbrojnych RP zrobiło się głośno w piątek 14 stycznia br., kiedy to portal Onet.pl poinformował, że do sieci miały trafił informacje mające szczególne znaczenie z perspektywy zagranicznych służb wywiadowczych. „Ujawnione w sieci wojskowe dane liczą 1 mln 757 tys. 390 zapisów (...). Każda pozycja, czyli zapis, to zgłoszone zapotrzebowanie każdej jednostki na sprzęt - od całych F-16, przez ciężką broń, jej części, amunicję do niej, części zamienne, po mundury, bieliznę, koce oraz sprzęt komputerowy, a nawet sztandary i dyplomy” - wskazywał wówczas serwis. 

Media początkowo określiły sytuację „gigantycznym wyciekiem”, a politycy PO wręcz „największym w historii” Sił Zbrojnych RP, żądając przy tym dymisji szefa resortu obrony Mariusza Błaszczaka

Po publikacji niepokojących doniesień Onetu, udało nam się ustalić , że rzeczywiście „pewne informacje ujrzały światło dzienne”, a Żandarmeria Wojskowa prowadzi dochodzenie wyjaśniające. 

Do sprawy odniosło się Ministerstwo Obrony Narodowej (MON) wskazując, że służby zweryfikowały sytuację i stwierdziły, iż dane, które trafiły do sieci są częścią Jednolitego Indeksu Materiałowego, prowadzonego przez Inspektorat Wsparcia (jednostkę odpowiedzialną za zakupy w Siłach Zbrojnych RP). „Indeks zawiera wyłącznie informacje powszechnie dostępne. Można je uzyskać m. in. na podstawie jawnie prowadzonych i publikowanych postępowań o udzielenie zamówienia publicznego” - tłumaczył resort.

Czytaj też

W oświadczeniu dodano, że incydent dotyczy „niepełnego katalogu o charakterze logistycznym”, a sam katalog nie zawiera „ani informacji o ilości i sprawności sprzętu, ani brakach w asortymencie”. Tego typu dane są również publikowane przez Sojusz Północnoatlantycki (NATO) w ramach bazy Master Catalogue of References for Logistics (NMCRL). 

W związku z tym baza, którą opublikowano, nie stanowi zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa ani funkcjonowania Sił Zbrojnych RP. Według MON-u, udostępnienie indeksu nie nastąpiło w wyniku cyberataku i złamania zabezpieczeń wojskowych systemów. 

Czy na pewno jednak nic się nie stało?

Systemy MON-u nie są bezpieczne

W rozmowie z nami do sprawy odniósł się generał Krzysztof Bondaryk. były szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW) . Wskazuje, że w tym konkretnym przypadku mówimy o „całym kompleksowym zagadnieniu związanym z systemami teleinformatycznymi MON-u”.

„One nie są bezpieczne, a równocześnie bardzo rozległe. Część informacji jest niejawnych, część chronionych na poziomie zastrzeżonym, a część z nich to po prostu typowa poczta korporacyjna” - podkreśla generał.  

Dane „nie zawsze są dobrze strzeżone”

Zdaniem byłego szefa ABW, do incydentu doszło z konkretnego powodu: „Jak zawsze w tego typu sytuacjach, mówimy o braku dyscypliny w korzystaniu z systemów”. 

Nasz rozmówca zwraca przy tym uwagę, że rozległe systemy biurowe zawierają bardzo dużo informacji, które mogłyby być przydatne na zewnątrz dla osób lub instytucji nimi zainteresowanych. „Nie zawsze są one dobrze strzeżone, nawet z pozycji administratora danych” - dodaje. 

Brak dyscypliny i naruszenie zasad

W ocenie gen. Krzysztofa Bondaryka niewiele się poprawiło, a wręcz przeciwnie - pogorszyło, w zakresie ochrony informacji i pracy z systemami teleinformatycznymi w ramach sił zbrojnych. „To kwestia braku dyscypliny w wojsku, a armia przecież na tym się opiera” - podkreśla w rozmowie z nami były szef ABW. 

W tym przypadku ewidentnie nastąpiło naruszenie dyscypliny, zasad korzystania z danych czy pracy z systemami teleinformatycznymi.
gen. Krzysztof Bondaryk, były szef ABW

Informacje są niedoszacowane

Generał zaznacza, że decyzję o tym, czy informacje należy uznać za jawne lub nie, podejmuje resort obrony. „Zawsze jednak informacje te są niedoszacowane” - podkreśla. Dodaje, że problem jest znacznie szerszy, a ostatni incydent go tylko uwypuklił. „Dla ułatwienia większość pracujących na systemach nieklauzowanych robi sobie kopie danych, bo można popracować w domu i ogólnie lepiej się pracuje... To znacznie szerszy kompleks zagadnień” - tłumaczy. 

W ramach podsumowania rozmowy, gen. Krzysztof Bondaryk mówi wprost: „Większe tragedie w Wojsku Polskim już były i będą. To jest coś zwyczajnego i ta sytuacja mnie nie dziwi”.

Czytaj też

Chcemy być także bliżej Państwa - czytelników. Dlatego, jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać - zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected]. Przyszłość przynosi zmiany. Wprowadzamy je pod hasłem #CyberIsFuture.

Reklama
Reklama

Komentarze (3)

  1. ito

    Jeśli informacje były jawne i ogólnodostępne to co w tym robi żandarmeria? Wygląda na to, że znowu "Polacy nic się nie stało" jak ostatnio regularnie przy każdej aferze.

  2. DarekM

    Bagatelizowanie tego wydarzenia jest karygodne - zarówno w wymiarze jednostkowym (na podstawie tego co jest używane, logistycy innych państw są w stanie określić możliwości SZ RP - przykładowo jeśli nie ma na liście smarów do warunków ekstremalnie zimowych, to zimą stoimy itd. itp.). W wymiarze długofalowym - wdrożenie kultury pracy (to najtrudniejsze) oraz bezpiecznej infrastruktury, to lata orki na ugorze. A najlepsza broń nic nie zdziała, jeśli nieprzyjaciel będzie wiedział na bieżąco jakie są rozkazy (bo spenetruje sieć) - dlatego w USA to właśnie jest największym 'bólem głowy', a nie parametry konkretnego uzbrojenia.

  3. hermanaryk

    „Jest gorzej niż było” - i mówi to gość, za którego szefowania w ABW Rosjanie chodzili sobie po siedzibach naszych służb jak po placu Czerwonym.

Reklama