Patruszew ostrzegał już przedstawicieli rządu przed wykorzystywaniem urządzeń oraz oprogramowania tworzonego przez zachodnie firmy do komunikacji internetowej. Według zaleceń sekretarza używanie tych rozwiązań może doprowadzić do wycieków poufnych danych oraz ma pozwalać na zdalną blokadę urządzeń. Skrytykowane także zostały poziom wyszkolenia oraz wiedzy wysokich przedstawicieli władz, które mają znajdować się na bardzo niskim poziomie, zagrażającym bezpieczeństwu rządu.
Według ostatnich badań, które przedstawił Petruszew, jedynie 6 proc. personelu odpowiedzialnego za cyberbezpieczeństwo przeszło odpowiednie szkolenia. Wiadomość ta nie jest na pewno optymistyczna dla administracji rządowej, tylko od początku tego roku ataki wymierzone w sieci informatyczne przekroczyły liczbę 10 mln.
Rosyjska firma Group-IB zajmująca się informatyką śledczą uważa, że ataki hakerski wymierzone w serwery stron administracji rosyjskiej mają w głównej mierze wymiar cyberszpiegoski oraz propagandowy. Ilość ataków DDoS skierowanych w rządowe strony także rośnie w zastraszającym tempie, podobnie sytuacja wygląda z innymi rodzajami ataków - powiedział Ilia Saczkow z Group-IB.
– Wzrost inwigilacji Stanów Zjednoczonych, odkryty przez Edwarda Snowdena oraz stworzenie przez Amerykanów i Izraelczyków wirusa Stuxnet są jawnymi dowodami na ofensywną działalność państw zachodu na polu cyberprzestrzeni. Uznanie cyberprzestrzeni za pole walki podczas szczytu NATO w Warszawie dodatkowo pokazuje jak poważnie traktowane są w tej chwili wszelkie działania hakerskie. Jednocześnie Chiny i Rosja na każdym kroku starają się zaprzeczać jakimkolwiek działaniom cyberszpiegowskim, mimo niezbitych dowodów. Tymczasem według opinii publicznej niemal wszystkie większe rządy krajowe posiadają arsenał, który może zostać wykorzystany do przeprowadzenia akcji cyberszpiegowskiej – czytamy na portalu scmagzineuk.com
Czytaj też: Amerykańska cyberarmia uczy się współpracy z tradycyjnym wojskiem