Reklama

Polityka i prawo

Czy suwerenność cyfrowa może przekształcić się w cyfrowy totalitaryzm?

Fot. naidokdin / Pixabay
Fot. naidokdin / Pixabay

Podczas inauguracji Światowej Konferencji Internetowej w 2015 roku prezydent Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinping powiedział, że „powinniśmy respektować prawo każdego kraju do wyboru własnej ścieżki cyberrozwoju”. Czy suwerenność cyfrowa, o którą dziś zabiegają nie tylko wielkie mocarstwa, ale i kraje takie jak Polska, może stać się zagrożeniem dla obywateli?

W czasie, kiedy Chinami rządzi Xi, suwerenność cyfrowa w kontekście tego kraju znacznie zmieniła znaczenie. Internet stał się przestrzenią kontrolowaną przez Komunistyczną Partię Chin w zakresie większym, niż kiedykolwiek wcześniej. Kontroli podlega nie tylko komunikacja pomiędzy obywatelami, ale też to, jakie treści za Wielkim Chińskim Firewallem wolno oglądać, a jakie są zakazane. 

Platforma internetowa Sina Weibo (odpowiednik zachodniego Twittera, który w ChRL jest zablokowany) od czasu wdrożenia restrykcyjnej polityki dotyczącej treści odnotowała drastyczny spadek liczby publikowanych tam treści. Ucichło również wiele głosów, które wzywały do reformy i większego otwarcia na (wirtualny) świat zachodni. 

Internet pozwolił na rozwój społeczeństwa obywatelskiego w Chinach

Dziennik "Guardian" przypomina, że przed prezydenturą Xi, internet pozwolił Chińczykom na obywatelskie przebudzenie - m.in. dzięki działalności blogerów, którzy wspierali swoimi opiniotwórczymi tekstami reformy polityczne i społeczne, a ich głosu słuchały niejednokrotnie dziesiątki milionów odbiorców. 

Dużą popularnością w ChRL cieszyły się usługi VPN, które pozwalały obywatelom zdobywać dostęp do oficjalnie blokowanych, zachodnich usług internetowych. Wojnę z nimi państwo rozpoczęło na szeroką skalę podczas urzędowania obecnego prezydenta - w 2015 roku.

Wcześniej jednak internet służył obywatelom ChRL m.in. do wywierania presji na władzę. Przytaczana przez "Guardiana" ankieta z 2010 roku mówi, że na 300 badanych przedstawicieli chińskiej administracji, aż 70 proc. obawiało się, że dzięki internetowi ludzie dowiedzą się o ich błędach lub szczegółach życia prywatnego, które mogą zostać ujawnione w sieci. 88 proc. spośród ankietowanych 6 tys. chińskich obywateli oceniało, że to dobrze, że urzędnicy odczuwają ten niepokój - ktoś musi im patrzeć na ręce.

W Chinach Xi internet podlega tym samym prawom, co świat rzeczywisty

Wizja internetu w czasach prezydenta Xi to przede wszystkim postrzeganie sieci jako narzędzia, które pozwala krajowi rozwijać się gospodarczo poprzez dziedziny takie, jak e-commerce czy innowacyjne produkty cyfrowe dla rynku krajowego.

Obecne Chiny nie pozwalają jednak - w przeciwieństwie do Zachodu - by zmiany technologiczne napędzały przemiany polityczne. Internet za Wielkim Chińskim Firewallem ma służyć Partii, ma być narzędziem umacniania promowanych przez państwo wartości, nawet, jeśli wiąże się to z pewnymi kosztami, które widać wyraźnie w dziedzinie rozwoju gospodarczego, szczególnie na polach wymagających kreatywności. 

Chiny wolą opierać się na cyberszpiegostwie i wykradaniu tajemnic handlowych firm z innych państw i w ten sposób rozbudowywać swoją przewagę konkurencyjną, nie popuszczając przy tym cugli własnym obywatelom. 

Cyfrowa suwerenność czy cyfrowy totalitaryzm?

Internet za Wielkim Chińskim Firewallem pozwolił władzy nie tylko na ścisłą kontrolę tego, co myślą, co czytają i z czym na co dzień intelektualnie obcują mieszkańcy Państwa Środka.

Sieć stała się również narzędziem ścisłej kontroli społecznej - analiza mediów społecznościowych jeszcze bardziej wzmocniła uścisk, w jakim Pekin trzyma swoich obywateli. Rozwój technologiczny pozwolił także na rozwinięcie sieci monitoringu oraz systemu oceny zachowania poszczególnych członków społeczeństwa. 

Dwie strony tego samego medalu

Według prezydenta Xi, internet jest dziś "głównym polem bitwy o opinię publiczną". Choć miał on powiedzieć te słowa w 2013 roku (w jednym z przemówień, które wyciekły do mediów), teza ta nigdy nie była bardziej prawdziwa, co pokazują i wysiłki państw Zachodu np. w walce z dezinformacją, czy wykorzystaniem sieci do celów innych operacji informacyjnych; i psychologicznych - m.in. przez Chiny, ale także i inne państwa, np. Rosję.

Skrajnie pojmowana suwerenność cyfrowa może zatem być niebezpieczna, ale i pozwolić na ochronę interesów państwa przed ingerencją z zewnątrz - przynajmniej do pewnego stopnia, określanego przez zdolność aparatu do kontroli sieci. 

Kontrolę, jaką Pekin sprawuje nad internetem, najlepiej sublimuje tzw. Wielkie Internetowe Działo - zdolności technologiczne chińskiej administracji, które pozwalają nie tylko cenzurować wpisy w sieci, ale także poddawać dowolną treść modyfikacji niemalże w czasie rzeczywistym. 

Władza nad przepływem informacji jest zatem dla ChRL kluczowym aspektem pojmowania przez ten kraj zagadnień cybersuwerenności, niezależności technologicznej i cyfrowej niepodległości. Jak widać - zagadnień, które nie muszą przekładać się na korzyści dla społeczeństwa obywatelskiego. 

Cyfrowa suwerenność nie ma definicji

W rozmowie z CyberDefence24.pl niezależny badacz i konsultant cyberbezpieczeństwa dr Łukasz Olejnik zwrócił uwagę, że zamykanie swojego kraju na zachodni internet i zjawiska takie, jak Wielki Chiński Firewall jak najbardziej wpisują się w działania zmierzające do budowy cyfrowej suwerenności.

"Suwerenność cyfrowa jako taka nie ma definicji, państwa stosują różne podejścia. Jednym z nich jest samowystarczalność technologiczno-cyfrowa" - powiedział ekspert. "Chodzi jednak także o kontrolę systemów, sieci i własnej przestrzeni informacyjnej" - dodał.

Jego zdaniem, gdy o tym aspekcie mowa, cyfrowa suwerenność przekłada się na możliwości poszczególnych krajów do decydowania o sytuacji wewnętrznej i zewnętrznej. 

"W odniesieniu do polityki cyfrowej to podejście jest bardzo rozmyte" - podkreślił Olejnik. 

Jego zdaniem pełne odłączenie się krajów takich jak Chiny od internetu niesie ze sobą straty ekonomiczne. "Odłączenia mogą być zatem selektywne, a niekiedy dotyczyć określonych tematów. Przykładowo, w Chinach próbuje się z przestrzeni informacyjnej usunąć koreańską muzykę pop, przy użyciu regulacji cyberbezpieczeństwa" - wskazał specjalista.

Jak podsumował Olejnik, choć tak pojmowana cyfrowa suwerenność ogranicza zdolności rozwoju, pozyskiwania wiedzy i kontaktów w społeczeństwie oraz ma efekt mrożący i izoluje od innych "wpływów", to "jeśli kraj priorytetyzuje bezpieczeństwo, władze mogą myśleć inaczej".


Chcemy być także bliżej Państwa – czytelników. Dlatego, jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected]. Przyszłość przynosi zmiany. Wprowadzamy je pod hasłem #CyberIsFuture. 

image
Fot. Reklama

Reklama

Haertle: Każdego da się zhakować

Materiał sponsorowany

Komentarze

    Reklama