Reklama

Polityka i prawo

Tajemnice Putina w sieci?

Fot. Ana Paula Hirama/flickr
Fot. Ana Paula Hirama/flickr

Mało znane na Zachodzie grupy hakerskie, takie jak Shaltai Boltai, ukraiński Cyber ​​Alliance i CyberHunta, od lat penetrują rosyjskie systemy, przyczyniając się do wycieku ogromnej ilości danych. Są one gromadzone i publikowane przez stronę Distributed Denial of Secrets (DDoS).

Strona Distributed Denial of Secrets (DDoS) publikuje treści związane rosyjskimi oligarchami i działaczami Kremla, które wyciekły w wyniku incydentu skierowanego na tysiące skrzynek e-mailowych.  Witryna została założona miesiąc temu. Emma Best, współzałożycielka strony, powiedziała, że najnowsze ​​rosyjskie dane zostaną opublikowane w najbliższych dniach.

Wspomniane treści dotyczą różnorodnych problemów. „Od polityków, dziennikarzy, bankierów, oligarchów, nacjonalistów, separatystów po terrorystów działających na Ukrainie (…) Setki tysięcy e-maili, wiadomości Skype, treści na Facebooku oraz wiele innych dokumentów” – tłumaczy Emma Best.

Strona DDoS to wysiłek wolontariuszy, których celem jest stworzenie jednego miejsca, gdzie zebrane zostaną wiadomości, dane oraz dokumenty wyciekłe w wyniku ataków hakerskich. Witryna stanowi rodzaj biblioteki akademickiej lub muzeum dla specjalistów zajmujących się naruszeniami danych. Znajdują się w nich tak różnorodne artefakty, jak  na przykład pliki, które Korea Północna ukradła Sony w 2014 roku, bądź dane Specjalnej Służby Ochrony Państwa Azerbejdżanu.

W rosyjskiej zakładce znajduje się na przykład wyciek z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, którego fragmenty szczegółowo opisują rozmieszczenie wojsk na Ukrainie w czasie, gdy Kreml stanowczo zaprzeczał obecności militarnej w regionie. W dziale tym nie brakuje informacji. Mało znane na Zachodzie grupy hakerskie, takie jak Shaltai Boltai, ukraiński Cyber ​​Alliance i CyberHunta, od lat penetrują rosyjskie systemy, ujawniając liczne dane.  

Projekt DDoS zebrał ponad 200 000 e-maili. W sumie zawiera obecnie ponad 60 historii różnych wycieków, co daje około 175 gigabajtów danych. Wśród nich znajduje się m.in. rosyjska kampania prowadzona przeciwko Hilary Clinton podczas ostatnich wyborów prezydenckich.

DDoS różni się od WikiLeaks tym, że skupia się na gromadzeniu, organizowaniu oraz kontrolowaniu wycieków, które już się pojawiły publicznie. Według Nicholas’a Weaver’a, badacza z z University of California, Emma Best jest osobą, która „rzeczywiście wykona dobrą robotę”. Jak sam podkreśla – „Dane są tak rozproszone, że umieszczenie wszystkiego w jednym miejscu to ogromna korzyść”.

Reklama
Reklama

Komentarze