Reklama

Armia i Służby

Operacja informacyjno-psychologiczna Zapad-2017 [ANALIZA]

Źródło: mil.ru
Źródło: mil.ru

14 września rozpoczynają się wspólne ćwiczenia wojskowe Rosji i Białorusi Zapad-2017. Są one częścią czteroletniego cyklu manewrów, które każdego roku odbywają się na innym odcinku potencjalnego frontu. Komponent militarny i konwencjonalny to tylko jedna z płaszczyzn rosyjsko-białoruskich ćwiczeń. Równie ważne, o ile w obecnej sytuacji nie ważniejsze, wydają się być wojna informacyjna, psychologiczna oraz działania z obszaru propagandy, dezinformacji, ale i działań sugestywnych i zarządzania refleksyjnego. 

W ćwiczeniach udział ma wziąć formalnie 12700 żołnierzy, w tym 7200 z Białorusi i 5500 z Rosji. Zgodnie z oficjalnymi zapowiedziami wykorzystanych będzie również 680 pojazdów, w tym 250 czołgów oraz ok. 70 samolotów i helikopterów. Do tego dochodzą takie formacje bojowe, jak „oddziały operacji informacyjnych”. Zdaniem ekspertów te liczby nie odzwierciedlają jednak stanu faktycznego i realnie będzie zaangażowanych znacznie więcej ludzi i sprzętu. Szacunki wahają się pomiędzy 70 tys. a ok. 100 tys. (choć strona ukraińska zakłada, że może być to nawet 240 tys.).

Rozbieżności pojawiają się m.in. dlatego, iż jednocześnie prowadzone są inne ćwiczenia (lokalne), a ponadto wprowadzane są miejscowe mobilizacje, co formalnie pozwala stronie rosyjskiej na niedeklarowanie ich jako elementu Zapadu. Wśród tych znanych na chwilę obecną dodatkowych działań wymienia się prowadzenie skoordynowanych działań przez Flotę Bałtycką (70 okrętów), Flotę Północną z Morza Białego (50 okrętów) i 11 Korpus w Kaliningradzie. Jest to stały repertuar Rosji – przy poprzednich manewrach Zapad w 2013 r. wskutek niezapowiedzianych „sprawdzianów gotowości bojowej” zmobilizowano łącznie 160 tys. żołnierzy. Z kolei na koniec manewrów Kaukaz-2016, szef Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych FR generał Walerij Gierasimow przyznał, iż w wzięło w nich udział 120 tys. żołnierzy, a nie jak deklarowany 12 tys.

Aspekty psychologiczne

Poprzednie manewry Zapad odbywały się w 2013 r. Od tamtego czasu sytuacja geopolityczna uległa daleko idącej transformacji, stąd i inna optyka obecnych działań Kremla. Aneksja Krymu oraz wielowymiarowe wsparcie dla tzw. separatystów we wschodniej Ukrainie wraz z bezprecedensową aktywizacją działań Kremla z obszaru wojny informacyjnej i psychologicznej zmieniły percepcję Rosji i jej działań. Wymusiły też szereg działań ze strony Sojuszu Północnoatlantyckiego, a zwłaszcza państw tzw. wschodniej flanki. Tym bardziej, że Moskwa systematycznie wzmacnia swój konwencjonalny potencjał ofensywny w Kaliningradzie, na Krymie i wzdłuż granicy z Ukrainą.

Działania Moskwy od lat są celowo mało transparentne, nie tylko w kwestiach militarnych. Pod względem blokady informacyjnej obecne manewry są jednak wyjątkowe. W odstępach czasu budowano napięcie i nasilano prowokacje i incydenty. W listopadzie 2016 r. wypuszczony został przekaz o znaczącej ilości wagonów kolejowych zakontraktowanych na cały 2017 rok do przewozu wojsk (dokładnie 4162). W ślad za nim pojawiły się spekulacje o potencjalnej zmianie reżimu na Białorusi i pozostawieniu wojsk na jej terytorium, co całkowicie przebudowałby konstrukcję ładu eurazjatyckiego.

Zwiększanie wydatków na działania propagandowe i dezinformacyjne jest ściśle skorelowane z szeregiem zabiegów politycznych i dyplomatycznych. Warto wspomnieć, że w 2007 r. Rosja zawiesiła, a w 2015 ostatecznie wystąpiła z Traktatu o Konwencjonalnych Siłach Zbrojnych w Europie (Treaty on Conventional Armed Forces in Europe, CFE), określającego limity uzbrojenia. Do tego dochodzi również nierespektowanie Traktatu o likwidacji pocisków rakietowych średniego zasięgu (Treaty on Intermediate-range Nuclear Forces, INF). Jednocześnie cała wina za ten stan rzeczy zostaje przerzucona na państwa zachodnie. Jest to długofalowa, przemyślana strategia i ważny element, wykorzystywany do budowy oficjalnych przekazów Kremla na poziomie dyplomatycznym.

Dodatkowo budowany jest chaos i szum informacyjny wokół samych manewrów w tym roku. Na przykład na 18-19 września Rosja wysłała oddzielne od Białorusi zaproszenia dla attaché wojskowych akredytowanych jedynie w Moskwie. Do tego celowo wysyłała je w różnej kolejności i do wybranych osób, szereg z nich pomijając, co tym bardziej wzmaga poczucie braku zaufania do działań strony rosyjskiej i jej intencji.

Percepcja zagrożenia

Strona ukraińska przedstawia rosyjskie przygotowana do ćwiczeń jako „przygotowania do wojny na skalę kontynentalną”. Jak twierdzi Kijów, Kreml zamierza wykorzystać fakt ćwiczeń do mobilizacji i ulokowania swoich sił w taki sposób, aby móc przeprowadzić operacje ofensywne. Ponadto okoliczność ćwiczeń jest zasłoną dymną dla przygotowywania nowych formacji rosyjskich do inwazji na ukraińskie terytorium.

Ocena zagrożenia dla Ukrainy przez zachodnich ekspertów jest diametralnie inna. Uważają oni w zdecydowanej większości, iż Rosji nie jest stać na kolejne kryzysy i sankcje. Zwracają uwagę, że od 2014 r. prowadzony był szereg manewrów i ćwiczeń, które nie doprowadziły do eskalacji działań zbrojnych na Ukrainie czy inwazji na inne państwa. Podkreśla się wysiłki strony białoruskiej, aby nie zwiększać napięcia i dążenia Mińska do oddalenia ćwiczeń od granic Polski czy państw bałtyckich, aby m.in. zredukować prawdopodobieństwo potencjalnych incydentów z udziałem lotnictwa. Do tego jeszcze dochodzi aspekt większej otwartości Białorusi wobec obserwatorów międzynarodowych, ale i aktywizacji ludności cywilnej do obserwacji ruchów wojsk i przekazywania informacji o nich do Internetu. Padają też argumenty, że Kreml nie odważy się na agresywne działania wobec sąsiadów, gdyż będzie ryzykował utratę statusu państwa gospodarza Mundialu w 2018 roku.

Przedstawia się jednocześnie ujęcie, iż to Rosja jest stroną, która tak naprawdę obawia się szeregu problemów i wyzwań na arenie międzynarodowej, regionalnie, ale i odnośnie własnej sytuacji wewnętrznej. Każdy z tych poziomów związany jest jednocześnie z potencjalnymi działaniami Zachodu. Nie chodzi tu tylko o możliwe zbliżenie Białorusi i Ukrainy ze strukturami europejskimi, ale i działania ofensywne Waszyngtonu mające na celu doprowadzenie do zmiany władzy w Rosji, destabilizacji, a nawet i fragmentaryzacji kraju. Działania informacyjne strony rosyjskiej wokół Zapadu są w tym ujęciu odzwierciedleniem lęków Kremla i reakcją na nie. Co ciekawe, takie opinie pokrywają się z tłem informacyjnym, budowanym przez media uważane za prorosyjskie (z tą różnicą, że te ostatnie podkreślają, że to Zachód zachowuje się prowokacyjnie).

Z drugiej strony ryzyko potencjalnej eskalacji działań zbrojnych jest wciąż brane pod uwagę na poziomie Sojuszu Północnoatlantyckiego. Wysłanie jasnego sygnału do Moskwy w postaci stacjonowania oddziałów NATO w państwach sąsiadujących z Rosją w ramach wzmocnionej wysuniętej obecności NATO (Enhanced Forward Presence, eFP) miało w założeniu spełniać funkcję odstraszania. Jednocześnie ok. 5 dni zajęłoby pełne przemieszczenie liczącej 5 tys. żołnierzy brygady tzw. szpicy NATO, czyli połączonych sił zadaniowych bardzo wysokiej gotowości (Very High Readiness Joint Task Force, VJTF). Podnosi się także kwestię, iż stacjonujące na wschodniej flance siły NATO powinny być w stanie zatrzymać ofensywę i podjąć walkę z przeciwnikiem do momentu pojawienia się wsparcia Sojuszu.

„Asy” w rosyjskiej talii działań z obszaru PsyOps

Nieprzewidywalność, determinacja w realizacji własnych interesów i założeń oraz gotowość do eskalacji napięcia to trudny repertuar dla wielu zachodnich polityków. Manewry Zapad uzupełniają to komponentem konwencjonalnym, mającym wywoływać lęk, poczucie zagrożenia i chaotyczne reakcje słabszych krajów sąsiadujących, ale i onieśmielać silniejszych graczy. Zniechęcanie tych ostatnich do podejmowania niezgodnych z rosyjskimi interesami działań jest ściśle skoordynowane z działaniami w przestrzeni informacyjnej i zadaniami rosyjskiej machiny propagandowej, w tym służb specjalnych.

Wzmacnianie komponentu emocjonalnego w percepcji Kremla można podsumować coraz popularniejszym argumentem, pojawiających się w społeczeństwach państw sąsiadujących z FR: „przecież nie ma sensu drażnić Rosjan, bo jeszcze będzie wojna”. Najskuteczniejszym jednak instrumentem, dopełniającym rosyjskie zabiegi dezinformacyjno-propagandowe jest koncepcja „eskalacji w celu deeskalacji”, zakładająca punktowe wykorzystanie taktycznej broni jądrowej w niekorzystnej sytuacji, aby osłabić wolę Zachodu do konwencjonalnego konfliktu zbrojnego lub zachować status quo. Sojusz Północnoatlantycki nie ma jasnej odpowiedzi na to, co zrobić w takiej sytuacji.

Problemy z prognozowaniem

Silna ochrona kontrwywiadowcza, autorytarny system polityczny, daleko idąca indoktrynacja własnego społeczeństwa przy wykorzystaniu propagandy wewnętrznej i braku rozwiniętych niezależnych mediów oraz dalsze wzmacnianie kontroli nad przestrzenią informacyjną kraju oraz szerzej – Wspólnoty Niepodległych Państw, powodują, iż państwa zachodnie mają coraz trudniejsze zadanie w pozyskiwaniu informacji z Rosji.

Wzrasta świadomość zachodnich społeczeństw i klasy politycznej w obszarze rosyjskich działań propagandowych i dezinformacyjnych. Mimo że pozostaje jeszcze wiele do zrobienia w kwestii wsparcia istniejących i tworzenia nowych think-tanków, zajmujących się badaniem tych zagadnień, pojawia się coraz więcej merytorycznych analiz, wpływających na opinię publiczną. Niestety jest jednak tak, że traktują one o metodach, które były wykorzystywane przez Rosjan latami, co sprzyja konkluzji, że uczymy się o tym, co już było i zostało rozwinięte kilka poziomów wyżej, a odkrywane są podstawy.

Wpływa to na interpretację aktualnych wydarzeń. Do momentu rozpoczęcia manewrów zachodnie instytucje analityczne nie podjęły się budowania scenariuszy ewentualnościowych, w tym umiejscowienia ich w szerokim kontekście międzynarodowym. Wynika to z faktu, że wychodzimy z kilku założeń, które traktujemy jako pewnik, m.in. : a) Moskwa nie ma interesu w eskalacji działań na Ukrainie, ponieważ skutecznie zablokowała potencjalne zbliżenie Kijowa z NATO i może długofalowo destabilizować sytuację w kraju, b) sankcje są skutecznym narzędziem odstraszania i przynoszą rezultaty, c) duże operacje wojskowe wymagają czasu i zaangażowania poważnych środków, na co Rosji nie stać i do czego nie jest przygotowana technologicznie, d) NATO jest silniejsze od FR, e) „okno możliwości” podjęcia agresywnych działań wobec mniej przygotowanego Zachodu zostało zamknięte i należy czekać na dogodniejszy moment, f) działania NATO skutecznie odstraszają przeciwnika.

Podsumowując mamy do czynienia poniekąd z uznaniem, iż Kreml kieruje się racjonalnością. Problem polega na tym, że Rosja jest bardziej pragmatyczna niż racjonalna, przy czym pragmatyzm rosyjskich elit nie jest odzwierciedleniem zachodnich zachowań. Sam fakt scenariuszy przygotowanych na obecne manewry pokazuje, iż Kreml dokonuje projekcji własnego podejścia i strategii na USA i NATO – wspieranie separatyzmów w państwach sąsiadujących i wykorzystywanie wykreowanego chaosu do zdobycia przewagi nad przeciwnikiem. Strategia „niedawania pożywki” rosyjskiej propagandzie w postaci opisywania różnych, potencjalnych scenariuszy, ale i komunikowania oraz adaptacji wniosków z takich analiz nie tylko na poziomie polityczno-wojskowym, ale i społecznym wydaje się błędna. Zaryzykować można twierdzenie, iż przypomina nieco sytuację sprzed aneksji Krymu, kiedy „w dobrym tonie” było nieuznawanie nawet hipotetycznej możliwości realizacji takiego scenariusza.

Oczywistym jest, iż aby móc skutecznie prowadzić działania zbrojne przeciwko państwom bałtyckim Rosja musiałaby przejąć kontrolę nad terytorium Białorusi. Aby dokonać tego, potrzebne są już nie grupy batalionowe, ale dywizje, tj. dziesiątki tysięcy ludzi i ciężki sprzęt. Nic nie wskazuje na to, iż podjęte zostały teraz działania mające na celu umożliwienie takich ruchów, jednak to, co wiemy, to fakt, iż od lat rozwijane są prace nad taką logistyką i transport wielkich formacji po rosyjskim terytorium idzie Rosjanom coraz lepiej.

Na chwilę obecną nie ma też optymalnej – w zachodniej percepcji – sytuacji międzynarodowej dla eskalacji przez Rosję działań mogących wywołać zdecydowaną reakcję NATO. Błędem jest jednak założenie, iż jest to stan permanentny lub że nie jest przygotowany gotowy scenariusz i na taką okoliczność, łącznie z punktowym atakiem nuklearnym, mającym na celu przypieczętowanie kolejnych zdobyczy terytorialnych. W kwestii sytuacji geopolitycznej można z kolei przedstawić szereg okoliczności, które w stosunkowo krótkim czasie zmieniłyby uwarunkowania dla rosyjskich decydentów. Jedną z nich może być eskalacja napięcia z Koreą Północną. Jej teoretyczny atak nuklearny na któryś z krajów sąsiadujących mógłby stać się nowym „oknem możliwości” dla Kremla. Mógłby też skutecznie osłabić wolę Waszyngtonu do zdecydowanej reakcji na nowe rosyjskie zdobycze terytorialne na Ukrainie (lub inną formę ingerencji w sytuację społeczno-polityczną lub gospodarczą).

Szczególnie niebezpieczne jest budowanie merytorycznych argumentów wykazujących jak NATO jest bezpieczne, „a co najwyżej” wojska rosyjskie mogą pozostać na terytorium Białorusi, co sprawiłoby problem, „ale jedynie” dla Ukrainy. Taki przekaz pojawił się ze strony szeregu zachodnich komentatorów i analityków. Jest to fałszywe założenie. Wymusiłoby to całkowitą rekonfigurację obecnego status quo na całym kontynencie eurazjatyckim. Przy tym jeszcze raz należy podkreślić, iż nie o samą analizę możliwości chodzi, ale o wnioski z nich płynące, w tym identyfikację istoty i skali potencjalnych zagrożeń przez jak najszersze kręgi społeczeństwa, ale i konkretne decyzje związane z przygotowywaniem własnych obywateli na wypadek bardziej złożonych sytuacji, jak zresztą robiła to Rosja w tym roku.

Wnioski

Środki z obszaru wojny psychologicznej i informacyjnej są bez precedensu pod względem skali czy kosztów i systematycznie były adaptowane na przestrzeni miesięcy i lat. Obejmują one: fałszywe informacje, ataki cybernetyczne, prowokacje dyplomatyczne z udziałem wysokich przedstawicieli państwa, organizacje wydarzeń na terytoriach państw neutralnych (m.in. obozy pokojowe w Szwecji czy Finlandii), aktywizację środowisk radykalnych w państwach Sojuszu Północnoatlantyckiego, incydenty wywiadowcze, naruszanie przestrzeni powietrznej państw Sojuszu i krajów sąsiadujących, incydenty graniczne, kampanie informacyjne, ingerencje w wybory prezydenckie w państwach zachodnich, wspieranie destrukcyjnych, odśrodkowych tendencji w Unii Europejskiej (łącznie z aktywnym zaangażowaniem w kampanię na rzecz Brexitu), wspieranie finansowe i polityczne antyeuropejskich sił politycznych w wielu krajach członkowskich, zakłócanie procesów decyzyjnych i ataki na nieprzychylnych Kremlowi liderów politycznych – a to tylko spektrum działań, które są dostępne dla międzynarodowej opinii publicznej. Szereg operacji i działań o charakterze niejawnym jest zapewne równie rozbudowany.

Z jednej strony działania takie wymuszają większą konsolidację Zachodu, aktualizację jego strategii i adaptację do nowych wyzwań. Z drugiej strony są też same w sobie częścią składową rosyjskiego zarządzania refleksyjnego. Zasiewają niepokój, nieporozumienia, wzmagają poczucie niestabilności i zagrożenia, ułatwiają ingerencje w procesy decyzyjne państw, sprzyjają chaotycznym lub nieostrożnym działaniom lub wypowiedziom polityków, a docelowo pomagają samej Rosji w identyfikacji słabych punktów państw zachodnich i ich struktur międzynarodowych.

Sfera militarna jest jedyną obecnie płaszczyzną, na której Moskwa może skutecznie oddziaływać na Zachód. Jej działania mają wymiar polityczny i kinetyczny. Manewry Zapad są ich emanacją, zamieszczoną w szerokim kontekście geopolitycznym. Są one narzędziem w wojnie psychologicznej, ale mogą stać się teraz lub w przyszłości instrumentem znacznie bardziej niebezpiecznym. Biorąc pod uwagę, iż w działania zbrojne włączona została cyberprzestrzeń, rezultaty i rozmach rosyjskich działań nie ograniczają się jedynie do terytorium Ukrainy czy Białorusi. Ostatnie serie cyberataków, w tym na ukraińską infrastrukturę krytyczną, były doskonałym treningiem przed potencjalną konfrontacją cybernetyczną z Zachodem.

Otwartym pozostaje jeszcze pytanie na ile Rosja stara się odwracać uwagę Zachodu szumem informacyjnym związanym z manewrami od innych kwestii, w tym własnych realnych celów strategicznych, przy tym nie tylko w Europie. Co jednak ważne, Keir Giles z Chatham House zwraca uwagę, iż Zapad kończy się 20 września, natomiast rosyjskie oddziały mają opuścić białoruskie terytorium do 30 września. W tym czasie zainteresowanie mediów zniknie oraz nie będzie już obserwatorów międzynarodowych. To właśnie ten moment może okazać się decydujący dla oceny efektu całych ćwiczeń. Pokazuje to, jak wiele jest potencjalnych możliwości dla strony rosyjskiej.

Brak merytorycznych analiz różnych scenariuszy ewentualnościowych jest dosyć symptomatyczny. Zwłaszcza, że równolegle nie wykorzystuje się okazji do uświadamiania światowej opinii publicznej i budowania własnego przekazu o działaniach Kremla, który za pomocą Sputnika i RT oskarża Zachód o prowokacje i zbrojenia. Doskonałym przykładem są tutaj antyterrorystyczne ćwiczenia Slavic Brotherhood 2017 w dniach 6-14 czerwca, w których udział wzięło 300 żołnierzy rosyjskich, 400 białoruskich i 50 serbskich). Można odnieść wrażenie, że Zachód nie do końca wyciągnął wnioski z rosyjskich metod prowadzenia polityki faktów dokonanych. Przygotowanie na poziomie militarnym lub wysokiego kierownictwa politycznego, NATO czy indywidualnie, krajów członkowskich, nie jest działaniem jawnym, skierowanym do społeczeństw, które pozostają praktycznie bezbronne na nagłe zawirowania na arenie międzynarodowej (Korea Północna, zamachy terrorystyczne o dużej skali, wywołanie nowej proxy war), podczas gdy w środowisku informacyjnym strona rosyjska posiada przewagę ofensywną i od lat prowadzi zaawansowane operacje, które Zachód dopiero uczy się identyfikować.

Z punktu widzenia realizacji rosyjskich interesów niejawnych nie ma w zasadzie większego znaczenia jakie scenariusze będą analizowane przez zachodnich analityków. Merytoryczna analiza nie jest wzmacnianiem propagandowych i dezinformacyjnych przekazów infoagresora. Jest pochodną jego zachowań i działań, przy uwzględnieniu faktu, iż nie jesteśmy jednak w stanie precyzyjnie określić jego celów krótko i długoterminowych. W przeciwieństwie do Rosji wciąż nie potrafimy też, jako NATO, stosować jasnych komunikatów do własnych społeczeństw z jednej, a na zewnątrz z drugiej strony. Federacja Rosyjska dokonując tak zaawansowanych, skoordynowanych i długofalowych operacji ofensywnych, cyberataków i innych prowokacji w ocenie własnego społeczeństwa jest ofiarą wrogich działań Zachodu, przed którym trzeba się bronić za wszelką cenę.

Reklama

Haertle: Każdego da się zhakować

Materiał sponsorowany

Komentarze

    Reklama