Armia i Służby
#CyberMagazyn: Na wojnę ze smartfonem. Ukraińscy żołnierze motywują naród
Widok ukraińskiego żołnierza ze smartfonem na linii frontu nikogo nie powinien dziwić. Wojskowi regularnie korzystają z internetu, swoich mediów społecznościowych, przyczyniając się do m. in. podnoszenia morale i motywacji narodu. W jaki sposób? Tworząc chociażby spontaniczne filmiki z wybuchem radości po osiągnięciu sukcesu. Smartfon nie musi być „szkodnikiem” na wojnie.
W trakcie konferencji „Niepodległość informacji”, która miała miejsce w Akademii Sztuki Wojennej przedstawiciele ukraińskiej armii oraz reprezentanci środowiska medialnego z Polski i Ukrainy dyskutowali na temat roli mediów w czasie trwania konfliktu zbrojnego. Na podstawie przykładów z pola walki opisywali wojenną rzeczywistość dziennikarzy, a także mechanizmy działania rosyjskiej propagandy.
Czytaj też
Prawda może być szkodliwa
Jednym z mówców był sierż. Roman Vintoniv, dziennikarz (znany pod pseudonimem Michael Shchur), a od momentu inwazji Rosji również żołnierz 112. Brygady Obrony Terytorialnej Sił Zbrojnych Ukrainy.
Podzielił się swoim bogatym doświadczeniem, jakie zyskał pracując w zawodzie zarówno w czasie pokoju, jak i wojny. Dzięki temu na swoim przykładzie poznał różnice i zauważył, jak odmienna jest rola dziennikarza w trakcie konfliktu.
Jego zdaniem, gdy kraj jest stabilny, nie musi zmagać się z wojenną rzeczywistością, zadaniem mediów jest przekazywanie prawdziwej informacji w możliwie najpełniejszej formie.
Z kolei w momencie wybuchu konfliktu to się zmienia, ponieważ – jak tłumaczy sierż. Roman Vintoniv – „przekazywanie prawdziwej informacji może być dla nas (jako strony konfliktu – red.) szkodliwe”.
Z tego względu dziennikarz przekazuje mniej wiadomości, czego skutkiem jest powstanie informacyjnej próżni. „Ludzie starają się ją w jakiś sposób wypełnić. Zaczynają szukać treści i tu wkracza rosyjska propaganda” – tłumaczył ukraiński żołnierz-dziennikarz.
Żołnierz ze smartfonem
Dlatego tak ważne jest, aby wspomnianą lukę wypełniać wartościowym przekazem, który w przypadku Ukrainy tworzą... sami żołnierzem.
Jak przekazał por. Andrii Kovalov, szef służby współpracy ze społeczeństwem i rzecznik prasowy 112. Brygady Obrony Terytorialnej Sił Zbrojnych Ukrainy, wojskowi walczący na froncie mają przy sobie smartfony, korzystają z internetu (dzięki Starlinkom) i swoich mediów społecznościowych. Tworzą treści, jak np. krótkie filmiki ze spontaniczną radością po osiągnięciu sukcesu na polu bitwy, które następnie publikują w sieci.
Niemalże natychmiast są one nagłaśniane i przekazywane dalej. Jednak w tym wszystkim, poza rozgłosem, niosą szczególnie istotną rzecz – to mentalne wsparcie i motywują do dalszej walki.
Czytaj też
Dziennikarze mają być sojusznikami
Wojsko nie może izolować się od mediów, nawet w sytuacji konfliktu, co potwierdza przykład Ukrainy.
„Dziennikarze mają być naszymi sojusznikami. Jeśli nie będziemy z nimi współpracować, sami będą próbować zdobywać informacje, co skończy się tragicznie” – wskazał por. Andrii Kovalov.
Nie musicie brać informacji z rosyjskich źródeł, tak samo jak nie musicie brać wody ze śmietnika.
Por. Andrii Kovalov, szef służby współpracy ze społeczeństwem i rzecznik prasowy 112. Brygady Obrony Terytorialnej Sił Zbrojnych Ukrainy
Sierż. Roman Vintoniv zwrócił jednak uwagę, że zbieranie materiałów na obszarach objętych wojną musi być konsultowane z siłami zbrojnymi. Dlaczego? Ponieważ przysłowiowa „samowolka” może zaszkodzić Ukrainie i naraża dziennikarzy na utratę zdrowia, a nawet życia.
Nie zostać pionkiem Kremla
O tym, jak niebezpieczną pracą jest bycie korespondentem wojennym mówiła Karolina Pajączkowska, dziennikarka TVP Info i TVP World, która relacjonowała konflikt będąc na miejscu.
„Gdybyśmy znaleźli się na terenach okupowanych przez Rosja, oni by nas po prostu zabili” – podkreśliła.
Dziennikarka ujawniła także dylemat, z jakim każdego dnia musiała się zmierzyć, przygotowując materiały z pogrążonej wojną Ukrainy.
Niektórzy reporterzy zginęli. Niektórych auta zostały ostrzelane.
Karolina Pajączkowska, dziennikarka TVP Info i TVP World
„Każdego dnia stawałam przed dylematem, czy mówić dokładnie o tym, co widzę i ryzykować, że wyląduję w rosyjskiej telewizji propagandowej” – podzieliła się swoimi przeżyciami z uczestnikami konferencji.
Karolina Pajączkowska odniosła się tutaj do przykładu z wojennej rzeczywistości. Jak przekazała, zdarza się, że pomoc humanitarna na Ukrainie jest rozkradana.
„I co? Mam mówić o tym otwarcie na głos?” – zapytała retorycznie, wyjaśniając, że gdyby tak zrobiła, fragment jej publicznej wypowiedzi zostałby wycięty przez rosyjską telewizję i pokazany jako dowód złej sytuacji w Ukrainie, o której mówi się nawet w Polsce.
Czytaj też
Cel osiągnięty
Zdaniem gen. bryg. Huberta Glica, dyrektora Ośrodka Monitorowania i Analiz MON, rosyjska propaganda jest skostniała i scentralizowana.
„Komunikaty najczęściej pojawiają się z opóźnieniem i zanim zostaną udostępnione, przestrzeń informacyjna jest już wypełniana ukraińskim przekazem” – zaznaczył. Wynika to z m.in. tego, że ukraińskie dowództwo pozwala żołnierzom na tworzenie treści prosto z frontu i publikowanie ich w internecie.
Jednak cały czas należy mieć na uwadze, że rosyjska propaganda niezmiennie jest obecna i realizuje przede wszystkim cel wewnętrzny, jakim jest „utrzymanie obecnej władzy przy władzy”.
„Widzimy sukces propagandy na rynku wewnętrznym. Cały czas obserwujemy akceptację społeczną dla rosyjskiego rządu” – zwrócił uwagę gen. bryg. Hubert Glica.
W Polsce mówi się, że media to czwarta władza. W Rosji nie ma czwartej władzy. Ani trzeciej czy drugiej. Jest tylko jedna. To apart służ, w którym jest aparat propagandy i dopiero w nim znajdują się media.
Gen. bryg. Hubert Glica, dyrektor Ośrodka Monitorowania i Analiz MON
Bycie w kontakcie
Sierż. Roman Vintoniv podkreślił w trakcie konferencji, że nie da się „zamknąć ekranów” rosyjskim propagandystom i w ten sposób ograniczyć ich wpływy. Jedynym wyjściem w walce z dezinformacją jest „utrzymywanie stałego kontaktu z ukraińskimi odbiorcami”.
„Jeśli się od nich oddalimy – my jako dziennikarze i przedstawiciele mediów – pojawi się pole dla rosyjskiej dezinformacji, co wykorzysta Kreml” – wyjaśnił dziennikarz znany również jako Michael Shchur.
Jak dodał: „Im więcej kontaktu z żołnierzem, tym lepiej, ponieważ będzie miał więcej >>elementów stykowych<< z ukraińskim społeczeństwem”.
Dziennikarz na wojnie nie jest neutralny.
Sierż. Roman Vintoniv, dziennikarz, a od momentu inwazji Rosji również żołnierz 112. Brygady Obrony Terytorialnej Sił Zbrojnych Ukrainy.
Pomocne w tym obszarze są memy. Rozprzestrzeniają się same na ogromną skalę i w ten sposób pomagają podnieść na duchu Ukraińców.
Czytaj też
Fakty są święte
Dla prof. Yevhena Fedchenko, redaktora naczelnego StopFake i dyrektora Mohylanskiej Szkoły Dziennikarstwa, jedną z najważniejszych wartości jest prawo dostępu do informacji.
„Komentarze są bezpłatne, ale fakty są święte” – stwierdził i dodał, że Rosja dąży do „usunięcia faktów z infosfery”.
Zdaniem profesora nie ma czegoś takiego jak ukraińska propaganda. Wynika to z faktu, że Kijów „nie ma czym dezinformować, ponieważ mówi prawdę”.
W swojej wypowiedzi zwrócił uwagę, że skuteczność jego kraju w wojnie informacyjnej tkwi w przygotowaniu. Poszczególne elementy systemy rozwijano od lat, co pozwala teraz zbierać tego owoce.
Nie można stworzyć systemu do walki z dezinformacją, gdy wojna już się zaczęła.
Prof. Yevhen Fedchenko, redaktor naczelny StopFake i dyrektor Mohylanskiej Szkoły Dziennikarstwa
Co więcej, bardzo pomocna była i jest znajomość głównych rosyjskich aktorów stojących za dezinformacją oraz stworzenie mapy narracji. W ten sposób Ukraińcy nie dają się zaskoczyć putinowskiej propagandzie.
Serwis CyberDefence24.pl otrzymał tytuł #DigitalEUAmbassador (Ambasadora polityki cyfrowej UE). Jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected].
Haertle: Każdego da się zhakować
Materiał sponsorowany