Polityka i prawo
Zabezpieczenie wyborów w 2020 roku nie będzie ani łatwe, ani tanie. Gigant oferuje pomoc
Jednym z podstawowych problemów w kontekście zbliżających się amerykańskich wyborów prezydenckich w 2020 roku jest pytanie, czy podmioty odpowiedzialne za bezpieczeństwo kampanii wyciągnęły wnioski z ostatnich cyberataków na infrastrukturę wyborczą? Jedno jest pewne – zapobieganie incydentom podczas najbliższego głosowania nie będzie ani łatwe, ani tanie.
W przeszłości cyberbezpieczeństwo nie było dla kandydatów priorytetem, zwłaszcza na wczesnych etapach kampanii. Ich działania koncentrowały się na zbieraniu funduszy, zatrudnianiu specjalistów, lobbingu oraz przede wszystkim podróżowaniu w celu pozyskania wyborców. Obecnie sytuacja się zmieniła. Teraz menadżerowie kampanii stoją przed dylematem – opłacić dodatkową reklamę w telewizji czy zainwestować w solidny system cyberbezpieczeństwa? Robby Mook stawia sprawę jasno – „Nie powinieneś wybierać między wysyłaniem wiadomości do wyborców i powstrzymywaniem Chińczyków przed czytaniem twoich e-maili”.
Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego (DHS) oferuje pomoc w zabezpieczeniu kampanii. Jego specjaliści przeprowadzili już kilkanaście wstępnych rozmów z menadżerami. „Celem tego typu działania jest zbudowanie wzajemnego zaufania, aby DHS mógł dzielić się informacjami na temat potencjalnych zagrożeń z kandydatami, ale równocześnie otrzymywać konkretne informacje w zamian” – tłumaczy Matt Masterson, przedstawiciel DHS. Departament przeprowadzi również specjalistyczny test sieci oraz systemów zarówno kandydatów, jak i partii pod kątem podatności na cyberataki.
Nie ma konkretnych danych na temat, ile ugrupowań i jaką kwotę przeznaczają na cyberbezpieczeństwo. Były kongresmen John Delaney, pierwszy demokrata, który zgłosił swoją kandydaturę na prezydenta, podkreślił, że bezpieczeństwo sieci postrzega jako stały wydatek.
Cyberataki z 2016 roku były mało zaawansowane. Rosyjscy hakerzy wysyłali setki złośliwych e-maili na służbowe oraz osobiste komputery pracowników i bliskich wspólników m.in. Hillary Clinton. Po tym, jak jeden z nich kliknął w zainfekowany link, Rosjanie uzyskali dostęp do sieci Komitetu Demokratów. John Podesta, przewodniczący kampanii Clinton, również zachował się nieodpowiedzialnie otwierając zawartość e-maila, co umożliwiło hakerom ukraść tysiące wiadomości o wewnętrznych działaniach kampanii.
Odnosząc się do całej sytuacji Hillary Clinton stwierdziła – „Jeśli nie wiemy, jak chronić nasze wybory przed tym, co działo się w przeszłości i co może się teraz powtórzyć ... możesz przegrać. (…) Nie chodzi mi o to, żeby wszystkich straszyć. Ale chcę, aby każdy kandydat zrozumiał, że to zagrożenie”.
Swoją chęć w poprawę cyberbezpieczeństwa najbliższych wyborów prezydenckich wyraził również Microsoft. Firma ogłosiła nowy projekt, który ma sprawić, że głosowanie będzie bezpieczne, możliwe do zweryfikowania i bardziej przejrzyste dzięki oprogramowaniu open source.
Nowy produkt „ElectionGuard” ma być dostępny już tego lata z pierwszymi prototypowymi rozwiązaniami, które mają być użyte podczas kampanii w 2020 roku. Jak wskazuje dyrektor generalny Satya Nadella – „Program pomoże zmodernizować infrastrukturę wyborczą na całym świecie”.
Przedstawiciele Microsoftu powiedzieli, że innowacyjne narzędzie zostanie udostępnione bezpłatnie w ramach programu Defending Democracy Program. Zapowiedzieli także pakiet aplikacji Office 365 o obniżonej cenie dla partii politycznych oraz menadżerów kampanii. Co więcej, Microsoft i Google wspólnie zapewniają obsługę poczty e-mail w ramach kampanii antyphishingowych.
Haertle: Każdego da się zhakować
Materiał sponsorowany