Cyberbezpieczeństwo
Wirusy w internetowych reklamach. Na co uważać?
Cyberprzestępcy coraz częściej wykorzystują Google Ads do rozpowszechniania złośliwego oprogramowania wśród niczego niepodejrzewających użytkowników. Zwykle celem są osoby, które szukają w sieci popularnych programów na swoje urządzenia.
Przykładem może być podszywanie się przez atakujących pod m.in. Grammarly, MSI Afterburner, Slack, Dashlane, Malwarebytes, Audacity, μTorrent, OBS, Ring, AnyDesk, Libre Office, Teamviewer, Thunderbird i Brave – podaje Bleeping Computer.
Kampanie polegają na wiernym odwzorowaniu oficjalnych witryn powyższych produktów. „Sklonowane" strony służą do dystrybucji złośliwego oprogramowania. Pobranie pliku i jego otwarcie prowadzi do infekcji urządzenia (np. Raccoon Stealer, Vidar Stealer, IcedID).
Czytaj też
Warto być czujnym
Aby zmniejszyć ryzyko instalacji wirusa poprzez reklamę w sieci, warto korzystać z narzędzi blokujących reklamy. Im mniej ich będziemy mieć, tym większe nasze bezpieczeństwo (i mniejsza irytacja).
Cyberprzestępcy są sprytni. Nie brakuje przypadków, w których to ich pozycje Google zamieszcza wysoko na liście wyszukiwania. Z tego względu poszukując określonego programu/firmy/produktu, warto nie klikać w tzw. „pierwsze-lepsze" odnośniki, lecz przeskrolować listę wyników w celu odnalezienia linku, przenoszącego bezpośrednio na oryginalną stronę danej marki.
Zawsze warto kierować się podstawowymi zasadami cyberhigieny i dokładnie sprawdzać adresy witryny, z której zamierzamy korzystać. Jeśli cokolwiek wzbudzi nasze obawy, lepiej wyjść i nie narażać się na ryzyko. Literówki, błędy językowe czy inne nieprawidłowości powinny nas zaalarmować.
Czytaj też
Serwis CyberDefence24.pl otrzymał tytuł #DigitalEUAmbassador (Ambasadora polityki cyfrowej UE). Jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na: [email protected].