Reklama

Trump zapowiedział powołanie zespołu przeglądowego ds. cyberbezpieczeństwa. Na podobny ruch na początku swojej prezydentury zdecydował się Barack Obama.

Prezydent elekt podkreślił, że obrona przed cyberatakmi jest bardzo trudna do zrealizowania, ale jego administracja będzie pracowała nad ulepszeniem systemu narodowego cyberbezpieczeństwa i będzie to jeden z priorytetów.

Jego zdaniem znajdujemy się dopiero w początkowej fazie dyskusji na temat cyberbezpieczeństwa, cyberprzestępczości oraz zmieniającego się krajobrazu zagrożeń dla bezpieczeństwa narodowego. Trump dał się również poznać jako zwolennik działań ofensywnych w środowisku wirtualnym.

Zespół, który zajmie się dokonaniem przeglądu, będzie się składał z wojskowych, cywilów oraz ekspertów sektora prywatnego. Jego pierwszym zadaniem będzie znalezienie podatności w systemach federalnych oraz kluczowych systemach rządowych. Ostatecznym celem jest jednak przeprowadzenie wszechstronnej analizy i zapewnienie bezpieczeństwa na takim poziomie, na jaki pozwoli nowoczesna technologia.

Administracja prezydenta elekta ma również dokonywać cyklicznych przeglądów oraz utworzyć rekomendacje dopasowania najlepszych technik obronnych do potrzeb każdej agencji. Włącza się w to monitorowanie zagrożeń insiderskich i przeprowadzanie testów penetracyjnych.

Trump wskazał również na Chiny, Rosję, Koreę Północną oraz organizacje terrorystyczne i przestępcze jako głównych sprawców cyberataków. Ponadto skrytykował administrację swojego poprzednika za nieefektywne działania na rzecz zabezpieczenia danych. W jego opinii to w tym obszarze najszybciej rośnie liczba przestępstw w Stanach Zjednoczonych.

Pierwotne plany prezydenta elekta zakładają zmniejszenie ilości wiz typu H1B, przeznaczonych dla osób wykonujących specjalistyczne prace okresowe na terenie Stanów Zjednoczonych. Według portalu The Register taki ruch może spowodować znaczny odpływ ekspertów cyberbezpieczeństwa z kraju. Nie bez znaczenia może także być pomysł na ograniczenie napływu technologii produkowanej poza granicami Stanów Zjednoczonych. Według obietnic wyborczych Donalda Trumpa będzie on starał się skutecznie wspierać produkcję urządzeń na terenie USA. Może to podnieść poziom ich bezpieczeństwa, jednak zapewne negatywnie odbije się na sprzedaży urządzeń.

Czytaj też: Assange stara się wpłynąć na wynik wyborów w Stanach Zjednoczonych

Kolejną sprawą, której nowy prezydent Stanów Zjednoczonych nie może zignorować, będzie umorzenie śledztwa przez FBI w sprawie wycieku wiadomości elektronicznych ze skrzynki pocztowej Hillary Clinton. Nie bez znaczenia jest także list otwarty podpisany w lipcu tego roku przez przedstawicieli firm technologicznych na czele ze Steve'em Wozniakiem, współzałożycielem firmy Apple.

W tym liście Trump został nazwany wprost katastrofą dla rynku innowacji w Stanach Zjednoczonych. Co więcej, sama Dolina Krzemowa jawnie i dosyć mocno wspierała kampanię prezydencką Hillary Clinton. Jak podaje Security Brief, kandydatka Demokratów była wspierana finansowo przez Apple, Microsoft, Google oraz Facebook. Może to spowodować powstawanie przyszłych konfliktów na linii Biały Dom — korporacje technologiczne.

 

 

Reklama

Komentarze

    Reklama