Polityka i prawo
Nowa broń w wojnie informacyjnej
Generowane komputerowo treści wideo, tzw. „deepfake”, to pole do działania dla oszustów chcących ingerować np. w nastroje polityczne w społeczeństwie, a także nowa broń w wojnie informacyjnej - ocenia w poniedziałek agencja Associated Press.
Nowa technologia pozwala każdemu stworzyć materiał wideo, w którym pojawiają się znane postaci, np. prezydent USA Donald Trump czy wysocy rangą dyplomaci, wypowiadający się na kontrowersyjne tematy w sposób podburzający opinię publiczną - informuje AP.
Jak donosi agencja, zarówno Republikanie jak i Demokraci w USA doceniają obecnie wagę problemu, jaki niesie ze sobą możliwość tworzenia treści, w których generowane komputerowo obrazy znanych postaci życia publicznego wypowiadają bulwersujące twierdzenia i są nie do odróżnienia od prawdziwych osób, które udają. Materiały wideo tego rodzaju, zwane "deepfake", zdaniem władz USA są potencjalnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa wewnętrznego kraju, a także mogą stać się narzędziem wpływu na zbliżające się wybory.
Zdaniem ekspertów, obawy władz są zasadne, a pytanie które należy postawić w tym temacie nie dotyczy tego, czy materiały tego rodzaju zostaną wykorzystane do wywierania wpływu na wybory polityczne Amerykanów, ale kiedy to się stanie.
Według specjalisty z zakresu kryminalistyki cyfrowej Hany'ego Farida, "w USA najpewniej wykorzystanie tej technologii będzie miało po raz pierwszy miejsce w kampanii przed wyborami uzupełniającymi zaplanowanymi na ten rok, później zaś - za dwa lata, przed wyborami powszechnymi. Technologia ta oczywiście nie zna granic, zatem zagrożone są nie tylko Stany Zjednoczone" - zauważa.
"Wkroczyliśmy w nową rzeczywistość, w której bardzo trudne stanie się stwierdzenie, czy to co widzimy jest zgodne z prawdą" - ocenia. Zdaniem Farida, prawdopodobny jest również scenariusz, w ramach którego ludzie zaczną uważać prawdziwe wypowiedzi polityków i celebrytów za sfabrykowane. Jak zauważa ekspert, sytuacja taka stanowi poważne zagrożenie dla demokracji.
Wideo typu "deepfake" powstaje z wykorzystaniem sztucznej inteligencji działającej w oparciu o algorytmy głębokiego uczenia. Materiałem wyjściowym dla treści tego rodzaju stają się często zdjęcia bądź filmy przedstawiające daną osobę, a także zapisy dźwiękowe jej głosu. Algorytm uczy się, jak naśladować i odtwarzać mimikę danej osoby, jej głos, intonację oraz rodzaj używanego słownictwa. Bardzo często oszuści tworzący materiały typu "deepfake" wykorzystują autentyczne nagrania, które łączą ze sztucznie wygenerowanym obrazem - zauważa agencja AP.
Jak ocenia badacz bezpieczeństwa międzynarodowego związany z Uniwersytetem Stanforda w Kalifornii Andrew Grotto, "w ciągu najbliższego roku lub dwóch lat rozróżnienie między prawdziwym nagraniem wideo a sfabrykowanym materiałem dla zwykłego odbiorcy stanie się niezwykle trudne". Jego zdaniem "technologia ta (pozwalająca na tworzenie materiałów "deepfake" - PAP) będzie naturalnym narzędziem wykorzystywanym przez państwa celem manipulowania opinią publiczną i przeprowadzania kampanii dezinformujących, a także podkopywania wiary w obecnie istniejące instytucje".
Według AP, technologia tworzenia fałszywych materiałów wideo mogła już być wykorzystana do celów politycznych. Agencja powołuje się na opinię byłego ambasadora USA w Rosji Michaela McFaula, który swoją funkcję pełnił w latach 2012-2014. Jego zdaniem, Rosjanie wykorzystywali tego rodzaju treści wideo w kampaniach dezinformacyjnych, wymierzonych w cele polityczne na przestrzeni lat, a on sam stał się ofiarą jednej z nich. Jak twierdzi McFaul, został on przedstawiony w treściach wideo rosyjskiej propagandy, w których "pocięto jego przemówienia i zmontowano" w sposób świadczący o tym, że "powiedział rzeczy, o których nigdy nie myślał, a nawet oskarżono go o pedofilię".
Haertle: Każdego da się zhakować
Materiał sponsorowany