Reklama

Korea Północna rządzona przez kolejnego dyktatora posiada w swoim arsenale odpowiednio wysoko rozwinięte zdolności do walki cybernetycznej. Informował o tym w maju tego roku gen. Vincent Brooks, który z końcem kwietnia objął dowództwo Sił USA na półwyspie koreańskim, podlegających Dowództwu Stanów Zjednoczonych na Pacyfiku.

Same ataki hakerów z Korei Północnej nie są niczym nowym, choć wydawałoby się, że dużo bogatszy sąsiad, posiadający ogromne zaplecze technologiczne (siedziby w Seulu mają LG i Samsung), powinien sobie z nimi poradzić. Większość ataków do tej pory skupiała się na prywatnych przedsiębiorstwach takich jak banki, czy serwisy informacyjne. Jednak ten ostatni został dokładnie wycelowany w sieć należącą do wojsk Korei Południowej. 

Z oświadczenia przekazanego agencji Yonhap przez rzecznika armii Republiki Korei wynika, że hakerzy zdołali zaatakować intranet dowództwa cybernetycznego oraz wykraść poufne informacje. Wewnętrzna sieć została szybko odseparowana od innych składników infrastruktury. Obecnie prowadzone jest szczegółowe śledztwo, mające na celu wyjaśnienie, w jaki sposób hakerom udało się dostać do chronionego intranetu w strukturach wojskowych.

Czytaj też: Rządowi hakerzy zaatakowali wojskową sieć? Japonia zaprzecza

Oficjalne oświadczenie wyjaśniające całą sprawę zostanie podane dopiero po wykonaniu wszystkich niezbędnych czynności śledczych.

Zdolności hakerów koreańskich nie wydają się znacznie odbiegać od poziomu prezentowanego przez innych hakerów powiązanych z administracją państwową. Wielu ekspertów twierdzi, że są znacznie niższe. Siłą hakerów może być jednak ich liczba. Nieoficjalnie mówi się przynajmniej o tysiącu osób prowadzących działania wywiadowcze na rzecz jednego z ostatnich krajów komunistycznych.

Reklama
Reklama

Komentarze