Cyberbezpieczeństwo
Brudna gra Łukaszenki na Białorusi
W niedzielę 26 stycznia 2025 r. na Białorusi odbędą się wybory prezydenckie. Media państwowe już nasilają kampanię propagandową wspierającą Aleksandra Łukaszenkę. Koncentrują się na wychwalaniu rządów białoruskiego przywódcy, a także atakowaniu zachodnich państw.
W nadchodzących wyborach poza Łukaszenką startuje czterech innych kandydatów, ale nie należy ich traktować jako realnej alternatywy. Unikają krytyki polityki Łukaszenki i zamiast tego atakują przeciwników politycznych reżimu. Media białoruskie natomiast wspierają urzędującego prezydenta, wychwalając jego 30-letnie rządy oraz potępiają zachodnie sankcje.
W obecnej sytuacji politycznej przeprowadzenie demokratycznych i uczciwych wyborów prezydenckich nie jest możliwe, a zwycięzcą ogłoszony zostanie urzędujący prezydent.
Propaganda białoruska przed zbliżającymi się wyborami
Media państwowe skupiają się przede wszystkim na promowaniu wizerunku Łukaszenki i chwaleniu jego rządów. W ostatnich miesiącach w przekazach telewizyjnych często pojawiały się relacje z zagranicznych podróży przywódcy, np. wizyty w Omanie, Zjednoczonych Emiratach Arabskich czy Rosji. Szeroko komentowano dobre relacje z tymi krajami, starając się budować obraz Białorusi jako szanowanego gracza na arenie międzynarodowej.
Narracje w lokalnych mediach odnoszą się także do kondycji i stanu zdrowia 70-letniego prezydenta. Starają się kreować doniesienia o dobrej formie głowy państwa. Podkreślane są liczne aktywności fizyczne białoruskiego przywódcy, co ma pokazywać jego energiczność i pełną zdolność do rządzenia.
Pozostali kandydaci, choć nie są realną alternatywą, i tak są marginalizowani w państwowych mediach, które o nich praktycznie nie wspominają. Reżim Łukaszenki nie chce wzbudzać szczególnego zainteresowania opinii publicznej wyborami i dlatego dokłada wszelkich starań, aby kampania była wydarzeniem ledwo widocznym dla społeczeństwa.
Czytaj też
Narracje dezinformacyjne atakujące Zachód
Lokalne media w okresie przed wyborami systematycznie rozpowszechniają także nieprawdzwe informacje o zagrożeniach płynących z Zachodu, takich jak rzekome plany destabilizacji Białorusi przez NATO czy UE. Regularnie podważają wiarygodność instytucji zachodnich, w tym zwracają uwagę na problemy wewnętrzne oraz sprzeczności w ramach Unii, choć zazwyczaj są one wyolbrzymiane. Negatywne obrazy Wspólnoty przedstawiane są w kontraście do pozytywnego, często przesadzonego wizerunku naszego wschodniego sąsiada.
Pamiętajmy, że ośrodki informacyjne są jednym z narzędzi wykorzystywanych do utrzymania wewnętrznej stabilności przez utrwalanie obrazu zachodniego wroga, co ma legitymizować autorytarne rządy Łukaszenki. Tworzenie obrazu zewnętrznego wroga, jakim rzekomo są państwa zachodnie, pozwala władzy na skonsolidowanie poparcia wokół aktualnego reżimu. Działa to na zasadzie „my kontra oni”, gdzie wszelkie prozachodnie postawy mogą być traktowane jako zagrożenie dla suwerenności i stabilności kraju. Poprzez sianie nieufności względem Zachodu, władze dążą też do osłabienia poparcia dla proeuropejskich ruchów w kraju.
Podobne narracje szerzone są na temat Polski. Jak powiedział Jakub Biernat z Biełsatu w wywiadzie dla PAP: „jedną z najmocniej eksploatowanych na Białorusi antypolskich narracji przed wyborami jest rzekomy polski plan napaści na Białoruś i zajęcie Grodna. Ostatnio na ten temat wypowiedział się sekretarz Rady Bezpieczeństwa Białorusi Aleksandr Walfowicz, który stwierdził, że Zachód szykuje się do zajęcia zachodnich terenów Białorusi, by wprowadzić tam tzw. siły pokojowe” .
Wspomniane działania mają na celu zbudowanie społeczeństwa, które, mimo izolacji międzynarodowej, będzie nadal popierać aktualny reżim. Poprzez zmniejszanie atrakcyjności opcji proeuropejskich, władze liczą na utrzymanie wpływów i uniknięcie rosnącego nacisku społecznego na reformy polityczne i gospodarcze. A warto podkreślić, że duża część społeczeństwa jest przeciwna reżimowi Łukaszenki i popiera ruchy proeuropejskie. Dlatego UE i Zachód tak często są atakowane w przekazach białoruskich mediów.
Czytaj też
Wybory z wyprzedzeniem
Wyznaczenie wyborów prezydenckich na końcówkę stycznia br. oznacza skrócenie obecnej kadencji prezydenta o prawie pół roku. Zgodnie z artykułem 97. Konstytucji Białorusi, zarządzenie wyborów prezydenckich leży w gestii Izby Reprezentantów Zgromadzenia Narodowego. Konstytucja precyzuje też, że wybory te muszą być ogłoszone przynajmniej na pięć miesięcy przed zakończeniem bieżącej kadencji i powinny się odbyć najpóźniej dwa miesiące przed zakończeniem kadencji ustępującego prezydenta. Inauguracja obecnego prezydenta miała miejsce 23 września 2020 roku, więc następne wybory prezydenckie muszą zostać przeprowadzone najpóźniej do 20 lipca 2025 roku.
Przeprowadzenie wyborów we wcześniejszym terminie pozwoli na racjonalne wykorzystanie zasobów technicznych, finansowych, informacyjnych i ludzkich. Władzy zależy na tym, aby wybory nie budziły powszechnego zainteresowania, a zwycięstwo Łukaszenki nie doprowadziło do fali protestów jak blisko 5 temu.
W obecnej sytuacji politycznej na Białorusi nie ma możliwości przeprowadzenia demokratycznych wyborów. Poprzednie wybory prezydenckie z 2020 roku zostały sfałszowane i doprowadziły do masowych protestów. Łukaszenka zachował władzę jedynie dzięki brutalnemu stłumieniu prodemokratycznych demonstracji oraz politycznemu i gospodarczemu wsparciu Rosji.
Od tego czasu na Białorusi dążono do wyeliminowania społeczeństwa obywatelskiego i zastraszania mieszkańców poprzez konsekwentne łamanie podstawowych praw człowieka i wolności. Pozbyto się praktycznie wszystkich niezależnych środków masowego przekazu, zlikwidowano opozycyjne partie polityczne oraz większość organizacji pozarządowych, a także aresztowano i uwięziono ok. 1,5 tys. osób z powodów politycznych.
Styczniowe wybory odbędą się w atmosferze strachu, represji i przymusowej mobilizacji społeczeństwa na Białorusi. Nie będą miały nic wspólnego z demokratycznym procesem wyborczym, a urząd prezydenta po raz kolejny powierzony zostanie dotychczasowemu przywódcy.
Czytaj też
Dezinformacja podczas wyborów w 2020 roku
Dezinformacja jako narzędzie w polityce białoruskiej stosowane jest od dawna, a na dużą skalę zostało wykorzystane w 2020 roku. Po sfałszowanych wyborach prezydenckich, które doprowadziły do fali masowych demonstracji, władze w Mińsku zastosowały różnorodne narracje dezinformacyjne.
Przede wszystkim szerzyły oskarżenia wobec zachodnich państw, a szczególnie Unii Europejskiej, o bezpośrednie wspieranie protestów poprzez dostarczanie demonstrantom broni oraz materiałów wybuchowych, co miało na celu wykreowanie wrażenia, że protesty są nie tylko lokalnym zjawiskiem obywatelskim, ale również zamachem na białoruską suwerenność wspieranym z zewnątrz.
Narracje te były łączone z przekazem, że państwa Zachodu planują zorganizować zbrojny atak na Białoruś. Chodziło o wzmocnienie poczucia zagrożenia wśród obywateli, a równocześnie skonsolidowanie poparcia dla reżimu. Przykłady tej narracji obejmowały fałszywe informacje o mobilizacji wojsk NATO w pobliżu granic Białorusi oraz insynuacje, że protesty są elementem szerszego planu Zachodu na destabilizację kraju.
UE, a także inne państwa zachodnie, wspierały protestujących i sprzeciwiły się sfałszowanym wyborom. Nie dostarczały jednak broni, ani materiałów wybuchowych protestującym, a tym bardziej nie było żadnych planów interwencji zbrojnej.
Podczas wyborów z 2020 roku odcięto także dostęp do internetu. „W 2020 r. byłem na Białorusi i wtedy wyłączono Internet w Mińsku; były też problemy z połączeniami telefonicznymi. Internet zablokowano po tym, jak tysiące ludzi wyszły na ulice. Tym razem władza białoruska się zabezpiecza zawczasu i będzie wyłączać Internet wcześniej” – powiedział Biernat w wywiadzie z PAP.
Białoruskie władze oskarżały także protestujących oraz liderów opozycji o zdradę narodową i współpracę z zagranicznymi wywiadami, by starać się w ten sposób zdeprecjonować ruch opozycyjny jako niepatriotyczny. Obraz protestów był kreowany jako próba zamachów na stabilność kraju oraz prowadzenie do chaosu i anarchii. Ponadto, szerzono narracje, że protesty były sterowane przez agresywnych prowokatorów, którzy działali na zlecenie zewnętrznych sił. Tworzono insynuacje dotyczące obcych agentów infiltrujących ruch protestacyjny.
Jednocześnie w mediach pojawiały się opinie, że zmiana systemu politycznego na Białorusi jest niemożliwa i prowadzi jedynie do kolejnych konfliktów, co miało służyć jako argument do obrony dotychczasowego porządku, sugerując, że protesty są skazane na niepowodzenie.
W trakcie protestów prowadzono także kampanie, aby zdyskredytować kluczowych liderów opozycji, przedstawiając ich jako osoby skompromitowane, niekompetentne lub związane z kryminalnym światkiem. Atakowanie poszczególnych osób wraz z rodzinami i rozprzestrzenianie na ich temat nieprawdziwych informacji to jedna z częstszych metod wykorzystywanych zarówno przez Białoruś, jak i przez Rosję. Jest używana na masową skalę do atakowania polityków państw zachodnich, przedstawicieli UE czy członków opozycji w Rosji i Białorusi.
Czytaj też
Dezinformacja przeciwko Polsce
Działania dezinformacyjne Białorusi stosowane są także na masową skalę przeciwko naszemu państwu. Kiedy w 2020 roku na Białorusi trwały protesty przeciwko sfałszowanym wyborom prezydenckim, w Polsce regularnie odbywały się protesty przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji. Jak pamiętamy, w tym samym roku miały też miejsce wybory prezydenckie.
Białoruskie ośrodki propagandowe wykorzystały tę sytuację do rozprzestrzeniania dezinformacji. Pojawiały się narracje, że to polskie wybory prezydenckie w rzeczywistości zostały sfałszowane, a Warszawa wspiera protesty białoruskie, starając się tuszować problemy we własnym kraju. Protesty przeciwko wyrokowi TK często przedstawiane były jako protesty przeciwko rzekomo sfałszowanym wyborom prezydenckim nad Wisłą.
Dezinformacja przeciwko Polsce została wykorzystana także na masową skalę podczas kryzysu migracyjnego na granicy polsko-białoruskiej, który został wywołany przez Białoruś latem 2021 roku. Władze w Mińsku wykorzystały ten kryzys do kształtowania narracji, które miały na celu osłabienie naszego kraju i wzmocnienie własnego reżimu.
Szerzono wówczas narrację, że migranci, którzy przybywali na granicę, to osoby uciekające przed prześladowaniami i konfliktami w swoich krajach. W rzeczywistości byli manipulowani i wykorzystywani przez reżim Łukaszenki, który sprowadzał ich na Białoruś, a następnie przewoził na granicę z Polską i zmuszał do forsowania granicy.
Propaganda Łukaszenki obwiniała wówczas Warszawę oraz Brukselę o niehumanitarne podejście do sytuacji migracyjnej i przekonywała, że to Polska ponosi odpowiedzialność za cierpienie migrantów. Miało to na celu wzbudzenie emocji w opinii publicznej oraz przekierowanie winy za kryzys z reżimu Łukaszenki na polski rząd. Niektóre narracje bywały wręcz absurdalne i sugerowały, że to nasz kraj sprowadza migrantów, a następnie przewozi na granicę.
W białoruskich mediach pojawiały się także nieprawdziwe informacje o czystkach przeprowadzanych przez polskie służby graniczne. Szerzono nieprawdziwe informacje, że żołnierze RP mieli zabijać migrantów, którzy przedostali się do Polski. Miało to na celu demonizację polskich władz oraz przedstawienie ich jako barbarzyńskich i nieodpowiedzialnych.
Wyrazistym przykładem wykorzystania dezinformacji przeciwko naszemu państwu jest także prowadzona systematycznie kampania dezinformacyjna z udziałem byłego polskiego sędziego WSA w Warszawie Tomasza Szmydta, który w ubiegłym roku uciekł na Białoruś i poprosił o azyl polityczny. Mężczyzna prawdopodobnie już wcześniej współpracował z białoruskimi służbami specjalnymi, a obecnie wykorzystywany jest do szerzenia dezinformacji w mediach społecznościowych.
Na jego kontach, które obsługiwane są prawdopodobnie przez oficera prowadzącego, codziennie pojawiają się wpisy zawierające nieprawdziwe informacje na temat Polski, UE i Zachodu, a także bezpośrednio atakujące poszczególnych polityków. Jednocześnie regularnie pojawiają wpisy mające na celu budowanie pozytywnego wizerunku Białorusi.
Choć posty nie są pisane przez samego Szmyda, o czym świadczą m.in. częste błędy gramatyczne, o tyle pojawiają się nagrania z jego udziałem, aby uwiarygadniać przekaz.
Serwis CyberDefence24.pl otrzymał tytuł #DigitalEUAmbassador (Ambasadora polityki cyfrowej UE). Jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected].
Haertle: Każdego da się zhakować
Materiał sponsorowany