Reklama

Polityka i prawo

Obama zamierzał zaatakować rosyjską infrastrukturę krytyczną

Fot. obamawhitehouse.gov / domena publiczna
Fot. obamawhitehouse.gov / domena publiczna

Na początku sierpnia 2016 r. w Białym Domu miała pojawić się koperta z CIA z nadzwyczajnymi instrukcjami. Jej treść mógł poznać jedynie ówczesny prezydent USA Barrack Obama oraz jego trzej najważniejsi doradcy. Dziennik „The Washington Post” opisuje sposoby wpływania przez Rosję na wynik wyborów prezydenckich w USA. Informuje też, że administracja byłego prezydenta Obamy wiedziała o tym i niewiele w tej sytuacji zrobiła. Nowy prezydent USA Donald Trump, zaniechać miał zaś według amerykańskiej gazety wszelkich działań odwetowych wobec Rosji.

Biały Dom debatował nad różnymi wariantami, jak ukarać Rosję za wtrącanie się w przebieg kampanii prezydenckiej w USA w 2016 roku. Jednak stając w obliczu przeszkód i potencjalnych zagrożeń, ostatecznie nie udało się ukarać Kremla. Koperta od CIA zawierała raport, który miał dowodzić, że prezydent Rosji Władimir Putin był mocno zaangażowany osobiście w cyberataki wymierzone w  kampanię prezydencką w USA w celu zakłócenia wyścigu do Białego Domu w USA w 2016 roku.

Agentom CIA udało się wejść w posiadanie dowodów, że to rosyjscy hakerzy powiązani z Kremlem i wywiadem wojskowym GRU, byli odpowiedzialni za cyberataki na sztab wyborczy kandydatki Demokratów Hillary Clinton. Wiadomo, że rosyjskim hakerom udało się włamać na serwery pocztowe sztabu Hillary Clinton i wykraść blisko 200 maili, które następnie zostały opublikowane przez portal WikiLeaks. Śledztwo przeprowadzone przez CIA jasno wskazuje, że rosyjscy hakerzy inspirowani przez Kreml, robili wszystko by zdyskredytować w oczach amerykańskich wyborców kandydatkę Demokratów Hillary Clinton oraz żeby doprowadzić do zwycięstwa kandydata Republikanów, kontrowersyjnego biznesmena Donalda Trumpa.

Administracja Obamy miała według The Washington Post przez kilka miesięcy prowadzić tajne narady, w jaki sposób ukarać Rosję. W grudniu 2016 r. ówczesny prezydent USA Barack Obama wyraził zgodę na plan umieszczenia tzw. broni cybernetycznych w rosyjskiej cyberinfrastrukturze w ramach odwetu za domniemane wpływanie Rosji na proces wyborów prezydenckich. Ponadto w grudniu zeszłego roku Obama wydalił z USA 35 rosyjskich dyplomatów oraz zamknął dwie rosyjskie organizacje. Według "Washington Post", były prezydent zaakceptował zainstalowanie tzw. bomb logicznych, które mogą zostać zdetonowane w każdym momencie, na przykład podczas ewentualnego konfliktu pomiędzy USA a Rosją. Amerykański dziennik dodaje, że projekt ten pozostał w fazie planowania i obecnie zależy od administracji prezydenta USA Donalda Trumpa, czy zostanie on zrealizowany.

Czytaj też: Trump: brak dowodów na moje "układy z Rosjanami"

Prezydent Trump po objęciu urzędu w Białym Domu nie zdecydował się na kontynuowanie śledztwa oraz zaprzeczył wszelkim podejrzeniom o to, że jest w zmowie z Rosją. Mało tego, Trump uważa, że Barack Obama wiedział o zarzucanych Rosji zamiarach ingerencji w amerykańskie wybory jeszcze przed samymi wyborami. Według Trumpa administracja ówczesnego prezydenta "nic z tym nie zrobiła". "

Wcześniej dziennik "Washington Post" poinformował, że Obama dowiedział się już w sierpniu ubiegłego roku o "bezpośredniej ingerencji" prezydenta Rosji Władimira Putina w amerykański proces wyborczy. Według artykułu zamieszczonego na łamach dziennika, Obama został poinformowany przez "źródła w rządzie Rosji", że Putin jest bezpośrednio zaangażowany w kampanię cybernetyczną mającą na celu zakłócenie przebiegu wyborów w USA, zaszkodzenie kampanii demokratycznej kandydatki do Białego Domu Hillary Clinton i przyczynienie się do zwycięstwa Donalda Trumpa. 

Dziennik twierdzi, że Obama potajemnie rozważał szereg opcji ukarania Rosji, ale w końcu ograniczył się do symbolicznych gestów - wydalił z USA 35 rosyjskich dyplomatów oraz zamknął dwie rosyjskie instytucje. Przy czym uczynił to dopiero w grudniu, czyli już po wyborach. Obama obawiał się, że sam może być oskarżony o próbę manipulowania wyborów.

Specjalny prokurator Robert Mueller prowadzi dochodzenie mające ustalić, czy rosyjscy hakerzy wpływali na wybory prezydenckie w USA oraz czy obecny prezydent nie dopuścił się utrudniania pracy organów wymiaru sprawiedliwości w tej sprawie. Trump, podobnie jak Moskwa, stanowczo odrzuca wszelkie zarzuty, a dochodzenie nazywa "polowaniem na czarownice".

 

Reklama

Komentarze

    Reklama