Reklama

Polityka i prawo

Jak wywołać panikę w Internecie przed Światowymi Dniami Młodzieży?

  • Rakieta nośna Sojuz-2.1a w trakcie przygotowań do startu z kosmodromu "Wostocznyj". Fot. Roskosmos / federalspace.ru

Jak łatwo byłoby wywołać falę hejtu w sieci na Światowe Dni Młodzieży i tym samym doprowadzić do wybuchu paniki na ogromnej imprezie masowej? Michał Fedorowicz, ekspert z firmy Apostołowie Opinii nie ma wątpliwości – byłoby to bardzo proste.

Apostołowie Opinii to przedsiębiorstwo, które zajmuje się budowaniem pozytywnego wizerunku firm w sieci. Fedorowicz podzielił się swoimi spostrzeżeniami podczas konferencji Pięć żywiołów, która w zeszłym tygodniu miała miejsce w Krakowie. Goście rozmawiali tam o bezpieczeństwie na Światowych Dniach Młodzieży. Jednym z tematów było kierowanie nastrojami publicznymi podczas imprezy z pomocą mediów społecznościowych. Negatywne wpisy i komentarze mogą realnie zaszkodzić organizatorom ŚDM.

- 90 proc. osób czyta komentarze, 90 proc. im ufa, 75 proc. zmienia zdanie pod ich wpływem – mówił Michał Fedorowicz.

Mariupol zdobyty w sieci

Po co ktoś miałby to robić? Żeby podważyć autorytet władz i organizatorów i wywołać panikę. O tym, że to możliwe, świat przekonał się podczas wojny na Ukrainie. Podczas oblężenia Mariupolu doskonale sterowano tam nastrojami publicznymi – z jednej strony zachęcając ludność cywilną do natychmiastowej ucieczki, z drugiej – zagrzewając ją do obrony miasta. Mnogość sprzecznych komunikatów wywołała dokładnie taki efekt, jaki najprawdopodobniej był na rękę siłom sprzymierzonym z Rosjanami. – Na potrzeby działań w Mariupolu produkowano 1000 fałszywych profili dziennie  – opowiadał ekspert.

Budowanie profesjonalnego hejtu w sieci to nie jest robota dla jednego frustrata, tylko praca dla skoordynowanego zespołu kilkudziesięciu osób. Najpierw potrzebne są nam fałszywe konta na Facebooku – od niego bowiem trzeba zacząć. – Facebook to główne pole walki. Jestem w stanie wymyślić 30 nazwisk w ciągu godziny. Fałszywe konta to tak zwane laleczki. Można wyprodukować 100 laleczek dziennie przy skromnych środkach – tłumaczył Michał Fedorowicz.

Z takiej laleczki, (czy inaczej „pustaka”) później robimy „lajkera” – czyli profil, który będzie zaznaczał opcję „lubię to” na ważnych dla nas postach. Laleczkę trzeba „napompować”, czyli obudować jej profil znajomymi, zdjęciami, polubionymi stronami – tak, by jak najbardziej przypominała stronę prawdziwej osoby. Ten proces jest czasochłonny, ale po ok. trzech miesiącach laleczka staje się dobrym „zombie”. Ma swoich znajomych, może udostępniać posty. Facebook próbuje oczywiście walczyć z tego typu praktykami, ale nie jest w stanie wyłapać wszystkich fałszywych kont.

Lotnictwo i rezerwa

Mając już armię profili – zombie zaczynamy generować negatywne opinie o Światowych Dniach Młodzieży. Oczywiście organizatorzy imprezy mogą zgłaszać podejrzane konta do Facebooka, a pracownicy internetowego giganta je usuną. To jednak trwa – odpowiedź na zgłoszenie może zająć kilka godzin, a nawet dni. W sieci to wieczność, która pozwoli hejterom na osiągnięcie zamierzonego efektu. Poza tym organizatorzy Światowych Dni Młodzieży musieliby zatrudnić kilkadziesiąt osób, które zajmowałyby się wyłącznie monitorowaniem komentarzy.

- Czy przy tej imprezie jest procedura usuwania opinii, które sieją ferment, są zagrożeniem? Na oficjalnym profilu na Facebooku może np. pojawić się informacja „zatroskanych obywateli”, którzy przewidują, że podczas ŚDM stanie się coś złego. Najgorszą rzeczą będzie, jeśli takie posty zostaną bez odpowiedzi – tłumaczył ekspert.

Twitter pełni w internetowej wojnie rolę lotnictwa. Jest bardzo popularny wśród młodych ludzi, a założenie konta trwa chwilę. Fedorowicz opowiadał, że Państwo Islamskie zakłada na Twitterze od 5 do 10 tys. kont miesięcznie. Znów pojawia się pytanie, jakie organizatorzy ŚDM mają procedury, żeby takie konta  wyłapywać i usuwać.

„Rezerwą” do ataku są pozostałe portale, takie jak Instagram czy Google Plus. Obróbka zdjęć i filmów jest jednak na tyle czasochłonna, że zazwyczaj wykorzystuje się je już po ew. zdarzeniu.

Harakiri i dobitka

Ważne w całym procesie są „petardy”, czyli wiadomości, które zelektryzują internautów. Nic nie stoi na przeszkodzie, by były całkowicie zmyślone. Fedorowicz podał przykład pisma, udającego wewnętrzną korespondencję organizatorów i mówiącego o poważnych lukach w bezpieczeństwie zlotu. Takie pismo mogłoby być rozpowszechniane w formie printscreena. Wiadomość jest podawana dalej, zombie klikają pod postami „lubię to”, linki do printscreena pojawiają się w komentarzach na różnych stronach internetowych. Zasięg  rażenia musi być duży, dlatego nie chodzi tylko o strony dedykowane Światowym Dniom Młodzieży. Komentarze równie dobrze mogą się pojawiać np. na portalach sportowych. Hejterzy będą produkować niepokojące wiadomości o różnej treści. Jedna grupa będzie podważać autorytet organizatorów, druga – sensowność imprezy, trzecia udowodni, że nie jest tam bezpiecznie.

Wszystkie negatywne posty trzeba „napompować”. Liczy się ilość (liczba polubień)  i jakość, czyli interakcja- jak często wiadomość jest udostępniana i komentowana.  – Pompowanie do żmudny proces, Potrzebna jest do tego „fabryka trolii” zatrudniająca ok. 20 osób – mówił na konferencji Michał Fedorowicz.

Ostatni etap akcji hejtowania to tak zwane „harakiri i dobitka”. Najważniejsze jest bowiem to, jak firmy (lub w tym wypadku – organizatorzy) reagują już po kryzysie.  Często negatywne wydarzenie jest albo lekceważone, albo komentowane z pozycji siły. Obie opcje to gwarancja porażki. Lekceważące zachowanie organizatorów wywoła kolejną falę hejtu. – Najważniejszy jest dobór komunikacji do zdarzenia i "plan ewakuacyjny" na wypadek, gdyby coś faktycznie się zdarzyło – dodał Michał Fedorowicz.

Przed organizatorami Światowych Dni Młodzieży jest więc sporo pracy. Do imprezy zostały raptem dwa miesiące.

Reklama

Komentarze

    Reklama