Reklama

Social media

Fake news o 10 mln od DiCaprio dla Ukrainy obiegł świat. Jaka jest prawda o darowiźnie aktora?

Autor. Wikipedia

Media na całym świecie powtórzyły fałszywą informację, że aktor Leonardo DiCaprio przekazał Ukrainie 10 milionów dolarów. Fake news został także udostępniony przez dziesiątki tysięcy ludzi w mediach społecznościowych. CNN zbadał, jak powstała ta historia i jak łatwo szerzy się dezinformacja, bo nie weryfikujemy przekazywanych treści.

Reklama

Z licznych postów w mediach społecznościowych i artykułów w prasie na całym świecie wynikało, że DiCaprio jest związany z Ukrainą, ponieważ jego babcia ze strony matki urodziła się w ukraińskim mieście Odessa. Twierdzenia, że babka gwiazdy kina ze strony matki, Helene Indenbirken, urodziła się w Ukrainie, a w szczególności w Odessie, krążyły w internecie od lat. Jednak te pogłoski nigdy nie zostały potwierdzone przez aktora.

Reklama

Czytaj też

Reklama

Jednak jak sprawdził CNN, DiCaprio ani nie przekazał darowizny w wysokości 10 milionów dolarów na Ukrainę, ani też nie ma członka rodziny z Odessy (ani nikt nie pochodzi z Ukrainy). Źródło z otoczenia aktora podało, że DiCaprio jest po stronie Ukrainy i przekazał darowizny humanitarne związane z Ukrainą na rzecz CARE, Międzynarodowego Komitetu Ratunkowego, Save the Children i agencji ONZ ds. Uchodźców, ale suma 10 milionów dolarów jest nieprawdziwa.

Fałszywe jest też twierdzenie, że znany aktor przekazał pieniądze ukraińskiemu rządowi lub ukraińskiemu wojsku. DiCaprio nie ma też jakichkolwiek powiązań rodzinnych z Ukrainą.

CNN bada historię darowizny dla Ukrainy

Jak przekonuje CNN.com, informacja o nieistniejącej darowiźnie w wysokości 10 milionów dolarów jest klasycznym studium przypadku, w którym użytkownicy mediów społecznościowych masowo powtarzają historię bez niezależnej weryfikacji. Jak doszło do tej dezinformacji? O samym zjawisku pisaliśmy na przykład tu.

Jako pierwsza fake newsa opublikowała podejrzana strona internetowa o nazwie GSA News, która koncentruje się na wiadomościach o południowoamerykańskim kraju Gujanie. Założyciel GSA News Patrick Carpen został poinformowany, że źródło zbliżone do DiCaprio powiedziało CNN, że jego treść jest fałszywa. Carpen przekazał w e-mailu do stacji: „Ufam mojemu źródłu w Ukrainie".

Jednak kilka dni później Carpen zadzwonił do CNN z przeprosinami i wytłumaczył, że „nie miał złych intencji, publikując ten artykuł" oraz zamierza opublikować sprostowanie, co później zrobił. Wiadomość znalazł na Facebooku na profilu Ukrainki, której posty o wojnie z Rosją były zazwyczaj potwierdzone. Na kontach innych Ukraińców na Facebooku też publikowano informacje o rzekomej darowiźnie. Historia o DiCaprio zaczęła się rozpowszechniać na dużą skalę.

Podało ją też konto na Twitterze o nazwie Visegrád 24, które publikuje wiadomości skoncentrowane na krajach Grupy Wyszehradzkiej i ma ponad 202 tys. obserwujących. Tweet został udostępiony ponad 10 tys. razy.

Czytaj też

O darowiźnie donosił także artykuł na innym mało znanym portalu, „Polish News". DiCaprio jakoby „przeznaczył aż 10 milionów dolarów na wsparcie Ukrainy i nie planował ogłosić tego całemu światu", ale w niedzielę darowizna została przekazana. Portal usunął artykuł, jednak to nie zatrzymało informacyjnej śnieżnej kuli. Serwis informacyjny za serwisem podawał Polish News jako główne źródło historii, że "DiCaprio przekazał Ukrainie 10 milionów dolarów darowizny".

Jak podaje cnn.com, wiadomości o darowiźnie w wysokości 10 milionów dolarów zostały opublikowane przez wiele światowych mediów, między innymi przez angielskie The Independent i The Daily Mail, hinduskie The Hindustan Times, czeskie Novinky czy francuski kanał telewizyjny Euronews.

/JR

Chcemy być także bliżej Państwa – czytelników. Dlatego, jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected]. Przyszłość przynosi zmiany. Wprowadzamy je pod hasłem #CyberIsFuture.z amerykański serwis rozrywkowy ET Online, The Washington Examiner i The Daily Caller.

Reklama
Reklama

Komentarze