Social media
Facebook narzędziem Rosji na Ukrainie
„Teraz nie chodzi o to, żeby mówić o demokracji. Chodzi o walkę o demokrację” powiedział w odniesieniu do nieustającej kampanii dezinformacyjnej Moskwy Dmytro Zołotuchin, wiceminister polityki informacyjnej Ukrainy. Facebook jest w niej wykorzystywany od samego początku.
Wiosną 2015 roku ukraiński prezydent Petro Poroszenko naciskał na Marka Zuckerberga, aby portal Facebook powstrzymał rozprzestrzenienie się fałszywych informacji wypuszczonych przez Kreml. Operacja miała na wzbudzić nieufność względem nowej administracji oraz poprzeć rosyjską inwazję części Ukrainy.
Strona ukraińska złożyła propozycję utworzenia w Kijowie specjalnego biura Facebook’a. Miałoby być ono obsadzone osobami, które dobrze znają sytuację polityczną państwa, a zatem skutecznie przyczynić się do rozwiązania sprawy rosyjskiej wojny informacyjnej. Przedstawiciele Zuckerberga nie uznali propozycji za poważną.
Facebook nie zdołał rozwiązać większości problemów związanych z rosyjską działalnością online, a potwierdzeniem tego była akcja przeprowadzona przez Moskwę ukierunkowana na wybory prezydenckie w USA w 2016 roku. W obu przypadkach agenci korzystali z fikcyjnych kont w celu rozprzestrzeniania dezinformacji. „Mówiłem wprost, że istnieją ogniska trolli; że posty i reposty promują wiadomości, które są fałszywe” – powiedział w 2015 roku szefom Facebooka Dmytro Shymkiw, ówczesny wiceminister administracji prezydenckiej.
Portal przeprowadził poważne reformy swojej platformy, ponieważ wybory prezydenckie w USA w 2016 roku uświadomiły przedstawicielom firmy oraz społeczeństwu, że rosyjscy agenci korzystają z możliwości Facebooka, aby wpływać na politykę pozostałych państw. Apel sprzed trzech lat ze strony Ukrainy pokazuje, że gigant mediów społecznościowych bagatelizował sprawę nieprawidłowego użytkowania platformy przez różnych aktorów.
Przedstawiciele Facebook’a bronią swojego stanowiska wskazując, że Dmytro Shymkiv podczas spotkania nie poruszył kwestii rosyjskiej dezinformacji, a zamiast tego mówił o normach firmy dotyczących usuwania treści. Dodatkowo podkreślili, że to, co wydarzyło się na Ukrainie, nie było zapowiedzią tego, co miało miejsce w Stanach Zjednoczonych podczas wyborów w 2016 roku.
Niebawem pojawiły się kolejne zgłoszenia dotyczące nadużyć ze strony m.in. Filipin czy Myanmaru. Poszkodowani stwierdzili, że Facebook nie podjął odpowiednich środków w celu walki z kampanią deinformacyjną. Po emisji filmu dokumentalnego „The Facebook Dilemma” oraz przedstawieniu dowodów w sprawie działalności fałszywych kont powiązanych z Rosją, władze portalu podjęły decyzję o rozpoczęciu akcji usuwania fikcyjnych kont oraz nienawistnych wypowiedzi. Kolejnym krokiem było nawiązanie współpracy z podmiotami na niższym szczeblu. Facebook zlecił pracę związaną z wyszukiwaniem błędnych informacji lokalnym organizacjom, podczas gdy w siedzibie inżynierowie budowali automatyczne narzędzia do rozwiązywania problemu na globalną skalę.
Rosyjska kampania dezinformacyjna zaskoczyła władze Facebook’a. Dotychczas bowiem portal był postrzegany jako narzędzie wzmacniania demokracji. Podczas rewolucji na Majdanie w 2014 roku Facebook pomagał społeczności ukraińskiej organizować pomoc medyczną, dostawy dla rewolucjonistów czy opracowywanie taktyki stawiania oporu.”Nie potrafiliśmy zrozumieć, w jaki sposób nasz portal może być wykorzystany do złych rzeczy” – stwierdziła Naomi Gleit, wiceprezydent Facebook’a ds. dobra społecznego.
W celu ochrony zbliżających się wyborów do Kongresu powołano specjalny zespół, który przeprowadzi przegląd i usunie niewłaściwe posty oraz fikcyjne profile. W samym sierpniu Facebook zlikwidował 652 fałszywe konta i strony powiązane z Rosją i Iranem.
Zeynep Tufekci, profesor Uniwersytetu Północnej Karoliny w Chapel Hill, krytykując działania portalu wskazał, że już znacznie wcześniej wzywał przedstawicieli firmy do usunięcia fałszywych plotek podczas arabskiej rewolucji w 2011 roku. „Taktyką Facebook’a jest powiedzenie: <<Oh… Byliśmy ślepi>>, podczas gdy w rzeczywistości ludzie ich ostrzegali, błagali przez lata. (…) Są połączeniem niezdolności i niechęci do uchwycenia i uporania się z tą złożonością problemu” - podsumował.
Byli pracownicy Facebook’a z kolei podkreślają, że zdawali sobie sprawę z rosyjskiej ingerencji online na Ukrainie, ale albo nie mieli pełnego obrazu problemu, albo nie mieli możliwości przeniesienia ostrzeżenia wyżej, do władz firmy. Elizabeth Linder, do 2016 roku specjalista ds. polityki Facebooka w Europie, Bliskim Wschodzie oraz Afryce powiedziała, że dezinformacja była zjawiskiem wysoce niepokojącym, szczególnie w regionie Europy Wschodniej. Z drugiej jednak strony zaznaczyła: „W firmie, która jest zbudowana z liczb, danych i pomiarów, anegdoty czasami gubią się po drodze”.
Wraz z wkroczeniem na nowe rynki Facebook, w niektórych miejscach stawał się głównym źródłem informacji. Związku z tym władze firmy podjęły działania mające na celu zapewnienie gwarancji, że ich platforma jest wykorzystywana w sposób właściwy. Jednak wysiłki nie były w pełni skuteczne, co pokazuje kampania dezinformacyjna na Filipinach. Podczas spotkania w Singapurze w 2016 roku Maria Ressa, redaktor filipińskiej strony „Rappler”, pokazała przedstawicielom Facebook’a, jak zwolennicy prezydenta Rodrigo Duterte wykorzystują portal do rozpowszechniania fałszywych informacji, wzywając równocześnie do agresji wobec oponentów.
Skala zaniedbań sięga dalej. W tym roku australijski przedsiębiorca technologiczny David Madden, mieszkający przez pewien okres w Myanmarze, zorganizował w siedzibie Facebook’a w Kalifornii seminarium dla pracowników opisujące, w jaki sposób portal stał się narzędziem buddyjskich przywódców, wzywających do zabijania muzułmańskiej mniejszości Rohingya. W marcu Organizacja Narodów Zjednoczonych oświadczyła, że Facebook miał decydujący wpływ na ludobójstwo. „Zmienił się (przyp. red. Facebook) teraz w bestię, a nie w to, co pierwotnie zamierzał” – powiedział badacz ONZ Yanghee Lee.
W wielu krajach firma nie posiada żadnych pracowników lub też partnerów w terenie. Władze odmawiają podania konkretnych informacji, ile znajduje się siedzib w poszczególnych regionach. To tym bardziej niepokoi Ukrainę, Myanmar oraz inne państwa, które podejrzewają, że moderatorzy treści są stronniczy, nieodpowiednio przeszkoleni lub nie posiadają niezbędnej biegłości językowej oraz kulturowej.
Przedstawiciele ukraińskiego rządu podkreślają, że w czasie rewolucji w 2014 roku rosyjska kampania informacyjna trwała w pełni, również na portalu Facebook. Codziennie były publikowane fałszywe informacje potępiające rewolucję i usiłujące legitymizować inwazję twierdząc, że Ukraina jest siedliskim czeczeńskich terrorystów kierowanych przez nazistów.
Innym problemem jest tworzenie fałszywych kont oficjalnych ministerstw i polityków, w tym Poroszenki. Zamieszczano na nich fikcyjne i podburzające informacje, które miały pogorszyć wizerunek rządu. Dmytro Zolotukhin, wiceminister polityki informacyjnej, oraz inni specjaliści z zakresu cyberbezpieczeństwa Ukrainy wnioskowali u władz Facebook’a, aby dodać kontrole weryfikacyjną obejmującą prawdziwe konta oraz usunąć fałszywe profile. Nie podjęto jednak żadnych działań.
W 2015 roku doszło do kilku spotkań na linii ukraiński rząd-Facebook. Podczas dyskusji wielokrotnie padły słowa pewności, że to Rosja używa fałszywych kont, aby prowadzić kampanię dezinformacyjną. W obliczu napięcia władze portalu podjęły decyzję o wysłaniu specjalnego zespołu, mającego na celu zbadanie całej sprawy. Po tym wydarzeniu przedstawiciele Facebook’a odrzucali wszelkie próby kontaktu ze strony Kijowa.
Konflikt na Ukrainie nie gaśnie. Cały czas toczone są działania wojenne. Trwa aktywna wojna, w której Rosja nieustannie wykorzystuje Facebook’a do prowadzenia swojej kampanii. Władze portalu próbują pozostać na marginesie w sprawie konfliktu między Kijowem a Kremlem. „Teraz nie chodzi o to, żeby mówić o demokracji. Chodzi o walkę o demokrację” – podsumował Zolotukhin.
Źródło: The New York Times