Reklama

Polityka i prawo

Czarny scenariusz się nie ziścił. Wybory do Kongresu bezpieczne [KOMENTARZ]

Fot. Office of the Speaker/Gov.com/Domena publiczna
Fot. Office of the Speaker/Gov.com/Domena publiczna

„Udało się” – mogą powiedzieć amerykańskie służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo. Wydaje się, że czarny scenariusz z 2016 roku nie powtórzył się, a wybory do Kongresu przebiegły bez większych przeszkód – wynika z pierwszych wstępnych raportów. Szereg czynników mógł wpłynąć na taki przebieg wydarzeń.

Najważniejszą rzeczą, która uniemożliwiła powtórkę z wyborów prezydenckich była świadomość zagrożenia. W 2016 roku Amerykanie byli zaskoczeni rozmachem i pomysłowością działania rosyjskich służb, które wykorzystały Internet i media społecznościowe do uderzenia w Stany Zjednoczone. Narzędzia, która miały służyć promocji demokracji na świecie, zostały użyte przeciwko najstarszej demokracji na świecie. 2 lata później czynnik zaskoczenia już nie wystąpił. Amerykańskie służby odkurzyły z półek książki i prace na temat środków aktywnych, zarządzania refleksyjnego i innych technik stosowanych przez rosyjskie służby i odpowiednio się przygotowały. Wszelkie możliwe informacje o potencjalnej ingerencji traktowano tym razem bardzo poważnie. Przed 2016 rokiem, amerykański wywiad też otrzymał informacje od źródła na Kremlu o zbliżającym się ataku na instytucje demokratyczne, ale sygnał ten zlekceważył. Dlatego świadomość tego co może się stać była absolutnie najważniejsza. Przejawiało się to również w komunikacji ze społeczeństwem, które wielokrotnie publicznie ostrzegano o możliwym zagrożeniu.

Druga kwestia dotyczy współpracy międzyrządowej oraz partnerstwa prywatno - publicznego. W 2016 roku nie funkcjonowało ono dobrze. Komitet Partii Demokratycznej nie chciał współpracować z FBI, obawiając się, że amerykańskie służby prowadzą śledztwo przeciwko Hillary Clinton. Źle również wyglądała współpraca rządu federalnego z gubernatorami poszczególnych stanów. Wywodzący się z Partii Republikańskiej obawiali się zbyt dużej ingerencji rządu Baracka Obamy. Utrudniło to wykorzystanie zasobów federalnych do ochrony systemów wyborczych. Problem ten został rozwiązany poprzez nowe prawo uznające infrastrukturę wyborczą za element infrastruktury krytycznej, co ułatwiło wykorzystanie sił amerykańskiego rządu. W końcu obie partie współpracowały z organami ścigania i wywiadem, co przyniosło pozytywny efekt.  

Działania ukierunkowane na zabezpieczenie wyborów nie przyniosłyby pożądanych skutków bez bliskiej współpracy z gigantami internetowymi, a w szczególności właścicielami platform mediów społecznościowych. W 2016 roku Facebook i Twitter – główne platformy wykorzystane przez Rosję były niechętnie kasowaniu treści i usuwaniu kont, argumentując to obroną wolności słowa. Same były zaskoczone rosyjską pomysłowością, co przyznał Mark Zuckerberg podczas przesłuchania w Kongresie. Przez 2 lata wiele się jednak zmieniło, a administratorzy zarówno Facebooka i Twittera podjęli aktywne działania ukierunkowane na walkę z dezinformacją. Nawiązali również bliską współpracę z rządem federalnym, dzięki czemu mogli być lepiej informowani i tym samym ostrzegani o potencjalnej aktywności. Wydaje się, że to proaktywna polityka właścicieli mediów społecznościowych ograniczyła działania dezinformacyjne do minimum.

Trzeci powód, dla którego nie przeprowadzono operacji, wiążę się z systemem politycznym Stanów Zjednoczonych. W wyborach wybierano członków Senatu i Izby Reprezentantów. Trudno jest kierować kampanię propagandową wymierzoną we wszystkie osoby. Zresztą zdecydowana większość kandydatów zarówno z Partii Republikańskiej, jak i Demokratycznej ma negatywne stosunek do Rosji, a liczba tzw. Putinversteher jest absolutnie minimalna. Stanom Zjednoczonym nigdy nie groziło, że Kongres zostanie zdominowany przez naiwnych miłośników Rosji. Specyfika wyborów do Kongresu oraz niewielki zysk możliwy do uzyskania mogły przekonać decydentów w Moskwie, że nie warto podejmować ryzyka oraz angażować znacznych zasobów.

Ostatnią rzeczą, która mogła zdecydować o bezpieczeństwie wyborów to skuteczna strategia odstraszania. W 2016 roku Barack Obama i jego administracja bała się podjąć bardziej zdecydowanych kroków przeciwko Rosji. Obawiano się oskarżeń o sprzyjanie Hillary Clinton oraz przestraszono się, że rosyjskie odwetowe cyberataki mogą spowodować ogromne szkodę Stanom Zjednoczonym. Niestety administracja Obamy kompletnie nie rozumiała, że nic tak nie zachęca agresora – Rosji do dalszej agresji niż okazywanie słabości, brak decyzyjności i ciągłe wahanie się. Obecna administracja jest o wiele bardziej zdecydowana do działania. Bombardowanie sił syryjskiego prezydenta Baszara al.-Asada, zaatakowanie rosyjskich najemników z grupy Wagner w Syrii pokazały, że prezydent Trump nie ma problemu ze stosowaniem siły militarnej. Ponadto w ostatnim czasie doszło do poważnych zmian w polityce prowadzenia działań ofensywnych w cyberprzestrzeni. Poluzowano prawo w tym obszarze, dzięki czemu US CYBECOM uzyskało większą elastyczność w prowadzaniu operacji. W tym samym czasie doradca ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton zapowiedział zwiększenie aktywności USA w cyberprzestrzeni. Słowa szybko przerodziły się w czyny i potencjalni agresorzy z rosyjskiego wywiadu otrzymali informacje ostrzegające o konsekwencjach ingerencji w wybory prezydenckie. Pojawiły się one na ekranach ich służbowych komputerów, co było pewną demonstracją amerykańskiej siły w cyberprzestrzeni.

 Lekcja dla Polski

Polskę czeka w niedalekiej przyszłości maraton wyborczy.  Przykład Stanów Zjednoczonych pokazuje, że współpraca organów rządowych, sektora publicznego i prywatnego oraz odpowiednia polityka informacyjna pozwala zwiększyć ochronę procesu wyborczego oraz walczyć z negatywnymi skutkami operacji dezinformacyjnych w Internecie. Oczywiście, Polska nie posiada takich zasobów ani środków jak Stany Zjednoczone, ale również nie posiadają ich państwa takie jak Francja, Niemcy czy Holandia, którym udało się zapobiec ingerencji na szeroką skalę. Niestety inicjatywa portalu „Bezpieczne wybory” zainagurowana przez Ministerstwo Cyfryzacji 3 tygodnie przez wyborami samorządowymi nie jest wystarczająca. Potrzebne są skoordynowane ponadpartyjne działania na większą skalę oraz zaangażowanie grup pozarządowych.

Reklama

Haertle: Każdego da się zhakować

Materiał sponsorowany

Komentarze

    Reklama