Reklama

Polityka i prawo

W ciągu 13 lat Rosja wtrącała się w politykę 27 państw

Fot. Alliance for Securing Democracy of the German Marshall Fund
Fot. Alliance for Securing Democracy of the German Marshall Fund

Specjalny prokurator Robert Mueller zwołał wielką ławę przysięgłych dla przeprowadzenia śledztwa związanego z oskarżeniami o rosyjskie ingerencje w amerykańskie wybory w 2016 roku. Jak donosi jednak USA Today, od 2004 r. podobne rosyjskie działania udokumentowano co najmniej w 27 państwach w Europie i Ameryce Północnej.

Rosyjskie ingerencje obejmują cyberataki oraz kampanie dezinformacyjne. Początki tego typu aktywności rozpoczęły się już w czasach Związku Radzieckiego. Wśród ostatnich ofiar są nie tylko Stany Zjednoczone i Francja, ale i Kanada. Na długiej liście znajduje się również Polska.

Zestawienie rosyjskich aktywności zostało przygotowane przez Sojusz w Obronie Demokracji (Alliance for Securing Democracy) działający przy amerykańskim think tanku German Marshall Fund. Ta nowa inicjatywa odpowiadać ma za rozwój bliskich relacji pomiędzy USA a Europą. Od sierpnia zajmuje się ona badaniami rosyjskich działań mających na celu wpływanie na amerykańską opinię publiczną z wykorzystaniem Twittera. Bada też konta na tym portalu społecznościowym, rozpowszechniające prorosyjskie treści.

Jest to kontynuacja innych działań na tym odcinku. Wewnętrzne śledztwo Facebooka ujawniło wydanie 100 tys. USD na reklamy przez setki fikcyjnych kont. Jak twierdzi dyrektor ASD Laura Rosenberger, schemat zachowań odpowiadających strukturom związanych z rosyjskimi władzami jest podobny we wszystkich krajach.

„To są wszystko narzędzia wykorzystywane do podważania instytucji demokratycznych. Dla wielu Amerykanów kwestia ingerencji rosyjskiej w amerykańskie wybory pojawiła się nagle. Dla większości brzmi to jak coś szalonego, że to było częścią rosyjskiego schematu przez ponad dekadę” – twierdzi Rosenberger.

James Carden z Amerykańskiego Komitetu na rzecz Porozumienia Wschód-Zachód (American Committee for East-West Accord), zajmującego się budowaniem dobrych relacji pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Rosją, porównuje działania Waszyngtonu do tego co robi Moskwa, Pekin czy Tel-Awiw. Z kolei Clint Watts, były pracownik FBI i specjalista ds. przeciwdziałania terroryzmowi, zajmujący się Rosją, propagandą i dezinformacją w Internecie uważa takie zestawienie za absurdalne. Jak mówi: „kiedy zhakowaliśmy dane od 4 tys. osób i wrzuciliśmy je do sieci? Celem rosyjskich wysiłków w USA i Europie jest doprowadzenie do tego, że instytucje demokratyczne nie będą uznawane za wiarygodne. Albo są one skorumpowane albo nie można im ufać w kwestiach głosowań”.

Reklama

Haertle: Każdego da się zhakować

Materiał sponsorowany

Komentarze

    Reklama