Reklama

Polityka i prawo

#CyberMagazyn: Jak ruch QAnon przenosi się z internetu na ulice amerykańskich (i nie tylko) miast

Fot. knollzw / Pixabay
Fot. knollzw / Pixabay

Jeżeli wydaje wam się, że ruch zwolenników teorii spiskowych QAnon przygasł po 6 stycznia, kiedy to na Kapitolu doszło do zamieszek wywołanych przez tłum rozgniewanych i niepogodzonych z wynikiem wyborów zwolenników byłego prezydenta USA Donalda Trumpa, nie mogliście być w większym błędzie. Ruch QAnon właśnie ponownie łapie wiatr w żagle i z internetu przenosi się na ulice amerykańskich (i nie tylko) miast. I jeszcze nieraz o nim usłyszymy.

Czym jest ruch QAnon?

W dużym skrócie – to ruch społeczny, który narodził się w internecie wokół dość skomplikowanej teorii spiskowej, według której świat rządzony jest przez sektę satanistycznych pedofilów. Według zwolenników tego ruchu, w sitwie działają m.in. tacy prominenci, jak była kandydatka na urząd prezydenta USA Hillary Clinton, były prezydent Barack Obama, miliarder i filantrop George Soros, a także celebryci, jak m.in. Oprah Winfrey czy Tom Hanks. Zwolennicy ruchu uważają, że w pedofilskiej siatce działają też papież Franciszek i Dalajlama. Oprócz molestowania dzieci i ich porywania, członkowie sekty mają mordować swoje ofiary, a następnie spożywać ich ciała, by zyskać w ten sposób dostęp do substancji wydłużającej życie – adrenochromu.

Były prezydent USA Donald Trump – jak twierdzą zwolennicy QAnon – to mesjasz wybrany przez wojsko w 2016 roku do jednego zadania – walki z pedofilską sitwą i przywrócenia światu sprawiedliwości.

Ruch QAnon ma swój początek w forum internetowym 4chan, gdzie narodził się w 2017 roku za sprawą anonimowego profilu, który podpisywał się Q i samozwańczo przedstawiał się jako osoba wtajemniczona w kręgi rządowe, dysponująca dostępem do poufnych dokumentów obrazujących walkę Trumpa z siłami zła.

W swoich wpisach Q przewidywał „nadejście burzy”, która miała stanowić kulminację wojny światła i ciemności, moment, gdy Trump zdoła wreszcie zdemaskować międzynarodową siatkę pedofilsko-kabalistyczną i przywrócić świetność nie tylko Ameryce, ale i światu.

Tożsamość Q pozostaje nieznana – choć od lat spekuluje się, kim jest. Według niektórych teorii to jeden użytkownik, który od lat prowadzi tę samą działalność. Według innych – to całe grono osób, które zajmuje się konstruowaniem persony Q i animowaniem ruchu wokół niej powstałego.

Brzmi absurdalnie? Może. Teorii tej jednak uległy miliony osób z USA i innych krajów – bo w czasie pandemii koronawirusa ruch QAnon rozlał się również na Europę.

Radykalizm antyszczepionkowy i polityczny resentyment

Najbardziej radykalni zwolennicy teorii i ruchu QAnon w Europie związani są z aktywnością grupy antyszczepionkowców i zwolenników alternatywnej medycyny. Grupy QAnon aktywne na Facebooku oraz w rosyjskiej sieci społecznościowej VKontakte, bardzo często odwołują się do teorii tzw. Wielkiego Resetu, według której pandemia koronawirusa to wymysł grupy światowych liderów służący do tego, aby mogli przejąć kontrolę nad gospodarką.

Co ciekawe, szczególną popularnością w Europie ruch QAnon cieszy się w Niemczech, a jego główna aktywność ma miejsce w komunikatorze Telegram.

Skalę zjawiska można było ocenić m.in. 1 sierpnia 2020 roku w Berlinie, gdzie wielotysięczny tłum demonstrował przeciwko ograniczeniom sanitarnym związanym z pandemią, a niektórzy uczestnicy demonstracji grozili atakiem na niemiecki parlament (Reichstag). Organizator demonstracji – informatyk i inicjator ruchu Querdenken 711, ubiegał się nawet o stanowisko burmistrza Stuttgartu – zdobył jednak tylko 2,6 proc. głosów.

Niemiecki „oddział” QAnon to obecnie drugi najaktywniejszy odłam tego ruchu - zaraz po Stanach Zjednoczonych. Ruch aktywny jest jednak również we Włoszech, gdzie sprzymierzył się z ultrakonserwatywnym skrzydłem Kościoła katolickiego.

Według badania think-tanku ISD Global, w Europie najpopularniejsze strony dotyczące QAnon redagowane są w pierwszej kolejności po angielsku, następnie po niemiecku, włosku i francusku. W Polsce – jak twierdzą eksperci – popularność ruchu podsycana jest przez Rosję.

Z internetu na ulicę

Dziennik „Washington Post” potwierdza niemieckie obserwacje – ruch QAnon zaczął w ostatnim czasie przenosić się na ulice.

W okresie poprzedzającym oficjalne luzowanie obostrzeń epidemicznych w USA grupy osób związanych z ruchem QAnon protestowały przeciwko szczepieniom m.in. w Kalifornii. Oprócz sprzeciwu wobec samej idei szczepień, uczestnicy demonstracji angażowali się w rozprzestrzenianie fałszywych informacji, takich jak np. twierdzenia o tym, że zaświadczenia o zaszczepieniu wkrótce staną się „obowiązkowym drugim paszportem”. Samą ideę dowodów szczepień porównywano natomiast do żółtej gwiazdy Dawida, jaką niemieccy naziści kazali nosić Żydom podczas II Wojny Światowej.

Według specjalistów cytowanych przez „Washington Post” radykalizacja polityczna zwolenników QAnon została wzmocniona przez pandemię. Ekstremistyczne ruchy znalazły łatwy grunt dla szerzenia swoich ideologii w sfrustrowanym społeczeństwie, czemu pomogła dezinformacja. W rezultacie zwolennicy Trumpa, zwiększenia dostępu do broni, fani teorii spiskowych i antyszczepionkowcy znaleźli się nagle we wspólnym punkcie, w którym protestują przeciwko temu samemu – establishmentowi formułującemu nakazy, zakazy i ograniczającemu - w ramach działań zmierzających do ochrony społeczeństwa przed pandemią „wolności osobiste”, co postrzegane jest przez skrajne ugrupowania jako „autorytaryzm”.

Pandemia koronawirusa zachęciła zwolenników tego rodzaju idei do protestów poza internetem – wyjścia na ulicę, jedzenia w restauracjach zamkniętych na czas lockdownów czy demonstracji antyszczepionkowych - to dla uczestników skrajnych grup wyraz osobistej wolności i sprzeciwu.

Czy internetowe teorie spiskowe mogą przerodzić się w poważne ruchy polityczne i zacząć realnie oddziaływać na społeczeństwo Pytanie to wydaje się absurdalne dopóty, dopóki nie dochodzi do aktów przemocy – a te, jak uczy doświadczenie choćby zamieszek na Kapitolu z 6 stycznia br., napędzane cyfrową nienawiścią potrafią mieć całkiem realny wymiar.

Reklama

Haertle: Każdego da się zhakować

Materiał sponsorowany

Komentarze

    Reklama