Reklama

Admirał Mike Rogers, szef Narodowej Agencji Bezpieczeństwa (NSA) Stanów Zjednoczonych, stawił się na przesłuchaniach przed komisją senacką. Odpowiadał tam m.in. na pytania dotyczące trwającego od pewnego czasu skandalu politycznego, związanego z wiadomościami e-mail Hillary Clinton. Jeszcze w okresie sprawowania przez nią urzędu Sekretarza Stanu (2009-13), miała ona bowiem używać konta pocztowego znajdującego się na serwerze należącym do prywatnego operatora. Admirał dopytywany przez republikańskiego senatora Toma Cottona, nie chciał odnieść się do konkretnej sprawy pani Clinton. Jednak stwierdził ogólnie, iż cała komunikacja, w tym wiadomości e-mail najważniejszych doradców prezydenta, i to nawet te niesklasyfikowane jako tajne, są priorytetem dla obcych służb specjalnych. Stąd też, zdaniem szefa NSA, z perspektywy wywiadu tego rodzaju nieodpowiedzialne zachowania mogły stwarzać możliwości do skrytej inwigilacji. Rogers podkreślił w tym przypadku, że gdyby ministrowie spraw zagranicznych Rosji czy też Iranu używaliby prywatnych kont e-mail w ramach kwestii związanych z oficjalnymi sprawami ich urzędów, dawałoby to bardzo dobry instrument do działań wywiadowczych.

Cała afera wybuchła, gdy okazało się, że obecna kandydatka na nominację Partii Demokratycznej w wyborach prezydenckich, a wcześniej 67. Sekretarz Stanu, mogła używać również w celach służbowych prywatnego konta e-mail. Sprawa miała wypłynąć wewnątrz administracji prezydenckiej jeszcze w 2014 r., kiedy to Departament Stanu odkrył istnienie wiadomości nie pochodzących z zaaprobowanych wcześniej kont e-mail. Zgodnie z procedurami zwrócono się wówczas do pani Clinton o udostępnienie podsumowania w zakresie używania własnego, prywatnego konta pocztowego, co było potrzebne do kontroli przeprowadzanej przez Departament Stanu oraz następcę Clinton na stanowisku Sekretarza Stanu. Nie wiadomo jednak, jak postąpiła wówczas była Sekretarz Stanu, która obecnie zasłania się stwierdzeniem, iż nie pamięta całej sprawy.

Nieoficjalnie pojawiły się sugestie, że śledztwo w omawianym przypadku wszczęło FBI. Trzeba jednak zaznaczyć, że samo Biuro nie udziela informacji ani na temat wszczęcia śledztwa, ani na temat jego ewentualnej fazy. Media w Stanach Zjednoczonych, powołując się na własne utajnione źródła w FBI, niemal jednogłośnie stwierdzają jednak, że specjaliści zaangażowani przez Biuro mieli na wstępie sprawdzić czy wśród ponad 30 tys. e-maili wysłanych ze wspomnianego konta Hillary Clinton, mogły znajdować się jakieś informacje kluczowe dla bezpieczeństwa państwa.

Co ciekawe, sama zainteresowana wykasowała je już wcześniej, sugerując, że były to jedynie wiadomości dotyczące spraw rodzinnych oraz kwestii prywatnych. Niemniej Hillary Clinton przeprosiła również Amerykanów za swoje nieodpowiedzialne działanie, obejmujące właśnie używanie prywatnych serwerów do obsługi wiadomości e-mail. FBI miało odzyskać, poprzez przechwycenie pozostałości wykasowanych e-maili na analizowanym serwerze, dużą część budzących kontrowersje wiadomości. Z czego, nadal nieoficjalnie, mówi się, że aż 213 mogło zawierać informacje oceniane jako ściśle tajne lub mające inne klauzule tajności.

Cała sprawa może nabrać innego wymiaru, jeśli potwierdzą się sugestie, że wspomniane serwery obsługiwane przez prywatnego operatora mogły być wcześniej zaatakowane przez kogoś z zewnątrz. Pojawiają się bowiem doniesienia, że wielokrotnie dochodziło do spowolnienia ich działania czy też samowolnego włączenia trybu off-line. Oczywiście, możliwe były problemy techniczne, jednak nieoficjalnie mówi się, że śledczy badają również wątek, który obejmuje możliwość wystąpienia obcej aktywności. Nie da się bowiem ukryć, że ówczesna Sekretarz Stanu była istotnym celem dla wielu wywiadów. Przy obecnej dyskusji rodzą się również pytania o ulokowanie i odpowiednie używanie tzw. SCIF w domu Hillary Clinton. Jest to specjalnie przygotowane przez służby miejsce, przeznaczone do komunikacji, odczytu oraz używania informacji obostrzonych klauzulami tajności, które jest rutynowo instalowane w domach najważniejszych członków amerykańskich władz.  

Problemy z e-mailami Hillary Clinton można i należy, oczywiście, traktować jako część amerykańskiej kampanii prezydenckiej, zwłaszcza że samo śledztwo FBI ma - nieoficjalnie - potrwać jeszcze kilka miesięcy, rodząc kolejne znaki zapytania i tworząc atmosferę niepewności wokół pani Clinton. Jednak należy na to spojrzeć również przez pryzmat potrzeby zachowania wielkiej ostrożności przez najważniejszych urzędników państwowych, nie tylko w samych Stanach Zjednoczonych. Zarówno politycy, urzędnicy, jak i wojskowi powinni wziąć pod uwagę kazus byłej Sekretarz Stanu, dbając o to żeby nie używać pod żadnym pozorem prywatnych kont pocztowych. Szczególnie takich, których serwery nie pozostają pod ochroną państwa. Kluczowe są w tym przypadku słowa admirała Mike`a Rogersa, który przecież bez ogródek stwierdził w Senacie, iż takie działania stwarzają bardzo dobrą okazję do aktywności wywiadowczej państw trzecich.

Reklama

Komentarze

    Reklama