Ataki DDoS nękają polskie instytucje, organizacje, firmy i administrację publiczną. To jeden z instrumentów działania np. rosyjskich grup hakerskich. Na ile są groźne i czy można się przed nimi skutecznie chronić?
Ataki DDoS to jeden z instrumentów wykorzystywanych w ramach wojny w Ukrainie. Od rosyjskiej inwazji nastąpił wzrost liczby tego typu incydentów. Wśród analityków i ekspertów można spotkać się z oceną, że mają one podłoże polityczne. Stąd też nie może dziwić fakt, że Polska jest jednym z głównych celów DDoS - nasz kraj aktywnie wspiera Ukrainę na wielu polach.
Czytaj też
DDoS. Co to takiego?
Dla wyjaśnienia przypomnijmy, że DDoS (ang.Distributed Denial of Service) to rodzaj ataku np. na serwer lub stronę internetową, który generuje sztuczny ruch tak, aby wykorzystać wszystkie wolne zasoby ofiary i doprowadzić do niedostępności usług. W efekcie użytkownicy nie mogą wejść na np. daną witrynę lub platformę.
Może go przeprowadzić nawet osoba nie posiadająca wysokich umiejętności. Wystarczy, że za opłatę (np. 10 euro) wykupi sobie usługę lub narzędzie i za pomocą jednego kliknięcia jest w stanie zablokować wybraną witrynę internetową.
Czy taki prosty atak może wiązać się dużymi stratami?
Czytaj też
Prosty atak, duże straty?
„Nawet relatywnie proste ataki mogą spowodować duże straty finansowe i wizerunkowe" – mówi przed naszymi kamerami Rafał Magryś, wiceprezes zarządu Exatel. Wyjaśnia, jak polskie podmioty (firmy, instytucje, administracja) podchodzą do cyberbezpieczeństwa.
Choć istnieją rozwiązania pozwalające chronić się przed atakami DDoS, to jednak wciąż ich wykorzystanie w naszym kraju nie jest powszechne. Dlaczego tak się dzieje?
Zobaczcie całą rozmowę z przedstawicielem firmy Exatel:
Serwis CyberDefence24.pl otrzymał tytuł #DigitalEUAmbassador (Ambasadora polityki cyfrowej UE). Jeśli są sprawy, które Was nurtują; pytania, na które nie znacie odpowiedzi; tematy, o których trzeba napisać – zapraszamy do kontaktu. Piszcie do nas na:[email protected].
Haertle: Każdego da się zhakować
Materiał sponsorowany