Orędownikami jak najszybszego wprowadzenia zmian są w głównej mierze Brytyjczycy. Tamtejsze służby, chociażby słynna MI5, dotychczas nie mogły w ramach swoich operacji swobodnie pozyskiwać danych o obywatelach Wielkiej Brytanii gromadzonych przez firmy w USA. Wystarczyło, że podejrzewani używali Gmaila, Hotmaila lub innych serwerów zlokalizowanych za Atlantykiem, aby pozbawiało to je zdolności do szybkiego działania chociażby w sprawach dotyczących potencjalnej działalności terrorystycznej obywateli Wielkiej Brytanii.
Pierwsze doniesienia sugerują, że w przypadku zawarcia nowej bilateralnej umowy ta swoista "bariera Atlantyku" może zostać zniesiona. Zaś amerykańskie firmy telekomunikacyjne miałby wręcz obowiązek przekazywać Brytyjczykom dane i umożliwiać im dostęp do wiadomości e-mail, czatów etc. w przypadku prowadzenia przez brytyjskie służby operacji przeciwko podejrzanym o przestępstwa czy też terroryzm. Jednak z zastrzeżeniem, że tego rodzaju działania inwigilacyjne i dochodzeniowe mogłyby dotyczyć tylko i wyłącznie obywateli Zjednoczonego Królestwa. W przypadku pojawienia się w danej sprawie obywatela USA, swoboda brytyjskich służb automatycznie miałaby być ograniczona. Proponowane rozwiązania zakładają oczywiście zasadę wzajemności, co pozwalałby Amerykanom na pozyskiwanie i inwigilowanie własnych obywateli w analogicznych sytuacjach.
Dziś żeby uzyskać dostęp np. do e-maili zgromadzonych na amerykańskich serwerach, zainteresowane państwa muszą stosować procedury w ramach postanowień tzw. MLAT (ang. Mutual Legal Assistance Treaty). Zakłada on wysłanie drogą dyplomatyczną oficjalnej prośby do władz amerykańskich i zaangażowanie w procedurę Departamentu Sprawiedliwości (DOJ) oraz tamtejszych sądów. Przy czym ewidentnym problemem w działaniach służb specjalnych jest długość takiego postępowania. Jak podaje "Washington Post", który jako pierwszy dotarł do projetu nowych rozwiązań, średnio trwa to nawet 10 miesięcy. Co więcej, główne amerykańskie firmy gromadzące obecnie dane, w tym również pochodzące od obywateli obcych państw, coraz częściej są naciskane przez różne państwa świata, aby przechowywały te dane na terytorium tych państw.To bowiem umożliwia lokalnym służbom specjalnym uzyskanie dostępu do informacji, zgodnie z prawem konkretnego państwa, bez potrzeby uruchamiania wspomnianej procedury MLAT.
Jednak potencjalna akceptacja obecnego projektu takiej bilateralnej, amerykańsko-brytyjskiej, umowy nie będzie od razu skutkowała wspomnianym dostępem do baz danych. W samych SUSA wymagane będzie znowelizowanie prawa federalnego, odnoszącego się np do podsłuchów. Chodzi o takie ustawy jak „Wiretap Act” oraz „Stored Communications Act”. Pojawiają się też wątpliwości czy w okresie wyborów prezydenckich zaistnieje wola polityczna do zmian, w tak ważnych regulacjach prawnych i czy w ogóle politycy z obu amerykańskich partii, mając w pamięci jeszcze szeroko zakrojoną dyskusję o tzw. „Patriotic Act”, zaryzykowaliby akceptację takich rozwiązań prawnych. Oczywiście równocześnie z dyskusją nt. zalegalizowania obustronnej współpracy, pojawiają się głosy, że jest to proba usankcjonowania stosowanych już dzisiaj (tajnych) praktyk. Należy bowiem nadmienić, że oba państw od lat silnie współpracują w zakresie wywiadu sygnałowego - SIGINTu. Są także członkami i w pewnym sensie filarami tzw. "sojuszu pięciorga oczu".
Głośne słowa krytyki, wobec jeszcze nieopublikowanego (tajnego) projektu umowy, wysuwają obrońcy swobód obywatelskich w obu państwach. Zwracając uwagę, że takie rozwiązania prawne niejako sankcjonowałyby działania obcych służb specjalnych w innym suwerennym państwie. W dodatku istnieją wątpliwości dotyczące równoprawnego zabezpieczenia interesów obywateli USA i Wielkiej Brytanii, tak aby nie stworzyć podwójnych standardów, pozwalających na rozszerzanie praktyk inwigilacyjnych.
Można się też spodziewać, że doniesienia ten temat przyspieszą rozmowy prowadzone przez chociażby państwa UE w zakresie zabezpieczenia danych swoich obywateli przed inwigilacją poprzez przenoszenie serwerów na terytorium państw-członków Unii.