Tajlandia cenzuruje internet, by stłumić głosy krytyków informujących świat o tym, jak kraj nie radzi sobie z pandemią koronawirusa. Posługuje się przy tym regulacjami prawnymi, które mają chronić społeczeństwo przed „sianiem publicznej paniki” – informuje organizacja pozarządowa Access Now broniąca cyfrowych praw człowieka.
Problemy w Tajlandii zaczęły przybierać na sile we wczesnych miesiącach 2020 roku, kiedy wybuchły protesty studenckie przeciwko wojskowym rządom premiera gen. Prayuta Chan-o-cha.
Demonstracje przerwały milczenie w sprawie krytycznego podejścia do monarchii, wzywano do reformy ustroju. To bezprecedensowe działanie miało jednak również inny wymiar – w organizacji protestów wykorzystano na masową skalę internet i media społecznościowe, które nigdy wcześniej w Tajlandii nie były używane w taki sposób. Ostatecznie to właśnie w internecie protesty społeczne przybrały najbardziej masowy charakter, rozprzestrzeniając się na wiele platform, w tym – Twittera, TikToka, Facebooka, YouTube’a oraz popularne w Tajlandii komunikatory, takie jak Telegram czy Bridgefy.
Niezadowolenie z władzy znalazło swój wyraz nawet na Tinderze, który zmienił się w platformę służącą do komunikacji, koordynacji i organizowania demonstracji.
Pandemia a tłumienie prostestów
Według organizacji Access Now, rząd Tajlandii w krótkim czasie sięgnął po retorykę siania paniki w społeczeństwie, wykorzystując do tego artykuły 112 i 116 tajskiego kodeksu karnego. Na tej podstawie dokonywano zatrzymań i aresztowań poszczególnych osób zaangażowanych w koordynację protestów w sieci, aktywiści byli również oskarżani w związku z przepisami regulującymi „przestępstwa komputerowe”. Wśród osób skazanych z tego tytułu - oprócz demokratycznych działaczy - znaleźli się również politycy opozycji, dziennikarze i obrońcy praw człowieka.
Władza w Tajlandii bardzo często posługuje się argumentem, że cenzura w sieci ukierunkowana na tłumienie protestów ma zapewnić spokój i przestrzeganie reżimu sanitarnego podczas pandemii COVID-19.
Argument „siania paniki” wśród opinii publicznej zyskał na sile w marcu 2020 roku, po wprowadzeniu przez rząd stanu wyjątkowego na terenie całego kraju oraz uchwaleniu regulacji, która penalizuje rozprzestrzenianie się fałszywych informacji „mających wpływ na bezpieczeństwo, porządek publiczny i moralność” w kraju.
Nowe prawo, jak się wkrótce okazało, to narzędzie ukierunkowane na walkę z opozycją – pisze na swoim blogu Access Now. W praktyce regulacja blokuje możliwość krytykowania w sieci jakichkolwiek działań ze strony rządu.
Tajlandia oskarża platformy o nieprzestrzeganie prawa
We wrześniu 2020 roku tajska administracja oskarżyła platformy internetowe takie jak Facebook, Twitter i Google o nierespektowanie lokalnych regulacji i rządowego nakazu cenzurowania treści, związanych z protestami w kraju, które według władz naruszają tajską rację stanu, obrażają monarchię i sieją niepokój społeczny.
Regulacje o których mowa zobowiązują firmy dostarczające usługi cyfrowe nie tylko do cenzurowania treści, ale także rejestrowania ruchu i przechowywania tych danych przez okres nawet dwóch lat na wypadek, gdyby tajskie władze zechciały z nich skorzystać w prowadzonych postępowaniach karnych.
Czy rząd chce przykryć niepowodzenia w walce z COVID-19?
Według cytowanych przez Access Now aktywistów i dziennikarzy, działania tajskiego rządu ukierunkowane są na przykrycie problemów, z jakimi kraj boryka się w obliczu kolejnej fali pandemii koronawirusa i zakażeń wariantem Delta.
Grupa Internet Law Reform Dialogue (iLaw) zajmująca się monitoringiem praworządności i wolności słowa zwraca uwagę, że uchwalone w ostatnim czasie regulacje cenzurujące internet są wykorzystywane w Tajlandii do walki z osobami, które ujawniają prawdę o tym, jak rzeczywiście wygląda sytuacja zdrowotna w kraju. Przykładem może być nałożona w lipcu 2021 roku kara finansowa na jednego z artystów hip-hopowych, którą otrzymał za wpis na Twitterze. Skrytykował w nim działania premiera Tajlandii w obliczu pandemii.
Oprócz walki z krytyką rządu w internecie, tajska administracja blokuje także aktywność społeczeństwa obywatelskiego w świecie offline – napisano na blogu organizacji. W kraju na porządku dziennym są zatrzymania przez organy ścigania, które są coraz bardziej brutalne. Policja stosuje wobec protestujących obywateli armatki wodne, gaz łzawiący i gumowe kule. W mediach pojawiły się również doniesienia o incydentalnym użyciu ostrej amunicji.
Access Now podkreśla, że Tajlandia nie jest jedynym krajem w Azji, w którym podczas pandemii koronawirusa zwiększyła się kontrola społeczeństwa obywatelskiego i tłumione są ruchy demokratyczne. Jak wskazali eksperci, na liście państw, które wykorzystują pandemię jako pretekst do umocnienia władzy, znajdują się również m.in. Indie, Malezja i Singapur.
Czytaj także: 43 lata więzienia za krytykowanie rodziny królewskiej w mediach społecznościowych
Chcemy być także bliżej Państwa – czytelników. Dlatego, jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected]. Przyszłość przynosi zmiany. Wprowadzamy je pod hasłem #CyberIsFuture.