Reklama

Social media

Christoper Wylie: potrzebujemy nowych przepisów ws. użycia danych

FOT. FLICKR.COM / THOUGHT CATALOG / CC 2.0
FOT. FLICKR.COM / THOUGHT CATALOG / CC 2.0

Christopher Wylie, który ujawnił szczegóły działalności Cambridge Analytica, ocenił w rozmowie z PAP, że ustawodawcy i opinia publiczna muszą nadrobić braki regulacyjne w branży technologicznej albo będą mierzyć się z zagrożeniem manipulacji wyborczych.

W połowie marca gazeta "The Observer" opublikowała wywiad z Wyliem, w którym ujawnił on m.in. że Cambridge Analytica (CA) naruszyła prawo, pozyskując i wykorzystując w celach komercyjnych dane dotyczące nawet 50 mln osób zarejestrowanych na Facebooku (ok. 1/3 wszystkich użytkowników w Ameryce Północnej), które były następnie wykorzystywane w celu przewidywania ich decyzji wyborczych i wpływania na nie.

"Użyliśmy Facebooka do pozyskania milionów profili osób, a następnie zbudowaliśmy modele, które wykorzystywały to, co o nich wiedzieliśmy, i ich wewnętrzne demony (w celu tworzenia skutecznych przekazów politycznych). To był fundament, na którym zbudowano całą firmę" - powiedział Wylie.

W rozmowie z PAP i przedstawicielami kilku europejskich dzienników Wylie podkreślił, że chciał ujawnić sposób działania firmy, bo "pomagał ją założyć i poczuł się odpowiedzialny za to, żeby (...) przynajmniej poinformować władze i ludzi" o tym, co się stało, "jeśli nie naprawić - bo niektórych rzeczy nie da się naprawić". Jak zaznaczył, Cambridge Analytica regularnie mierzyła się z problemem konfliktu interesów, jednocześnie świadcząc usługi na rzecz wojska i ministerstw obrony Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych i Kanady, a także doradzając prezydentowi USA i biorąc udział w kampaniach wyborczych na całym świecie.

"W demokratycznych krajach zakazujemy wojsku wpływania na wybory, a tymczasem tu mamy firmę, która bierze udział w wyborach i działa jako doradca dla niektórych z najważniejszych polityków na świecie" - tłumaczył swoje wątpliwości. Jak przypomniał, Cambridge Analytica stworzyła także "olbrzymią bazę informacji o obywatelach - przy czym wiemy, że przynajmniej część danych była pozyskana niezgodnie z prawem - a później nadal współpracowała z wojskowymi klientami".

"Myślę, że to stanowi poważne ryzyko zatarcia granicy pomiędzy śledzeniem ludzi a zwykłymi badaniami rynkowymi. Amerykańskie NSA czy brytyjskie GCHQ (agencje wywiadowcze - PAP) nie mogą zbierać informacji o prywatnych osobach, ale firmy mogą i nie podlegają temu samemu systemowi ograniczeń" - ostrzegł.

Wylie potwierdził, że oprócz zaangażowania w Wielkiej Brytanii i USA, gdzie agencja prowadziła kampanię na rzecz Trumpa, CA odbyła także rozmowy dotyczące działań we Włoszech. Jak jednak zastrzegł, nie był pewien, czy i z jaką partią podjęto współpracę. We włoskich mediach pojawiały się m. in. sugestie dotyczące współpracy z radykalnie prawicową Ligą Północną.

Pytany o pojawiające się w mediach sugestie możliwego zaangażowania Cambridge Analytica w wybory prezydenckie w Polsce w 2015 roku, Wylie - który opuścił firmę pod koniec 2014 roku - powiedział, że nic nie wie na ten temat. Odrzucił spekulacje dotyczące ukrytego znaczenia tego, że udzielał wywiadów w pomarańczowej bluzie z napisem "Warszawa", podkreślając, że po prostu "bardzo sobie ceni" ubrania jej producenta, krakowskiej firmy MISBHV. Jak zastrzegł, Cambridge Analytica była aktywna przede wszystkim w krajach rozwijających się, m.in. w Afryce i Ameryce Południowej, gdzie "wykorzystywała słabiej rozwinięte instytucje".

"Moim zdaniem w ten sposób wygląda współczesny kolonializm: prywatne firmy wykorzystują (...) te słabości i zarabiają na tym pieniądze, w szczególności na zasobach naturalnych. (...) SCL Group (spółka-matka Cambridge Analytica - PAP) zarobiła więcej pieniędzy nie tyle na projektach dotyczących wyborów, ale na tym, co dzieje się po wygranych wyborach: na pozyskiwaniu i wykorzystywaniu wpływu nad rządami" - powiedział.

Wylie zaapelował do ustawodawców w rozwiniętych demokracjach, aby nadrobili zaległości w zakresie regulacji prawnych dotyczących masowego użycia danych osobowych, bo jego zdaniem ich brak może stanowić zagrożenie nie tylko w "kwestii ochrony prywatności, ale także możliwości bezpośredniego wpływania na przebieg wyborów".

Były pracownik CA ocenił, że w sytuacji braku jasnych przepisów Facebook "nadmiernie skomplikował prawniczy język opisujący warunki używania platform", w efekcie naruszając "uzasadnione oczekiwania użytkowników", którzy założyli w przeszłości konto na platformie, nie mając świadomości, "że teoretycznie każda aplikacja - nawet taka, której nie używają, mogła pozyskać ich dane bez komunikowania im tego".

"Nieuczciwe jest mówienie, że użytkownicy powinni zaakceptować, że oddają wszystko do dyspozycji tych platform, które stały się nierozłącznym elementem współczesnego życia. Ludzie naprawdę muszą ich używać: praktycznie nie można dostać pracy, jeśli nie masz LinkedIna; nie możesz funkcjonować czy skończyć studiów, jeśli nie używasz Google'a" - argumentował.

"Naprawdę nie znoszę tego argumentu, że ludzie wiedzieli, co robią - to trochę tak, jakby powiedzieć po wypadku samochodowym, że wiedziałeś, na co się piszesz, bo wsiadłeś do samochodu" - ironizował, podkreślając, że konieczne są szczegółowe regulacje, które zabezpieczą prawa użytkowników. Wylie ocenił, że jednym z rozwiązań mogłoby być wprowadzenie przepisów zbliżonych do tych, które regulują funkcjonowanie usług komunalnych, np. dostęp do energii elektrycznej.

"Uderzające jest dla mnie, że skoro te platformy stają się coraz bardziej niezbędne dla codziennego życia, to może powinniśmy spojrzeć na nie w podobny sposób" - powiedział. Wylie ostrzegł - opierając się na doświadczeniu kampanii prowadzonych przez Cambridge Analytica - że połączenie analizy danych osobowych z mediami społecznościowymi otwiera bezprecedensowe możliwości prowadzenia działań propagandowych.

"W historii polityki zawsze mieliśmy do czynienia z dezinformacją, ale teraz można ją wzmocnić w sposób, którzy nigdy wcześniej nie był możliwy. (...) Kluczowa różnica polega na tym, że tutaj używa się oszustwa, tworzy się fałszywą rzeczywistość, w ramach której kieruje się swój komunikat do ludzi, którzy są bardziej podatni na teorie spiskowe - to jest zupełnie co innego od (tradycyjnego prowadzenia kampanii) przez pukanie do drzwi wyborców" - tłumaczył.

Wylie ujawnił m.in., że CA badała możliwość wykorzystania pojęcia "deep state" (ang. ukrytego państwa) i paranoi wobec rządu, który miałby "przyjść i zabrać Amerykanom pistolety". "Jeśli jesteś w stanie zidentyfikować grupę ludzi podatnych na takie przekazy, stworzyć blogi czy strony internetowe, które wyglądają jak informacje i pokazać im to (...), to oni później włączą CNN czy inne media głównego nurtu, zobaczą, że tam nie pojawia się to, o czym czytają w internecie i pomyślą, że oni też coś ukrywają, że są częścią spisku" - tłumaczył.

Wylie ostrzegł, że szefowie Cambridge Analytica - miliarder Robert Mercer i Steve Bannon, były główny strateg w administracji Donalda Trumpa i były szef serwisu Breitbart - używali jej do budowania globalnego ruchu alt-right (tzw. alternatywnej prawicy), często samodzielnie opłacając prowadzone działania w celu zbudowania poparcia dla swoich kandydatów w wyborach na różnych szczeblach.

"Bannon poszukiwał nowych narzędzi, aby dodać je do swojego arsenału służącego prowadzeniu wojny kulturowej. On naprawdę tak to nazywa i postrzega, więc z jego punktu widzenia było coś atrakcyjnego w wynajęciu SCL Group, które było podwykonawcą dla wojska w operacjach informacyjnych i propagandowych" - zaznaczył.

Były pracownik Cambridge Analytica przyznał, że zainteresowanie po ujawnieniu sposobów działania firmy jest "przytłaczające" i "emocjonalnie wykańczające", ale podkreślił, że uznał za konieczne, aby publicznie opowiedzieć o szczegółach prowadzonych przez nią operacji.

Po pierwszych wywiadach Wyliego Facebook zablokował jego konto, usuwając także wszystkie wiadomości przesłane za pomocą komunikatora Messenger. "Irytujące jest to, że tak wiele innych platform używa systemu potwierdzenia tożsamości przez Facebooka (...), ale chodzi tu o coś więcej: o władzę, jaką serwis ma nad nami. (...) To pokazuje, jaką siłę ma platforma, która może po prostu usunąć twoją tożsamość - i zdajesz sobie sprawę z tego dopiero wtedy, kiedy to zrobią" - powiedział.

Wylie potwierdził też, że współpracuje z szeregiem brytyjskich instytucji prowadzących śledztwo w sprawie działalności Cambridge Analytica, w tym z biurem brytyjskiego Komisarza ds. Informacji (ICO, odpowiednik polskiego GIODO), Komisją Wyborczą i jednostką poświęconą cyberprzestępczości w Narodowej Agencji ds. Zwalczania Przestępczości.

Źródło:PAP
Reklama
Reklama

Komentarze