Polityka i prawo
Newslettery - nowy kanał dystrybucji politycznej dezinformacji
Newslettery to nowy kanał dystrybucji politycznej dezinformacji, która dociera w ten sposób bezpośrednio do swoich odbiorców i wymyka się działaniom fact-checkerów, którzy mogą weryfikować jedynie publicznie zamieszczane informacje. E-mail przez wielu ekspertów jest tymczasem postrzegany jako najsilniej oddziałujący środek komunikacji.
Dziennik „New York Times" opisuje przypadek kłamstwa, które w swoim newsletterze zawarł republikański członek Izby Reprezentantów z Teksasu - Dan Crenshaw. W treści rozesłanej do swoich odbiorców korespondencji twierdził on, że w ramach kwoty 1,75 mld dolarów przeznaczonej przez administrację Bidena na walkę z klimatem i zwiększenie bezpieczeństwa socjalnego będzie wdrożona powszechna opieka zdrowotna (program Medicare).
Nieprawdziwe twierdzenie zawarte było w korespondencji, która trafiła do zwolenników i osób zaangażowanych finansowo w kampanię Crenshawa. Jak zwraca uwagę dziennik, każdorazowo dezinformujący e-mail może trafić do setek tysięcy odbiorców w tej samej chwili - i całkowicie wymknąć się przy tym jakiejkolwiek weryfikacji.
Mailowy eksperyment
Dziennikarze „NYT" w sierpniu zapisali się na listy mailingowe 390 senatorów i reprezentantów ubiegających się o reelekcję w 2022 roku. Przeczytali też ponad 2,5 tys. e-maili od polityków, próbując zmapować skalę manipulacji i dezinformacji, która ma miejsce za pomocą tej formy komunikacji.
Jak ocenili po zakończeniu eksperymentu, obie partie - zarówno Demokraci, jak i Republikanie - sprawnie wykorzystują środki m.in. takie, jak hiperbole.
Zdaniem gazety, nadawcy republikańscy znacznie częściej w swoich mailach dezinformowali, bądź też promowali tezy nie znajdujące żadnego potwierdzenia w faktach. Jednym z takich twierdzeń była teza o tym, jakoby prezydent Biden każdemu nielegalnemu migrantowi przybywającemu do USA dawał 450 tys. dolarów.
Polecamy: Prawda kontra deepfakes. „Idealne warunki do szerzenia coraz bardziej wyrafinowanej dezinformacji”
Skąd wzięła się ta informacja?
Ze zmanipulowania wiadomości o tym, że amerykańskie ministerstwo sprawiedliwości prowadziło negocjacje w sprawie możliwego zawarcia ugody w ramach pozwów od imigranckich rodzin, które administracja poprzedniego prezydenta USA - Donalda Trumpa - siłowo rozdzieliła na granicy.
Niektóre z nich do dziś nie zdołały się połączyć, jednak rekompensaty, które mają być im przyznane w ramach pozwów z pewnością będą dużo mniejsze, niż kwota podana przez republikańskich polityków.
Demokraci dezinformują o aborcji i swoich przeciwnikach
Demokraci dezinformują znacznie mniej niż Republikanie, a pośród powielanych przez nich nieprawdziwych tez znajdują się te, które mogą ugodzić politycznego przeciwnika. Do spraw takich należy m.in. temat zakazu aborcji.
W mailingu od reprezentantki Carolyn Maloney można było przeczytać, że wprowadzone w Missisipi prawo zakazujące aborcji jest „niemal identyczne do tego w Teksasie, w którym zakazana jest aborcja po 6. tygodniu ciąży". Tymczasem, prawo w stanie Missisipi zakazuje aborcji po 15. tygodniu.
Maloney co prawda przeprosiła za dystrybuowanie nieprawdy w swoich mailach, zapowiedziała też, że w przyszłości jej zespół będzie ostrożniej sprawdzał treści wysyłane w wiadomościach do jej wyborców i wyborczyń.
Warto przeczytać: Dezinformacja na Facebooku napędza kryzys na granicy Polski i Białorusi
Republikanie, którzy zostali przez gazetę przyłapani na powielaniu nieprawdy w swoich newsletterach, nie ustosunkowali się do prośby "NYT" o komentarz w tej sprawie.
Dezinformacja polityczna jest coraz bardziej nieuchwytna
Zdaniem dziennika - zwłaszcza w kręgach republikańskich - dezinformacja i dystrybucja fałszywych informacji są coraz większym problemem.
Gazeta ocenia, że nasilenie tego zjawiska przyniosły czasy prezydentury Donalda Trumpa, które uświadomiły politykom, że im silniejszy i bardziej ekstremalny przekaz, tym większą wywołuje reakcję u odbiorców. Silniejsze emocje elektoratu przekładają się natomiast na wpłaty i finansowanie kampanii.
Bezradność fact-checkerów
Zjawisko dystrybucji fałszywych informacji za pośrednictwem poczty elektronicznej wymyka się fact-checkerom i organizacjom czuwającym nad weryfikacją tez głoszonych przez polityków. To, co widoczne na Facebooku i Twitterze, w mailach pozostaje jedynie pomiędzy nadawcą treści a ich odbiorcą.
Zdaniem ekspertów, politycy zdają sobie sprawę z niemocy, jaką organizacje zajmujące się fact-checkingiem są obarczone w starciu z newsletterami i sprawnie to wykorzystują.
E-mail to przy tym narzędzie kluczowe w gromadzeniu funduszy na kampanię - pisze „NYT". Jest tani i wyjątkowo efektywny - przeważnie większość dokonywanych wpłat ma związek właśnie z tą formą komunikacji z wyborcami, którzy niejednokrotnie są bombardowani emocjonalnym przekazem politycznym nawet codziennie.
Jak zwraca uwagę gazeta, walka z dezinformacją zawartą w newsletterach jest trudna ze względu na bardzo intymną naturę tego rodzaju komunikacji, ale też predyspozycje odbiorców do zaufania względem treści, które odbierają w prywatnej korespondencji.
Chcemy być także bliżej Państwa - czytelników. Dlatego, jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać - zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected]. Przyszłość przynosi zmiany. Wprowadzamy je pod hasłem #CyberIsFuture.
Haertle: Każdego da się zhakować
Materiał sponsorowany