Polityka i prawo
Rosyjskie działania dezinformacyjne nie podniosły notowań Donalda Trumpa
Jak podaje „The Washington Post”, kampania dezinformacyjna prowadzona przez Rosję w mediach społecznościowych, w tym głównie na Twitterze, przed wyborami prezydenckimi w Stanach Zjednoczonych w 2016 roku nie przyczyniła się do wzrostu notowań Donalda Trumpa.
To jasne, że ingerencja Rosji w kampanię wyborczą w USA miała wymierny wpływ, choć zmierzenie skali tego wpływu byłoby trudne - podkreśla we wtorek amerykański dziennik. Jak wyjaśnia, dostępne obecnie dane nie pozwalają "definitywnie stwierdzić, że rosyjska dezinformacja na Twitterze nie wpłynęła na żadne głosy ani nie zmieniła czyichś poglądów politycznych".
Gazeta przestrzega jednak przed bezrefleksyjnym przyjmowaniem pojawiających się twierdzeń, że rosyjskie działania dezinformacyjne w mediach społecznościowych skutecznie kierowały do amerykańskich wyborców przesłania, co pomogło wygrać w wyborach Donaldowi Trumpowi, kandydatowi Partii Republikańskiej.
"Washington Post" pisze, że "istnieje bardzo mało dowodów" na precyzyjne kierowanie takich komunikatów do wyborców w USA. "Rosja dużo zapłaciła za reklamy na Facebooku w gęsto zaludnionych stanach Nowy Jork i Teksas w ostatnich pięciu tygodniach kampanii, ale reklamy w stanach, które zdecydowały o wygranej Trumpa - Michigan, Wisconsin i Pensylwanii - zobaczyło zaledwie 1000 osób. Nie ma żadnych dowodów na to, że Rosja wykorzystywała Twitter do oddziaływania na ludzi w konkretnych miejscach czy z konkretnych grup demograficznych" - podkreśla gazeta.
"WP" z dużym sceptycyzmem opisuje opublikowane badanie stacji NBC News i ośrodka Axios, w którym zestawiono w czasie tweety publikowane przez rosyjską fabrykę trolli IRA (Internet Research Agency) i notowania Trumpa w sondażach. Jako główny wniosek płynący z tego opracowania wskazano, że "wzrost o ok. 25 tys. retweetów z wszystkich tweetów IRA tygodniowo (...) przekładał się na wzrost notowań Trumpa o ok. 1 punkt procentowy", a także że "poparcie dla Trumpa wzrosło do 44 proc., gdy tweety IRA miały największe wzięcie" - jest to odniesienie do tygodnia zawierającego w sobie dzień 14 lipca 2016 roku.
Ale "WP" zwraca uwagę, że podobnie wysokie notowania Trump miał także pod koniec listopada i na początku grudnia 2015 roku, gdy tweety IRA były podawane dalej bardzo rzadko; "WP" podkreśla, że wskaźnik korelacji między tymi zestawami danych jest słaby.
Gazeta zauważa, że ten wzrost poparcia jest niespójny z danymi z uśrednionych wyników sondażowych w tamtym czasie, wskazujących wzrost poparcia dla Trumpa po konwencji wyborczej Republikanów (18-21 lipca 2016 roku), a nie przed nią.
"WP" zadaje też pytanie o wysokie, aż 44-procentowe poparcie dla Trumpa - tłumaczy je faktem, że uśredniony zestaw badań opinii publicznej BNC i Axios w dużej mierze oparły na sondażu USC Dornsife i "Los Angeles Timesa". Tymczasem były to - podkreśla "WP" - "najmniej dokładne z sondaży w 2016 roku ze względu na konsekwentne przeszacowywanie poparcia dla Trumpa".
Z analizy danych "WP" wysnuwa wniosek, że jeśli rzeczywiście istniała korelacja między zasięgiem tweetów IRA a notowaniami Republikanina, to mogła ona zostać spowodowana jakimś czynnikiem zewnętrznym.
Gazeta ocenia jako "wysoce nieprawdopodobne", by zaledwie 25 tys. retweetów było w stanie podnieść krajowe notowania polityka o punkt procentowy. Wylicza, że w całej kampanii prezydenckiej w 2016 roku na Twitterze pojawiło się 75 mln wpisów bezpośrednio związanych z wyborami. Gdyby choć 1 proc. tych tweetów został poddany 10 razy, to 25 tys. retweetów IRA należałoby rozpatrywać wobec 75 mln tweetów i ok. 7,5 mln retweetów, a wówczas stanowiłyby one zaledwie 0,03 proc. wszystkich tych komunikatów.
SZP/PAP
Haertle: Każdego da się zhakować
Materiał sponsorowany