Technologie
Apple Vision Pro. Dystopijna innowacja, której nikt nie potrzebuje [OPINIA]
Wielka innowacja, urządzenie, które przywróci wiarę w metawersum, produkt VR, na który wszyscy czekali - m.in. takie komentarze wybrzmiewały wśród entuzjastów marki Apple po konferencji, na której zaprezentowano okulary Vision Pro do obsługi mieszanej rzeczywistości. Produkt ten jednak nie jest ani nikomu potrzebny, ani niczego nie zmieni.
Nowy sprzęt Apple'a - gogle do obsługi mieszanej rzeczywistości Vision Pro, zaprezentowano podczas poniedziałkowej konferencji WWDC . Cena tego urządzenia to - jak ogłosił producent - 3 tys. 499 dolarów, czyli jedyne 14,5 tys. zł w przeliczeniu na polską walutę.
To bardzo dużo, zważywszy na to, że w przypadku innych urządzeń do obsługi AR/VR, które pojawiały się na rynku, ceny również nie są najniższe. Meta Quest Pro koncernu Marka Zuckerberga kosztuje 999 dolarów, a zapowiedziane na jesień tego roku gogle Meta Quest 3 mają kosztować 500 USD, tym samym obniżając cenę poprzedniej wersji - Quest 2 ma potanieć do 299 USD. Na kieszeń przeciętnego konsumenta, zwłaszcza w czasach rosnących kosztów życia, kryzysu mieszkaniowego i gospodarczego widocznego nie tylko w Polsce, ale i w USA, jak i innych krajach - to wiele. Priorytety, co naturalne, są zupełnie gdzie indziej.
Życie zapośredniczone
Propozycja Apple'a, okrzyknięta przez fanów marki jako game-changer, który ożywi branżę wirtualnej i rozszerzonej rzeczywistości, a wraz z nią koncept metawersum ( pisałam o nim w ujęciu filozoficzno-społecznym tutaj ) ma jednak głębszy wymiar. To kolejne urządzenie, które sprawi, że nasze życie będzie jeszcze mocniej zapośredniczone przez ekrany.
Podczas prezentacji urządzenia widzimy ojca rodziny, który sprawdza e-maile z wykorzystaniem nowych gogli (to samo można zrobić na smartfonie). Jego córka kopie piłkę, którą ojciec (wciąż w swoim Vision Pro na głowie) niby mimochodem również trąca nogą. Wniosek? Oboje - ojciec w goglach, córka bez - świetnie się bawią... z tym, że nie.
Tak naprawdę nie wchodzą ze sobą w żadne interakcje, a sprawdzanie wiadomości na telefonie to mimo wszystko nieco mniej sygnalizujące kompletne ignorowanie drugiej osoby działanie, niż założenie sobie na twarz ekranu w formie gogli. Oczywiście reklamówka Apple'a wygładza ten obraz, abyśmy przyjmowali tę sytuację myśląc, że przecież ojciec widzi i córkę, i swoje e-maile.
Apple uważa, że w ten sposób przedstawia nam wizję świata, o której marzył Zuckerberg , w którym obiekty wirtualne przenikają się z realną rzeczywistością. Oddala obawy o izolację, w którą każdy użytkownik gogli do obsługi VR w dotychczasowej formie się zagłębi - to urządzenia zaprojektowane do tego, aby korzystać z nich w samotności, nawet, jeśli przebywamy w tej samej chwili z innymi osobami w pomieszczeniu.
Prawda jest jednak taka, że Vision Pro pogłębi naszą izolację i sprawi, że jeszcze więcej życia przeniesie się do świata wirtualnego. Może chcą tego Big Techy - ale na pewno nie użytkownicy. Szczególnie ci młodzi.
Opór
Z ankiety Piper Sandler wynika, że nastolatki (przynajmniej te amerykańskie) wcale nie chcą wirtualnej rzeczywistości. Codziennie z rozwiązań do jej obsługi korzysta jedynie 4 proc. młodych mieszkańców USA. 29 proc. nastolatków posiada urządzenie do obsługi VR, ale to smartfon wygrywa konkurencję o uwagę - iPhone'a od Apple ma aż 87 proc. amerykańskich nastolatków. To do niego przyzwyczajeni są młodzi.
Świadczą o tym liczby - tylko 7 proc. młodzieży deklaruje, że planuje w przyszłości kupić nowe urządzenie do obsługi VR, a 52 proc. twierdzi, że w ogóle nie jest zainteresowana kupnem nowej generacji takich gadżetów (lub nie ma na ten temat zdania). Oczywistym jest, że Apple długo pracowało nad tą technologią, zatem w końcu musiało ją pokazać - co ciekawe, niszcząc przy tym reputację firmy, która sprzedawała nam przez długi czas prywatność (Vision Pro to kilkanaście aktywnych kamer i czujników, które nieustannie monitorują użytkownika).
Czas pandemii, w którym wszyscy przeżywaliśmy zamknięcie w domach z powodu lockdownów, a firmy technologiczne zaczęły marzyć o przeniesieniu nas - zablokowanych w ten sposób i odciętych od możliwości normalnego życia - do wirtualnych światów, które będą kontrolować - już minął. Nie chcemy zamykać się w domach z komputerem na głowie - wystarczy nam pracy przy laptopie i scrollowania treści na smartfonach.
Vision Pro nie jest rozrywką, której będziemy szukać - jest drogim gadżetem dla bogatych menedżerów, którzy nie mają na co wydawać pieniędzy i z ciekawości poznają nowinki technologiczne, aby zająć czymś myśli. To dystopijny projekt, który jeszcze bardziej zaburzy nasze relacje i sprawi, że będzie łatwiej nami manipulować - abyśmy byli do granic produktywni (sprawdzanie e-maili w czasie, który można poświęcić rodzinie) i do granic podłączeni do sieci (życie w realu to dla Big Techów największy koszmar).
Nadzieja
Wróćmy do ceny. 3 tys. 499 dolarów to cena rozsądna - piszę to z pełną świadomością absurdu, jaki może wybrzmiewać w tym zdaniu. To odpowiednia kwota, którą trzeba zapłacić za to, by móc swobodnie korzystać z urządzenia izolującego nas od bliskich, ściągającego nam na głowę jeszcze więcej pracy i wkręcającego nas w wir cyfrowej reklamy, odbierającego nam prywatność i sprawiającego, że stracimy poczucie upływającego czasu. Miejmy nadzieję, że właśnie dzięki tej zaporowej cenie, w pułapkę Vision Pro wpadnie bardzo niewielu.
Serwis CyberDefence24.pl otrzymał tytuł #DigitalEUAmbassador (Ambasadora polityki cyfrowej UE). Jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected].