Reklama

Polityka i prawo

Panoptykon skarży IAB i Google: każdy ma prawo poznać i skorygować swój profil marketingowy

Fot. 422737/Pixabay
Fot. 422737/Pixabay

Wiek, płeć, miejsce zamieszkania, model urządzenia i system operacyjny, język i lokalizacja, wyszukiwane słowa i odwiedzane strony – kiedy użytkownik czeka na załadowanie strony internetowej, dane o nim płyną szerokim strumieniem do dziesiątek, jeśli nie setek, firm biorących udział w licytacji, której zwycięzca zapłaci 1/5 grosza za możliwość wyświetlenia swojej reklamy. Użytkownik nie ma w tym systemie ani głosu, ani praw. Nie wie, do kogo trafiają jego dane ani jakie wnioski są z nich wyciągane. Fundacja Panoptykon domaga się zmiany tego stanu rzeczy i występuje do Prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych ze skargami przeciwko IAB i Google – nieformalnym regulatorom rynku reklamy interaktywnej.

Google i IAB stworzyły specyfikacje techniczne oraz standardy organizacyjne dla wszystkich firm uczestniczących w licytacjach (w przypadku IAB jest to standard OpenRTB, w przypadku Google – program Authorized Buyers, wcześniej znany jako Doubleclick Ad Exchange). Z tych specyfikacji wynika, jakie dane użytkowników powinny trafić na giełdę reklamową w ramach tzw. bid request oraz kto i na jakiej zasadzie może mieć do nich dostęp.

Na aukcje trafia więcej danych, niż jest to potrzebne, by dopasować reklamę. Często są to dane wrażliwe, które można przetwarzać tylko w ściśle określonych przypadkach. Na podstawie lokalizacji, słów, które użytkownicy wpisują w okno wyszukiwarki, adresów stron, na które wchodzą, historii ich zakupów można wnioskować, na co chorują, jakie mają poglądy polityczne, zainteresowania, nałogi i zaburzenia („wsparcie dla ofiar przemocy”, „zaburzenia odżywiania”, „lewicowa polityka”, „scjentologia” – to przykłady tzw. taksonomii, które są wykorzystywane w systemach aukcyjnych).

Nad raz rozpowszechnionymi danymi nikt nie ma kontroli: ani strona, która rozpoczyna aukcję, ani tym bardziej sam użytkownik. Ponieważ nie wie, do kogo trafiają jego dane osobowe ani pod jakim identyfikatorem figuruje w bazach poszczególnych firm, nie jest w stanie korzystać z praw, które przyznaje mu RODO. Przy tak zaprojektowanym systemie prawo dostępu do danych, ich skorygowania i usunięcia pozostaje fikcją.

Oficjalnie wszystkie firmy, które biorą udział w licytacji, powinny skasować otrzymane dane w ciągu 18 miesięcy. W praktyce nie wiadomo, kto i w jaki sposób miałby egzekwować to zobowiązanie. Jest duże ryzyko, że dane rozsiewane wraz z bid request po prostu zostają w obiegu reklamowym i na długo przyklejają się do konkretnych użytkowników (poszczególni gracze rozpoznają ich po przypisanych na stałe identyfikatorach).

Odpowiedzialność za ten stan rzeczy ponoszą ci, którzy ustalają standardy techniczne i organizacyjne dla aukcji reklamowych. Takimi nieformalnymi regulatorami w branży reklamy interaktywnej są Interactive Advertising Bureau (IAB) i Google. Panoptykon domaga się od nich przejrzystości i stworzenia warunków, w których użytkownicy będą w stanie realizować swoje prawa. Każdy powinien mieć możliwość sprawdzenia, jakie kategorie marketingowe zostały mu przypisane, oraz ich skorygowania lub usunięcia.

Panoptykon nie jest pierwszą organizacją, która krytykuje systemy aukcyjne. Skargi na działania IAB i Google już we wrześniu 2018 roku złożył Johnny Ryan (Chief Policy & Industry Relations Officer w Brave Software) we współpracy z Open Rights Group. Organom ochrony danych osobowych w Wielkiej Brytanii i Irlandii zwrócił uwagę na to, że w zaprojektowanych przez te firmy systemach aukcyjnych dochodzi do naruszenia bezpieczeństwa danych na masową skalę. Mamy nadzieję, że skargi złożone w Polsce, Wielkiej Brytanii i Irlandii zostaną połączone przez organy ochrony danych osobowych do wspólnego rozpoznania. To byłoby pierwsze postępowanie transgraniczne od wejścia w życie RODO.

Co zarzuca się twórcom systemów aukcyjnych?

  • Setki firm, które biorą udział w aukcjach reklamowych, ma dostęp do danych osobowych użytkowników bez ich wiedzy i zgody.
  • Ani strona, która rozpoczyna aukcję, ani twórcy tych systemów nie mają kontroli nad dalszym wykorzystaniem rozpowszechnionych danych.
  • Użytkownik, którego dane trafiają na giełdę, nie ma do nich dostępu i nie jest w stanie realizować uprawnień, które daje mu RODO (np. zażądać korekty czy usunięcia).
  • Na aukcje trafia więcej danych, niż jest potrzebne, żeby dopasować reklamę; mogą to być nawet dane wrażliwe – ujawniające stan zdrowia, orientację seksualną, pochodzenie etniczne czy poglądy polityczne.

Źródło: Fundacja Panoptykon 

Reklama

Haertle: Każdego da się zhakować

Materiał sponsorowany

Komentarze

    Reklama