Choć Facebook, znany obecnie jako Meta, zaprzecza w swoim przekazie PR-owym jakoby był główną przyczyną wzrostu polaryzacji społecznej, niewątpliwie jest jej katalizatorem. Algorytmy Facebooka mają moc modyfikowania tego, jak postrzegamy świat, w tym - jakie emocje odczuwamy w związku z otaczającą nas rzeczywistością. Jak dowodzą badania, dzięki Facebookowi od pewnego czasu najczęściej jest to gniew.
Gniew to emocja, która wydaje się definiować nasze codzienne życie. Gniewamy się na marki, kiedy w swoich działaniach marketingowych w internecie popełnią jakiś błąd - na przykład użyją niestosownego zdjęcia. Pełni gniewu atakujemy siebie nawzajem na Twitterze - tylko za to, że ktoś nie zgadza się z naszym światopoglądem i po prostu prezentuje odmienny punkt widzenia.
Gniewają nas politycy - do tego stopnia, że siedząc przed telewizorem, gotowi jesteśmy wypuścić w kierunku ekranu wiązankę przekleństw, obelg i bluzgów. O gniewie odczuwanym podczas stania w korkach w drodze do pracy, oczekiwaniu na spóźniający się godzinę pociąg czy załatwiania przeciągających się spraw urzędowych nie warto nawet wspominać - wszyscy znamy go świetnie.
Gniew na świecie narasta
Według ostatniego badania Gallup Global Emotions Report (2019 rok), którego celem jest próba dokonania pomiaru dominujących w światowej populacji emocji, liczba rozgniewanych osób w skali globu wzrasta. Prawidłowość ta zauważalna jest od samego początku badań, które po raz pierwszy przeprowadzono w 2016 roku. Obecnie, średnio na całym świecie gniew czuje 22 proc. populacji. W krajach doświadczonych wojną i kryzysami humanitarnymi, takimi jak Irak czy Syria, odsetek rozgniewanych mieszkańców wynosi ponad 40 proc.
Gniew widoczny jest również gdzie indziej - np. w liczbie aktów agresji, których pasażerowie londyńskiego transportu publicznego dopuszczają się wobec jego pracowników. W ciągu ostatnich trzech lat liczba napaści na osoby pracujące w transporcie publicznym w brytyjskiej stolicy wzrosła niemal o 25 proc.
Media społecznościowe to katalizator gniewu
Dr Aaron Balick - psychoterapeuta i psycholog związany z brytyjskim Uniwersytetem w Essex ocenia, że media społecznościowe są w dużej mierze katalizatorem gniewu i czynnikiem, który należy obciążyć winą za taki stan rzeczy.
"Gniew w naszej populacji szerzy się znacznie łatwiej, bo w erze internetu istnieje więcej możliwości, by zatruć nim swoje emocje" - uważa Balick.
Zdaniem specjalisty, problemem jest przede wszystkim to, że nieustanny dostęp do mediów społecznościowych i sieci przekłada się na ciągły napływ negatywnych emocji, których pełne są wpisy na Facebooku, Twitterze i innych platformach, a także przekazywane przez media informacje. W jego opinii "ludzie w ten sposób nieustannie rozdrapują w sobie rany", które - gdyby pozwolono im się zabliźnić - sprawiłyby, że nie bylibyśmy tak bardzo podatni na gniew.
Balick wskazuje, że ciągła obecność negatywnych emocji w internecie wpływa znacząco na obniżenie naszych marginesów tolerancji. "Znajdując się nieustannie w stresie, jesteśmy znacznie bardziej podatni na to, by po prostu zacząć na kogoś krzyczeć. Ludzie, którzy obcują z gniewem w mediach społecznościowych, mają znacznie mniejszą zdolność kontroli własnej złości" - uważa psycholog.
Czy Facebook ma moc wpływania na to, co czujemy?
W 2014 roku Facebook (obecnie Meta) przeprowadził eksperyment psychologiczny na ogromną skalę, w którym wykorzystał udział ponad 689 tys. użytkowników swojego serwisu społecznościowego do zbadania, czy to, co wyświetla się w ich strumieniach aktualności (News Feed) ma wpływ na emocjonalność korzystających z platformy osób.
Z artykułu sprawozdawczego opublikowanego w czasopiśmie naukowym "Proceedings of the National Academy of Sciences of the United States of America" wynika w skrócie, że Facebook ma moc wpływania na to, czy czujemy się dobrze, czy źle - wystarczy, że wpłynie na to, co widzimy po wejściu w sekcję Aktualności.
W czasie eksperymentu wykazano, że kiedy w news feedach użytowników ukazywało się więcej negatywnych treści, osoby te pisały na Facebooku mniej pozytywnych postów, a więcej tych nacechowanych złymi emocjami. Kiedy z kolei w Aktualnościach pojawiało się więcej treści o wydźwięku pozytywnym, rosła również liczba tego rodzaju wpisów generowanych przez korzystające z Facebooka osoby.
Według autorów opracowania badawczego, "emocje, które inni wyrażają na Facebooku, wpływają na nasze własne stany emocjonalne, co stanowi dowód eksperymentalny na istnienie zjawiska masowego przenoszenia emocji przez media społecznościowe".
Polaryzacja przez socjalizację
W opublikowanym w magazynie "Psychology Today" artykule dr Sophia Moskalenko argumentuje, że media społecznościowe wpływają na radykalizację negatywnych emocji nie ze względu na wymienione wcześniej czynniki, takie jak dominanta nacechowanych negatywnie treści czy nieustanna ekspozycja na gniew.
Jej zdaniem, aspektem silnie określającym naszą podatność na przyswojenie negatywnych emocji i utożsamienie się z nimi jest sam charakter platform - społecznościowość, a więc zdolność do tworzenia grup, które w przeciwieństwie do świata poza internetem, w sieci mogą przybierać naprawdę ogromną skalę. To, co nas radykalizuje i co sprawia, że jesteśmy bardziej rozgniewani, to zatem fakt, że znajdujemy się w środowisku, w którym już dominują tego rodzaju emocje, a my powtarzamy je, często nieświadomie, jak echo.
"Media społecznościowe radykalizują bardziej, niż grupy społeczne w świecie realnym, ponieważ są większe. Z tego samego względu częściej można w nich napotkać silnie zradykalizowane, wpływowe jednostki" - ocenia Moskalenko.
Czy radykalizacja w polityce ma swoje źródło w social mediach?
Zdaniem badaczki, procesy radykalizujące nasze emocje w mediach społecznościowych w oczywisty sposób przekładają się na radykalizację polityki.
W swoim artykule Moskalenko wskazuje na Arabską Wiosnę z 2011 roku, a także Euromajdan z 2014 roku na Ukrainie. Ruchy rewolucyjne, które ostatecznie doprowadziły do wybuchu buntu, ewoluowały właśnie w mediach społecznościowych, gdzie początkowo radykalizowały się opinie uczestników dyskusji, którzy następnie przechodzili do planowania i koordynowania określonych działań politycznych w realnej przestrzeni.
Prawidła rządzące emocjami użytkowników internetu wykorzystuje również tzw. Państwo Islamskie do rekrutacji swoich zwolenników, a także bojowników i zafascynowanych nimi kobiet - to właśnie dzięki propagandzie ISIS w mediach społecznościowych tysiące obywateli i obywatelek państw Zachodu opuściło swoje kraje, by poszukiwać uznania, dowartościowania i własnego miejsca w szeregach tej terrorystycznej organizacji.
Czy politycy wykorzystują social media do radykalizacji elektoratu?
Teza ta, o którą pokusiłam się zadając powyższe pytanie, wydaje się całkiem uprawniona - zwłaszcza po analizie ostatnich doniesień z tzw. Facebook Papers, z których wynika, że jedna z partii politycznych w Polsce zauważyła zmianę algorytmu Facebooka z 2018 roku i tak zmodyfikowała swoje działania komunikacyjne, by 80 proc. przekazu stanowiły treści negatywne - bo to właśnie je "promowały" mechanizmy rządzące wyświetlaniem postów na platformie.
Wiedząc, jakie prawidła psychologiczne rządzą naszym gniewem, możemy uzyskać lepszą kontrolę nad tym, któremu przekazowi politycznemu dajemy wiarę i do jakiego stopnia. Być może okaże się, że wybory, których dokonujemy codziennie w mediach społecznościowych przekładają się bardziej - niż wcześniej zdawaliśmy sobie z tego sprawę - na te, których dokonujemy raz na kilka lat przy urnie.
Warto zatem odzyskać kontrolę - nad swoimi emocjami i nad demokracją.
Chcemy być także bliżej Państwa – czytelników. Dlatego, jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected]. Przyszłość przynosi zmiany. Wprowadzamy je pod hasłem #CyberIsFuture.
Kaktus
Ja się tak zradykalizowałem, że usunąłem konto na Facebooku i mam święty spokój. Wystarczyło parę kliknięć, by odzyskać wolność od algorytmów.