Reklama

Polityka i prawo

30 lat po narodzinach internetu Polska jest rajem dla aktywności kolonialnych wielkich platform

Fot. Lucent_Designs_dinoson20 / Pixabay
Fot. Lucent_Designs_dinoson20 / Pixabay

Początki internetu w naszym kraju to petycja o przyłączenie Polski do sieci EARN/Bitnet skierowana do ówczesnego prezydenta USA George Busha przez polskich naukowców we wrześniu 1989 roku. To symboliczne ustanowienie końcówki .pl dla polskich domen internetowych zaledwie pół roku później - w marcu 1990 roku. Trzy dekady po narodzinach sieci w Polsce, internet wpływa na niemal każdą dziedzinę naszego życia. Jak zmieniła się sieć i jak przez ostatnie trzydzieści lat kształtowała nas, użytkowników?

Pierwsze międzynarodowe połączenie IP nawiązano dzięki Rafałowi Pietrakowi 17 sierpnia 1991 roku. Miesiąc później ustabilizowano połączenie  z Europą, w grudniu tego samego roku – z USA. Polska dołączyła tym samym do usieciowionego świata, w którym możliwe stały się niezwykle szybkie wyszukiwanie informacji i wzajemna komunikacja.  

30 lat później sieć nie służy już wyłącznie badaniom naukowym i szeroko pojętej edukacji, choć nadal lubimy myśleć o niej w ten sposób. Współczesny internet – również ten w Polsce – jest zdominowany przez wielkie firmy technologiczne i ich produkty, popularne usługi cyfrowe, z których obok Polaków korzystają użytkownicy i użytkowniczki z całego świata.

Powtórka z historii

Początki internetu wyglądały jednak zgoła inaczej, natomiast cofnięcie się do nich pozwala nabrać perspektywy niezbędnej do tego, by móc krytycznie spojrzeć na to, jak sieć wygląda obecnie i co w rzeczywistości oferuje.

Kiedy wrócimy do połowy lat 90. uderza nas wielość usług cyfrowych, które wzajemnie konkurowały ze sobą na rodzącym się rynku przeglądarek i wyszukiwarek treści. Na pewnym etapie wszystkie cieszyły się dość dużą popularnością.

Warto wymienić tu produkty m.in. takie jak Archie, Gopher, Virtual Library, World Wide Web Wanderer, W3Catalog, Aliweb, Jump Station czy Info Seek. Google – dziś niekwestionowany lider, a wręcz monopolista na rynku wyszukiwarek – powstało dopiero w 1997 roku, dzięki pracy Larry’ego Page’a i Sergeya Brina.

Czas gigantów, czas konsolidacji i centralizacji

Jak Google doszło do swojej pozycji? Przede wszystkim dzięki uproszczeniu procesu korzystania z sieci na poziomie jej użytkowników. To dzięki usługom tej firmy korzystanie z wyszukiwarki internetowej stało się prostsze i bardziej intuicyjne - dla wszystkich wykorzystujących internet w życiu codziennym (dzięki stworzonemu w końcu lat 90. algorytmów wyszukiwania). Firma sprawnie to wykorzystała, stając się - z czasem - „bramkarzem” kontrolującym dostęp do treści, decydującym o tym, kto i co może w internecie zobaczyć oraz w jaki sposób będzie z niego korzystał.

Google to oczywiście nie jedyna firma, która sprawiła, że internet naszych czasów znacząco różni się od tego, z którym mieliśmy do czynienia kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu.

Powstały w 2004 roku Facebook dziś aktywnie prezentuje dążenia państwotwórcze, chcąc kontrolować – oprócz danych niemal trzech miliardów użytkowników swoich usług społecznościowych – infrastrukturę łączności z siecią. Wpływa na to, w jaki sposób zdobywamy informacje o świecie, jak kupujemy, nawiązujemy relacje czy szukamy pracy, a nawet proponuje nam własną walutę (projekt Libra). Przez ostatnie 17 lat budował swoją pozycję w oparciu o monetyzację danych własnych użytkowników, połączoną z umiejętnymi przejęciami zagrażających mu na rynku (choćby potencjalnie), mniejszych firm internetowych.

Inny koncern internetowy – Amazon – zbudował z kolei najpotężniejsze na świecie imperium e-handlu, zaczynając od bycia internetową księgarnią mieszczącą się w garażu człowieka przez długi czas zajmującego pierwsze miejsce wśród najbogatszych tego świata – swojego twórcy i wieloletniego prezesa Jeffa Bezosa. Dziś Amazon to nie tylko obsługujące sprzedaż wysyłkową gigantyczne centra logistyczne rozmieszczone na całym świecie i zatrudniające osoby pracujące w niesamowitym i nierzadko nieetycznym rygorze, ale także rozbudowane usługi cyfrowe takie jak wideo czy muzyka na żądanie, sklepy spożywcze, w których pracownicy nie są już potrzebni (rachunki za zrobione zakupy rozlicza system komputerowy), a także usługi chmury obliczeniowej, na których działa ogromna część współczesnego internetu. Jak groźna to sytuacja i zależność, doskonale pokazuje przykład ulubionego serwisu społecznościowego zwolenników byłego prezydenta USA Donalda Trumpa – Parlera, który w jednej chwili zniknął z sieci po tym, jak Amazon odciął go od swoich usług hostingowych (aplikacja po kilku tygodniach wróciła do Appstore).

Internet już dojrzał – czas na zmiany?

Obecnie korzystamy z internetu jak z powietrza czy elektryczności. Jest wszędzie, zasila wiele urządzeń, nawet nasze lodówki czy odkurzacze, a przy okazji oplata nas ogromną masą usług i danych” – ocenia przedsiębiorca i twórca start-upów technologicznych Artur Kurasiński w rozmowie z serwisem CyberDefence24.pl.

Jak podkreśla, dane użytkowników internetu stały się „podstawą modelu biznesowego największych koncernów technologicznych, które za ich pomogą zarabiają na reklamach publikowanych wokół naszych statusów z wakacji”.

Zdaniem Kurasińskiego kilkadziesiąt lat po narodzinach internetu, w erze globalnych usług cyfrowych świadczonych przez wielkie korporacje, „coraz częściej pojawiają się wątpliwości, czy Facebook, Google, TikTok i Apple powinny mieć aż taką wiedzę o nas – kolejne afery związane z brakiem szacunku dla prywatności użytkowników, pogoń koncernów za wyciskaniem z nich najcenniejszych informacji, jest poddawana masowej krytyce tak w USA, jak i w Europie” – zwraca uwagę ekspert.

„Powoli nadchodzi czas na dyskusję albo o podzieleniu największych podmiotów, albo zabraniu im kontroli nad naszymi danymi” – stwierdza. Jak dodaje, „wszyscy rozumiemy, że rzeczywistość, w której firmy prywatne mają większą wiedzę i kontrolę niż państwa, nie jest dobra dla demokracji”.

Czy jesteśmy skazani na cyfrowy kolonializm?

Diagnozę tę potwierdza związany z Akademią Leona Koźmińskiego i Polską Siecią Ekonomii badacz, ekonomista i doradca polityczno-biznesowy Jan J. Zygmuntowski.

W jego ocenie „przez ostatnie 30 lat internet zmienił polskie społeczeństwo i gospodarkę nie do poznania”.

„Dostępność informacji zwiększyła się dramatycznie, a integracja handlowa ze światem zachodnim stała się faktem. Przez długi czas oznaczało to pozytywną presję konkurencyjną w zakresie jakości, przy rosnącym eksporcie usług profesjonalnych” – przekazał CyberDefence24.pl Zygmuntowski.

Jak zaznacza, to dzięki internetowi „odbieramy kulturę, uczymy się, kupujemy dobra globalnie, choć przez dogmaty neoliberalnej polityki gospodarczej nie dbano o sprawiedliwy podział zysków i modernizację usług publicznych”.

W ocenie eksperta tam, gdzie Polska miała „rentę zapóźnienia, np. w bankowości, cyfryzacja umożliwiła skokowe innowacje i wzrost dostępności”.

Zygmuntowski, który jest autorem książki „Kapitalizm sieci” traktującej o problemach współczesnej gospodarki cyfrowej nie tylko z perspektywy ekonomicznej, ale i społecznej, podkreślił, że w ciągu ostatnich 30 lat również internet przeszedł znaczące przemiany.

„Konsolidacja korporacji technologicznych oznacza, że mamy niewielki wpływ na cele i kierunku rozwoju cyfryzacji” – mówi. „Obietnica technooptymistów, że internet będzie przestrzenią swobody i spełnienia, została złamana. Jesteśmy raczej pracownikami informacyjnymi, którzy swoją uwagą napędzają algorytmiczne tryby” – ocenia badacz.

Zdaniem Zygmuntowskiego „ostatnia dekada rewolucji cyfrowej to właściwie ekspansja korporacyjnych platform o charakterze kolonialnym, łamiących lokalne prawo, wyzyskujących pracowników w ramach tzw. gig economy i inwigilujących nas”.

„Polska niestety jest rajem dla takiej aktywności, ponieważ kolejne rządy nie rozumieją wagi suwerenności cyfrowej, fetyszyzują pozorowane innowacje, a lobbyści korporacji mogą liczyć na specjalne traktowanie” – stwierdził ekspert.

W jego opinii ratunkiem w takiej sytuacji może być postawa Unii Europejskiej, w której ambitniejsze działania wobec platform technologicznych podejmują kraje takie jak Francja, czy Niemcy. Jak wskazał Zygmuntowski, obszarem, gdzie Polska wciąż może mieć szansę w cyfrowej rywalizacji, są działania z zakresu współdzielenia danych czy innowacji w interesie publicznym.


Chcemy być także bliżej Państwa – czytelników. Dlatego, jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected]. Przyszłość przynosi zmiany. Wprowadzamy je pod hasłem #CyberIsFuture. 

image
Fot. Reklama
Reklama

Haertle: Każdego da się zhakować

Materiał sponsorowany

Komentarze

    Reklama