Ostatnie znane doświadczenia Mattisa z zagrożeniami cybernetycznymi pochodzą z 2011 roku, kiedy jako przywódca Centralnego Dowództwa Stanów Zjednoczonych składał wyjaśnienia przed senacką komisją do spraw sił zbrojnych. Podczas tego zeznania poruszył temat w bardzo ogólny sposób, bez wskazania na żadne konkrety. Trzeba jednak pamiętać, że od tego czasu znaczenie cyberbezpieczeństwa w wojskach USA wzrosło w sposób skokowy.
Jak pisze FCW.com, wielu ekspertów obawia się, że Mattis w swoich decyzjach dotyczących wdrażania nowych koncepcji czy rozwiązań będzie szukał uzasadnienia w polityce historycznej. Nowy sekretarz obrony zamierza natomiast wspierać innowacje. Sam kandydat przez wielu komentatorów jest nazywany „Marines z krwi i kości”, czyli kimś, kto nie analizuje prezentacji czy wysłuchuje analiz, tylko oczekuje realnych działań.
Z kolei jeden z jego doradców, Mark Wynne, były sekretarz sił powietrznych w latach 2005-2008 znany jest ze swojej obszernej wiedzy na temat cyberbezpieczeństwa na poziomie krajowym. Co więcej, to właśnie on zapoczątkował dyskusję o pozostawieniu w niektórych urządzeniach wojskowych zamkniętych systemów analogowych, z założenia odpornych na cyberatak. Tak, aby nie zmieniać systemów na cyfrowe (reprogramowalne), gdzie nie ma to żadnego przełożenia na działalność operacyjną.
Czytaj też: Siły Powietrzne USA testują nowe możliwości cyberobrony
Obawy o osobę Mattisa wydają się wpisywać w obecne problemy związane z funkcjonowaniem sił zbrojnych w sektorze cybernetycznym oraz trudnościami, jakie napotykają przedstawiciele tego sektora. Chodzi o niewystarczający poziom współpracy pomiędzy wszystkimi podmiotami biorącymi udział w tej nierównej walce, nie tylko na poziomie krajowym, ale także międzynarodowym. Z pewnością cyberbezpieczeństwo na poziomie armii będzie jednym z najistotniejszych obszarów działalności nowego sekretarza obrony.