Social media
Zmiany na platformach Mety. Z czego wynikają i czy obejmą UE?
Meta podjęła decyzję o zakończeniu programu weryfikacji informacji na swoich platformach w Stanach Zjednoczonych. To wywołało dyskusję w internecie. Czym spowodowane są zmiany w zakresie moderacji treści na platformach firmy i czy obejmą też państwa UE, w tym Polskę?
Zmiany w Mecie mają charakter polityczny
O powody rezygnacji z programu weryfikacji treści w USA pytamy dr. Piotra Śledzia z Uniwersytetu Warszawskiego.
Oceniam je jako próbę adaptacji do nowych realiów politycznych i symptom szerszej tendencji budowania przyjaznych relacji z administracją Trumpa przez sektor Big Tech. Szczególnie gdy zapowiedziane przez niego działania deregulacyjne (których przedsmak dał konserwatywny skład Sądu Najwyższego, unieważniając latem zeszłego roku tzw. doktrynę Chevron, a więc możliwość wydawania przez agencje federalne regulacji w sprawach nieumocowanych ustawowo) mogą przynieść tym spółkom jeszcze większe zyski niż dotąd. Stąd zapewne również decyzja o przeniesieniu centrum moderacji Meta z Kalifornii do Teksasu.
Dr Piotr Śledź, Uniwersytet Warszawski
Jak dodaje ekspert: „Facebook już nieraz miewał niemałe problemy z niewystarczającą moderacją treści, zwłaszcza w innych językach niż angielski. Przykładowo, niedługo po wejściu na rynek w Mjanmie i na Sri Lance na portalu tym zaroiło się od postów nawołujących do przemocy na tle etnicznym, co poskutkowało wieloma fizycznymi atakami na przedstawicieli mniejszości Rohindża czy Syngalezów. Ma się to więc nijak do stwierdzenia o „zbyt restrykcyjnych” metodach moderacji.”
Z kolei dr Klaudia Rosińska, ekspertka ds. przeciwdziałania dezinformacji oraz wykładowczyni Akademii Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, zwraca uwagę na to, że decyzja o podjęciu współpracy z fact-checkerami była spowodowana m.in. aferą Cambridge Analitica.
„Meta wykorzystywała fact-checking do działalności PRowej w związku z problemami firmy w amerykańskim kongresie po wycieku wewnętrznych dokumentów tzw. Cambridge Analitica. Mark Zuckerberg nigdy nie ukrywał, że reprezentuje typowo libertariański pogląd na wolność słowa. On wierzy, że wolność jest absolutna i nie powinna być ograniczana” - mówi w rozmowie z naszym portalem.
Czytaj też
Czy program Mety skutecznie przyczyniał się do walki z dezinformacją?
Program weryfikacji informacji Mety polegał na współpracy z niezależnymi organizacjami zajmującymi się sprawdzaniem faktów, certyfikowanymi przez IFCN (International Fact-Checking Network). W ramach programu fact-checkerzy dokonywali oceny prawdziwości treści publikowanych na Facebooku, Instagramie i Threads, w tym reklam, artykułów, zdjęć, filmów, rolek, materiałów dźwiękowych czy postów tekstowych, o czym pisaliśmy w tym artykule.
Na treści uznane za dezinformacyjne były nakładane specjalne oznaczenie, które zawierało także link do analizy fact-checkerów. O skuteczność tego programu, a także jej potencjalny wpływ na zwalczanie dezinformacji pytamy Marcela Kiełtykę, członka zarządu największej polskiej organizacji fact-checkingowej Stowarzyszenia Demagog.
Ta polityczna decyzja podjęta pod presją nowej administracji Donalda Trumpa zdecydowanie może przyczynić się do zwiększenia skali dezinformacji w serwisach Mety. Decyzja jest szkodliwa dla zwykłych użytkowników Facebooka, Instagrama czy Threads, ponieważ tak na prawdę przyczynia się do ograniczenia wolności słowa i pozbawia dostępu użytkowników do rzetelnych i sprawdzonych treści narażając ich na fake newsy i skazując na algorytmy, które decydują co dany odbiorca widzi. Decyzja utrudni faktom przebić się w gąszczu wszechobecnej dezinformacji.
Marcel Kiełtyka, Stowarzyszenie Demagog
Jak dodaje ekspert: „Do tej pory Mark Zuckerberg nie miał wątpliwości co do niezależności fact-checkerów. Co więcej sama Meta wskazywała na skuteczność swojego Programu wskazując, że np. między lipcem a grudniem 2023 r. ponad 68 milionów treści przeglądanych w UE na Facebooku i Instagramie miało etykiety weryfikujące fakty. Po umieszczeniu etykiety sprawdzającej fakty w poście 95% osób nie klika, aby go wyświetlić. Ponadto raport przejrzystości DSA pokazuje, że błędy w obniżeniu widoczności treści oznaczonych przez fact-checkerów dotyczyły jedynie 3,15% wszystkich zgłoszeń na obniżenie widoczności treści na Facebooku. W przypadku innych kategorii odsetek ten wynosi ponad 60%!”.
Nieco inne zdanie prezentuje dr Klaudia Rosińska, która poskreśla, że choć fact-checking jest wartościowy i potrzebny, to niekoniecznie może przyczyniać się skutecznie do walki z dezinformacją, która jest procesem ciągłym, a nie pojedynczym aktem komunikacji. W związku z tym - w jej ocenie - „pojedyncze fakty mogą być interpretowane zupełnie inaczej w różnych odstępach czasu wraz z rozwojem wiedzy w danym obszarze”.
Mogą być też traktowane użytkowo, czego dowodzi zjawisko fake OSINTu. Boleśnie przekonaliśmy się o tym w trakcie pandemii, kiedy cześć organizacji fact-checkingowych powołując się na wyniki badań wówczas dostępne weryfikowała pod tym kątem liczne treści (mówię o perspektywie świata nie tylko Polski). Po kilku latach wraz z nowymi badaniami okazało się, że sytuacja nie jest jednak tak jednoznaczna. Niektóre osoby wówczas zwątpiły w wiarygodność portali fact-checkingowych. Może to wynikać z tego, że fact-ckeckerzy powołują się na oficjalne źródła np. polityczne, rządowe itd. Dokumenty tego typu są faktyczne - istnieją - ale stanowią jedynie percepcję konkretnych polityków, rządzących, nawet naukowców. W ostatnich latach percepcja ta jest przechylona w liberalną stronę, zatem w bardzo naturalny sposób (często bez stonniczych intencji) organizacje weryfikujące treści na podstawie tych dokumentów również prezentują ten punkt widzenia. Bunt konserwatystów wobec tego typu praktyk w rzeczywistości nie powinien być odbierany jako sprzeciw wobec idei fact-checkingu. Jest to sprzeciw wobec autorytarnej i jednak niepełnej oceny rzeczywistości.
Dr Klaudia Rosińska, ekspertka ds. przeciwdziałania dezinformacji oraz wykładowczyni Akademii Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu
Ekspertka podkreśla także, że „z punktu widzenia psychologicznego fact-checking nie jest skuteczny, kiedy dezinformacja już zaistniała (kiedy ktoś ma już jakieś przekonania), co potwierdzają liczne badania Gordona Pennycooka. Jest natomiast bardziej skuteczny, jeśli ktoś najpierw przeczytał analizy fact-checkerów a później natknął się na kłamstwo. Na tym założeniu bazowało właśnie flagowanie postów w portalach Mety. Wtedy ta wcześniejsza zweryfikowana informacja pełni u użytkownika funkcję ochronną”.
Czytaj też
Co dalej z programem weryfikacji treści w UE?
Decyzje podjęte przez Metę dotyczą USA i na razie nie zdecydowano, czy program zostanie także usunięty z UE. Jak wskazuje dr Śledź, kluczowa w tym kontekście będzie wolna polityczna.
Państwa UE tworzą zbyt duży i zbyt istotny (nie tylko w kontekście liczby użytkowników, ale także reklamodawców) rynek, aby Meta mogła sobie pozwolić na rezygnację z niego. Jeśli więc liderzy państw europejskich zamanifestują potrzebę walki z dezinformacją w mediach społecznościowych, wówczas nie spodziewałbym się szybkiego wprowadzenia daleko idących zmian akurat ze strony Mety. Ale to bardzo poważne zastrzeżenie, szczególnie w kontekście niedawnego spotkania Trumpa z premier Meloni czy jego dość bliskich relacji z Viktorem Orbanem, którzy mogą próbować takie zmiany na poziomie UE zablokować.
Dr Piotr Śledź, Uniwersytet Warszawski
W swojej wypowiedzi dla naszego portalu wraca pamięcią do oporu, jaki u części polityków wzbudziły próby wprowadzenia na szczeblu unijnym podatku cyfrowego pobieranego od BigTechów.
„Ponadto, Mark Zuckerberg wielokrotnie w karierze działał metodą faktów dokonanych, a postępowania przed europejskimi sądami o ewentualne naruszenie zasad mogą trwać latami” - zaznacza.
Czytaj też
Czy na decyzję Mety może mieć wpływ DSA?
Warto zauważyć, że pewne obowiązki w kontekście moderacji treści nakłada na platformy internetowe DSA, o czym pisaliśmy w tym artykule. Dr Klaudia Rosińska podchodzi jednak do jego oddziaływania w tym zakresie dość sceptycznie.
„Nie sądzę, aby regulacje unijne takie jak DSA wpłynęły na decyzję Mety, choć chciałabym, żeby tak było. Brałam udział w spotkaniach eksperckich w trakcie konstruowania Digital Services Act, dlatego wiem jak wyglądały jego pierwotne kształty. Pod wpływem lobbingu Mety, ten dokument został bardzo zmieniony i w dużej mierze osłabiony. Wpływ DSA na działania Mety jest niewielki już od samego początku jego wprowadzenia” - komentuje ekspertka.
Zwraca uwagę także na inny ważny aspekt: dostosowanie się do regulacji UE mogłoby doprowadzić do podzielenia przez Metę swoich platform na dwa ośrodki - osobny dla Europy i osobny dla reszty świata.
„To się jak dotąd jeszcze nie zdarzyło, choć były podejmowane takie próby przez inne kraje. Wszystkie zakończyły się porażką, bo żaden rząd (teoretycznie prócz amerykańskiego) nie ma realnej sprawczości w wyegzekwowaniu swojego prawa od korporacji technologicznych” - uważa nasza rozmówczyni.
Czytaj też
Czy Notatki Społeczności to dobra alternatywa?
Meta proponuje wprowadzenie w zamian Notatek Społeczności, czyli rozwiązania, które dotychczas funkcjonuje już na platformie X.
Według Marcela Kiełtyki, to „ciekawe rozwiązanie”, które tylko „czasami spełnia swoją funkcję”. Jego zdaniem propozycja nie jest tak skuteczna jak „niezależny fact-checking wykonywany przez ekspertów i osoby z doświadczeniem w przeciwdziałaniu dezinformacji”.
„Poynter Institute wskazał, że Community Notes platformy X miały co najwyżej marginalny wpływ na walkę z dezinformacją wyborczą w 2024 roku w USA, a Science Feedback, że większość treści na platformie X, które fact-checkerzy uznali za fałszywe lub wprowadzające w błąd, nie miała widocznych oznaczeń” - dodaje przedstawiciel Demagoga.
Dr Śledź zauważa z kolei, że samo założenie Notatek Społeczności jest słuszne i w wielu przypadkach okazywało się cennym uzupełnieniem, choć formuła ta nie jest wolna od przestrzeni do manipulacji.
„Bez trudu potrafię sobie wyobrazić takie komunikaty zmanipulowane zgodnie z jakimś celem (np. politycznym lub komercyjnym) przy odpowiednim »pokierowaniu« ruchem w sieci, np. przez odwołania do niepełnych bądź wyjętych z kontekstu informacji” - podkreśla na naszych łamach.
Serwis CyberDefence24.pl otrzymał tytuł #DigitalEUAmbassador (Ambasadora polityki cyfrowej UE). Jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected].
Haertle: Każdego da się zhakować
Materiał sponsorowany