Przypadki rekrutacji informatyków wśród studentów czy pracowników na rynku nie są niczym specjalnym i robią to agencje wywiadowcze wszystkich państw. Dobrym przykładem jest tutaj amerykańska NSA. Różnice jednak pojawiają się w metodach rekrutowania hakerów.
Każdy obywatel Rosji, który posiada odpowiednie wykształcenie oraz umiejętności z zakresu cyberbezpieczeństwa, prędzej czy później spotka na swojej drodze kogoś z Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) lub innych służb państwowych. Taka osoba otrzyma następnie możliwość pracy dla administracji. Jeżeli odmówi, a służby będą mieć podstawę do podjęcia wobec niego działań (np. niewielkie naruszenie przepisów), to jedynym wyjściem pozostaje ucieczka z kraju.
Czytaj też: Rosyjscy hakerzy udają haktywistów
Dlatego bardzo atrakcyjną grupą potencjalnych pracowników są osoby działające w rosyjskim półświatku przestępczym. New York Times opisuje w swojej publikacji kilka historii, z których wynika, że za działania dla FSB, skazani mogli uzyskać znacznie krótszy wyrok, czasami nawet jego kasację. Osób odmawiających pójścia na taką współpracę ma być znacznie mniej. Wynika to z prostej kalkulacji, kilka miesięcy lub lat pracy w FSB może znacznie zmniejszyć prawomocny wyrok.
Warto przypomnieć, że rosyjscy więźniowie według władz ukraińskich brali również udział w walkach w Donbasie. Okazuje się więc, że skazani są obecni również na "cyfrowym froncie".
Czytaj też: Rosyjscy więźniowie walczą w Donbasie. Starcia w rejonie Debalcewa
Administracja rosyjska publikuje również ogłoszenia na portalach społecznościowych, rekruterzy również szukają ukrytych talentów nawet w rosyjskim dark net. W dodatku student podlega obowiązkowej służbie wojskowej, aby uniknąć "trudów rekruta" związanych z codzienną służbą w jednostce liniowej, może zgłosić się do „szwadronu naukowego”.