Biznes i Finanse
Hakerzy korzystają ze starej luki w serwisie YouTube
Luka w serwisie Google Video, z którego korzysta YouTube, istnieje od 2014 roku i pozwala internautom na publikowanie treści na tej platformie. W ostatnim czasie obok filmów naruszających prawa autorskie zaczęła pojawiać się tam także pornografia.
Pierwszy przypadek istnienia luki, która pozwala na publikowanie treści wideo na platformie Google Video, został opisany w 2014 na łamach portalu Torrentfreak. Trudno jednak nie zauważyć, że gigant technologiczny nie zrobił wiele w celu jej załatania.
Filmy często o charakterze pornograficznym są przesyłane na serwerze Youtube. Zostają one ustawione jako treść prywatna, czyli nikt poza wrzucającym nie powinien móc go obejrzeć. Jednak wielu użytkowników sieci potrafi znaleźć w źródle strony bezpośredni link do materiału.
Jest on później wrzucany na jeden z popularnych darmowych serwisów wideo i oglądany przez tysiące widzów. Wszystko to z pominięciem systemu Content-ID, odpowiadającego za wyszukiwanie materiałów naruszających regulamin YouTube. Wideo nie jest w żaden sposób dostępne do oglądania w serwisie, który pełni jedynie rolę hostingu treści.
Oczywiście Google stara się walczyć z tym problemem, jednak średni okres usunięcia takiej treści z portalu może wynosić nawet trzy tygodnie. W tym czasie prawdopodobnie obejrzą go tysiące osób.
Dreamroom Productions, studio odpowiedzialne za produkcję filmów dla dorosłych, stara się zwalczać ten trend. Zgłasza dosyć wysoką liczbę naruszeń praw autorskich własnych materiałów. Tylko w zeszłym roku liczba zawiadomień dotyczących stron korzystających z hostingu treści na YouTube była bliska 40 mln.
"YouTube powinien być świadomy tej sytuacji. Pozwala na taki stan, nie starając się załatać tej dziury we własnym systemie. Najprostszym rozwiązaniem byłoby wyłączenie możliwości udostępniania tych treści wideo przy wybraniu specjalnych ustawień" – przekazał przedstawiciel Dreamroom Productions na łamach Torrentfreak.
Czytaj też: Start-up sprzedawał dane z mediów społecznościowych organom ścigania
Firma oskarża Google o to, że w ciągu dwóch lat nie zrobiła nic, aby zatrzymać ten proceder. Jest to z pewnością dziwne, ponieważ zdarza się, że Google szybko reaguje w przypadku treści udostępnianych na YouTube. W internecie można znaleźć wiele przypadków twórców filmu, którzy zostali usunięci z programu zarabiania na swoim wideo – AdSense, głównie z powodu naruszenia praw autorskich, czasami także z pobudek znanych tylko osobom obsługującym serwis.
Haertle: Każdego da się zhakować
Materiał sponsorowany